Żużel. Wielki talent z niewykorzystanym potencjałem. Smutna historia Adriana Gomólskiego

WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Na zdjęciu: Adrian Gomólski
WP SportoweFakty / Oliwer Kubus / Na zdjęciu: Adrian Gomólski

Gdy pytamy kibiców Startu Gniezno o Adriana Gomólskiego, mówią niemal jednym głosem - wielki talent z niewykorzystanym potencjałem. Jego kariera to smutna historia. Zapowiadał się znakomicie, a później gasł i gasł aż odstawił motocykl w kąt.

[tag=3]

Adrian Gomólski[/tag] to nieco kontrowersyjna postać, przynajmniej w Gnieźnie. Spora część kibiców dobrze zapamiętała jeden z jego internetowych komentarzy, w którym sugerował, że w miejsce stadionu należy postawić Biedronkę. To jednak sprawy pozasportowe i nie ma co ich roztrząsać. Niepodważalnym faktem jest to, że w starszym z braci Gomólskich drzemał niemały talent.

Czytaj także: Poszerzyła się kadra Startu Gniezno. Dołączył do niej Philip Hellstroem-Baengs

Są tacy, którzy twierdzą, że miał większy potencjał niż brat Kacper. Adrian pierwszy poważny sezon przejechał w 2004 roku. Wówczas zdobywał średnio 5-7 punktów na mecz i dołączył do teamu LNB Poland, z którym związane były takie tuzy speedwaya jak Jason Crump czy Krzysztof Cegielski. To o czymś świadczyło. Firma nie stawiała na byle kogo i miała nosa, że Gomólski może osiągnąć wiele.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że Adrian rozwija się we właściwym kierunku. Solidnie punktował w lidze, zaczął być dostrzegany przez trenera reprezentacji i otrzymywał powołania do juniorskiej kadry. Na swoim koncie ma między innymi złoty medal DMŚJ. W finale w Abensbergu co prawda nie pojechał, ale widniał w składzie jako rezerwowy.

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Do największych sukcesów Adriana Gomólskiego zaliczyć można czwarte miejsce w Indywidualnych Mistrzostwach Europy Juniorów w chorwackim Gorican. Zawody wygrał niemal bezkonkurencyjny Jurica Pavlic, a Polakowi do podium zabrakło tylko jednego punktu. Tak czy owak występ w 2006 roku na chorwackiej ziemi był dla Gomólskiego udany.

Niestety, wychowanka Startu Gniezno opuszczało szczęście. Nie omijały go kontuzje, co bez wątpienia miało odzwierciedlenie w przebiegu kariery. Do dziś wspomina się jego poważny "dzwon" na torze w Ostrowie Wielkopolskim w 2008 roku. Kraksę spowodował Emil Sajfutdinow, który podciął Polaka. Na domiar złego w Gomólskiego wpadł jeszcze Igor Kononow. Kolizja ta była zwieńczeniem sezonu dla gnieźnianina i bez wątpienia pozostawiła pewien ślad w psychice.

Po okresie rekonwalescencji Adrian Gomólski wrócił do jazdy i znów dostał mocny cios. 2 sierpnia 2009 roku, podczas ostrowsko-rzeszowskiego starcia, po dwóch wygranych wyścigach, zaliczył kolejny nieprzyjemny upadek z klubowym kolegą Danielem Nermarkiem.

Kariera Adriana Gomólskiego nie potoczyła się tak, jakby zawodnik sobie to wymarzył. W ostatnich sezonach tułał się gdzieś po drugoligowych ośrodkach. Także i tam nie omijał go pech. W zeszłym roku miał ważny kontrakt z Speedway Wandą Kraków, ale nie pojechał w ani jednym spotkaniu. W minionym okresie transferowym nie podpisał kontraktu z żadnym klubem.

Smutne jest to, jak przebiegały losy tego perspektywicznego zawodnika. W tym wszystkim bez wątpienia brakowało mu choć trochę więcej szczęścia, a może i czasem mógł dokonywać lepszych wyborów. To już jednak historia. Ostatnio Adrian Gomólski był mechanikiem Alexandra Woentina. Wiele wskazuje jednak na to, że nie będzie kontynuował współpracy ze Szwedem, bo ze względu na rodzinę podjął pracę w Polsce.

Czytaj także: Zbigniew Suchecki: Trzeba trafiać do klubów wywiązujących się z umów. Często nie mam do tego szczęścia (wywiad)

Źródło artykułu: