Polska w ostatniej dekadzie miała dwóch mistrzów świata - w roku 2010 po miano najlepszego jeźdźca globu sięgał Tomasz Gollob, w minionym sezonie jego śladem poszedł Bartosz Zmarzlik. Bydgoszczanin, choć dla przeciętnego Kowalskiego z Warszawy jest jednym kojarzonym żużlowcem, nie wykorzystał w 100 proc. swojego sukcesu.
Znacznie młodszy gorzowianin nie chce popełnić tego błędu. Zwłaszcza, że pierwszy tytuł wywalczył w znacznie młodszym wieku. Zmarzlik ma wszystko, by zostać multimedalistą mistrzostw świata. Dlatego też chce wykorzystać swoje pięć minut i zabłysnąć w świecie reklamy. Nawet za symboliczną złotówkę (czytaj więcej o tym TUTAJ).
Czytaj także: Milionerzy niechętnie widziani w żużlowym środowisku
Aby tak się stało, Zmarzlik powinien nawiązać współpracę z jednym z dużych producentów napojów energetycznych. Wprawdzie ostatnio promował on napoje N-Gine, ale to nie ten sam kaliber, co Red Bull czy Monster.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
Można napisać sporo złego na temat napojów energetycznych, że szkodzą zdrowiu, itd. Fakty są jednak takie, że w znacznym stopniu utrzymują one motorsport. Red Bull i Monster zaczęły wykładać ogromne pieniądze na promocję poprzez Formułę 1, MotoGP, motocross, Rajd Dakar czy nawet żużel. Dlatego Zmarzlik, jako mistrz świata i kandydat do kolejnych tytułów, powinien należeć do którejś z tych stajni.
W polskich warunkach Red Bull i Monster mają swoich przedstawicieli (Maciej Janowski, Piotr Pawlicki, Patryk Dudek, Paweł Przedpełski), ale nikogo nie trzeba przekonywać, że nie mają oni porównania do Bartosza Zmarzlika. Nieprzypadkowo tylko on został mistrzem świata. I nawet jeśli pieniądze oferowane przez obie firmy są znacznie mniejsze niż mogłoby się wydawać kibicom, to współpraca z nimi dodaje pewnego prestiżu. Pozwala wejść do elitarnego grona.
Obie marki potrafią odpowiednio zadbać o swoich ambasadorów. Organizują szereg imprez, na które są zapraszani nie tylko sportowcy, ale coraz częściej piosenkarze i inni celebryci. W ten sposób można docierać do nowego grona osób, co wpływa m.in. na potencjał marketingowy. Nie zapominają też o nich, gdy ci znajdują się w potrzebie. Red Bull chętnie pomagał w załatwianiu formalności związanych z operacjami Emilowi Sajfutdinowowi czy Jason Crumpowi, a Monster nie zostawił na lodzie Darcy'ego Warda po fatalnym wypadku i kontuzji kręgosłupa.
Monster zorganizował ostatnio w Walencji akcję, w ramach której Valentino Rossi usiadł za kierownicą samochodu F1, a Lewis Hamilton dosiadł maszyny MotoGP. Red Bull wcześniej załatwił testy maszyny F1 Marcowi Marquezowi. Motocykl MotoGP testował znany z motocrossu Tony Cairoli, którego też wspiera Red Bull. To tylko kilka przykładów akcji, które zyskały spory rozgłos i podbiły świat social mediów i portali zajmujących się motorsportem.
Oczywiście, nikt Zmarzlika od razu nie zapozna z Hamiltonem i nie da mu samochodu F1 do wypróbowania. Jednak nawet w polskich realiach Red Bull potrafił zorganizować ciekawe akcje, jak chociażby wyścig żużlowców na ulicach Lublina czy też jazdy Jarosława Hampela na dachu katowickiego Spodka. To jest coś, co zostaje w pamięci ludzi niekoniecznie związanych z żużlem.
Jeśli Zmarzlik będzie robić wszystko tak jak inni żużlowcy wokół, to głową muru nie przebije. Nie wydostanie się poza żużlowy świat, który jest mocno hermetyczny i chociażby z poziomu Warszawy niedostrzegany.
Czytaj także: Trwa walka o żużlowe prawa telewizyjne
I niech dobrym przykładem będzie Andrzej Bargiel, który zjechał z K2 na nartach. To nisza i trudno uznać, by tego typu zajęcie było popularne w skali kraju. A jednak, Bargiel często pojawia się w telewizji i różnego rodzaju programach. Oczywiście z odpowiednim "bykiem" na czapeczce albo koszulce.