Żużel. Bogdanow będzie menedżerem Lokomotivu, ale nie wygryzie Kokina. Jaką rolę powierzono kontuzjowanemu zawodnikowi?

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu od lewej: Jakub Miśkowiak i Maksim Bogdanow
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu od lewej: Jakub Miśkowiak i Maksim Bogdanow

Maksim Bogdanow idzie w dyrektory. Żużlowiec, któremu karierę przerwała kontuzja ręki zaczyna w Lokomotivie Daugavpils pracę na stanowisku menedżera. Nie będzie jednak przechadzał się po parku maszyn z programem.

Tydzień temu żużlowy świat obiegła informacja, że nowym menedżerem Lokomotivu Daugavpils został Maksim Bogdanow. Od razu pojawiły się spekulacje oraz pytania, czy to definitywny koniec kariery zawodnika, który ucierpiał w wypadku na torze w Gdańsku w 2018 roku i co w tej sytuacji stanie się z dotychczasowym trenerem Nikołajem Kokinem.

Doświadczony szkoleniowiec prowadzi zespół z Łotwy z naprawdę dobrym skutkiem od wielu lat i jego usunięcie w cień kosztem niedoświadczonego na tym polu Bogdanowa byłoby średnio zrozumiałe. - Tu się nic nie zmienia. Dalej jestem oddelegowany do prowadzenia drużyny w rozgrywkach ligowych - rozwiewa wątpliwości Kokin dając do zrozumienia, że jego posada nie była zagrożona.

CZYTAJ TAKŻE: Zmora wbija szpilkę Chomskiemu

Bogdanow faktycznie rozpoczyna nowy rozdział na swojej żużlowej drodze, ale okazuje się, że zamiast paradowania z programem po parku maszyn i ubierania klubowej odzieży, teraz częściej będzie się pojawiał w nieco bardziej eleganckim stroju. - U nas, a w Polsce stanowisko menedżera jest rozumiane inaczej. W waszym kraju w żużlu kojarzy się ono z osobą, która dowodzi drużyną w trakcie zawodów. Na Łotwie jest to pracownik klubowy zajmujący się sprawami organizacyjnymi. Taki odpowiednik dyrektora sportowego, który raczej bezpośrednio nie uczestniczy w życiu zespołu - tłumaczy trener Lokomotivu.

- Żeby była jasność, nikt Maksimowi nie zamknie bramy do parku maszyn przed nosem. Liczę, że będzie pomagał nam przy okazji treningów. A roboty będzie i tak miał mnóstwo, ponieważ na torze w Daugavpils odbędzie się w tym sezonie SoN - dodaje od razu.

Żużlowiec podjął nowe wyzwanie, ale z ostateczną decyzją dotyczącą swojej przyszłości w charakterze czynnego zawodnika jeszcze się wstrzymuje. Wygląda jednak na to, że od zawsze słynącemu z nieustępliwości i waleczności żużlowcowi bliżej do pogodzenia się z czarnym scenariuszem.

Największym problemem jest pogruchotana ręka, w której półtorej roku temu podczas feralnego wypadku doszło do uszkodzenia nerwów. - O jeździe na żużlu nie ma mowy. Kończyna w dalszym ciągu jest w kiepskim stanie, brakuje w niej czucia. O odzyskanie sprawności w dłoni toczy się w tej chwili największa batalia. Jestem dla niego pełen uznania. Widzę w nim determinację. Chłopak się nie poddaje, uczęszcza na żmudną rehabilitację, wykonuje ćwiczenia choć zdaje sobie sprawę, że przed nim naprawdę długa droga, aby w pierwszej kolejności wrócić do zdrowia - kończy z uznaniem Kokin.
CZYTAJ TAKŻE: Jamróg będzie miał silniki od trzech tunerów

ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik typował Roberta Lewandowskiego na sportowca roku w Polsce

Komentarze (0)