Od czwartkowego wieczoru polski żużel żyje sprawą dopingową Maksyma Drabika. Najpierw media poinformowały nieoficjalnie, że lada moment w środowisku wybuchnie afera, później Michał Rynkowski z POLADA potwierdził, że do złamania przepisów doszło, aż w końcu Betard Sparta Wrocław wydała oświadczenie, w którym potwierdziła, że chodzi o jej 21-letniego zawodnika.
Drabik nie stosował twardego dopingu. W jego organizmie nie wykryto żadnej niedozwolonej substancji. To fakt niepodważalny. Jednak aktualny mistrz świata juniorów złamał przepisy. Przekroczył dopuszczoną dawkę leku, nie zostało to wykonane podczas leczenia szpitalnego i POLADA wszczęła przeciwko niemu postępowanie.
Czytaj także: GKSŻ wie o sprawie Drabika
Włos się jeży na głowie, gdy czyta się komentarze niektórych kibiców na temat Drabika. Część z nich chciałaby już wytoczyć procesy mediom i dziennikarzom za to, że napisały o Drabiku w kontekście dopingu. Bo przecież nie znaleziono w jego organizmie niczego zakazanego, więc sprawa rozejdzie się po kościach. Przykłady piłkarzy Pogoni Siedlce, Samira Nasriego czy Ryana Lochtego pokazują, że niekoniecznie.
ZOBACZ WIDEO "Kierunek Dakar". Rajd Dakar a życie rodzinne. Wszystko da się poukładać
Fani są zapatrzeni w Drabika jak w obrazek, tak jakby sprawy w ogóle nie było. Bo przecież zawsze się uśmiecha, wrzuca zabawne zdjęcia na Instagramie i w ogóle jest super. Nie widzą pewnych zachowań, jakie mają miejsce poza kulisami.
Całe środowisko od miesięcy powtarza, że Drabikowi pozwala się na zbyt wiele, że potraktowano go we Wrocławiu jak króla, byle tylko nie opuścił drużyny wraz z zakończeniem kariery juniorskiej. W myśl zasady, że mistrzowi można więcej. Tylko dlatego, że jest mistrzem.
Właśnie takie postępowanie względem Drabika doprowadziła do obecnych problemów, na których najmocniej ucierpieć może Betard Sparta, czyli ukochany klub obecnych obrońców mistrza świata juniorów. Gdyby ktoś w odpowiednim momencie trzymał Drabika twardą ręką, gdyby kontrolowano jego pewne manewry, być może obecna sytuacja nie miałaby miejsca. Klub i Drabik nawarzyli sobie piwa, które muszą sami wypić.
Dla Betard Sparty kilkumiesięczne zawieszenie Drabika z automatu oznacza brak startów w fazie play-off PGE Ekstraligi, być może nawet ciężką walkę o utrzymanie. On sam może stracić kilka, kilkanaście miesięcy swojej kariery. Przykłady Grigorija Łaguty czy Patryka Dudka pokazują, że nie przekreśli to jego szans na sukcesy, nawet w cyklu Speedway Grand Prix. Najbardziej poszkodowanym będzie zatem klub. Tak jak było w przypadku Łaguty, gdy jego wpadka dopingowa doprowadziła do spadku ROW-u Rybnik z najlepszej ligi świata.
Czytaj także: Z POLADA nie ma żartów. Żużlowcy to wiedzą
Warto zestawiać Maksyma Drabika z Bartoszem Smektałą. Obaj są z tego samego rocznika, obaj zdobyli tytuł mistrza świata juniorów. Ten pierwszy nawet dwukrotnie, choć może się okazać, że wkrótce z powodu wpadki dopingowej zostanie pozbawiony złotego medalu. Drabik i Smektała są jednak jak ogień i woda.
Leszczynianin nie nazywa psa swoim synem, w kontaktach z dziennikarzami i innymi osobami zachowuje się normalnie, potrafi przybić piątkę przed meczem, mówiąc w skrócie - nie gwiazdorzy. Drabik odleciał i być może właśnie zalicza twarde lądowanie.
Kara w różnego rodzaju przepisach została wprowadzona nie po to, by zrobić komuś na złość, ale ma pełnić funkcję wychowawczą. Jeśli POLADA uzna, że Drabik zasłużył na kilkumiesięczny odpoczynek od żużla, trzeba będzie agencji antydopingowej przyklasnąć. Być może na kilka miesięcy z oczu stracimy wielki talent, ale być może jest to konieczne. Przyda się krótki okres, by przemyśleć pewne sprawy i sfokusować się nad życiem, jakby powiedział Drabik.