Żużel. Dariusz Ostafiński. Bez Hamulców 2.0: Kowalu, pluj na Zmarzlika, ile wlezie (felieton)

WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Od prawej: Artiom Łaguta, Bartosz Zmarzlik.
WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Od prawej: Artiom Łaguta, Bartosz Zmarzlik.

Ciąg dalszy kpin Wojciecha Kowalczyka z Bartosza Zmarzlika. Do srebrnego medalisty z Barcelony mam tylko jedną prośbę, żeby nie przestawał, bo robi Zmarzlikowi świetną robotę. Przeciętny kibic w Polsce już zna Bartosza.

Bez Hamulców 2.0, to cykl felietonów Dariusza Ostafińskiego, redaktora prowadzącego dział żużel na WP SportoweFakty.

***

Narzekaliśmy, że żużel ma problem z rozpoznawalnością u przeciętnego kibica. Po wygranej Bartosza Zmarzlika w Plebiscycie "Przeglądu Sportowego" na Sportowca Roku przekonaliśmy się, że nie jest tak źle. Kapitalną robotę zrobił (wciąż robi) jednak Zmarzlikowi przede wszystkim Wojciech Kowalczyk. Pan piłkarz, srebrny medalista olimpijski z Barcelony, opluł Zmarzlika po wyborze na Twitterze, ale sprawa nie dawała mu spokoju, więc zrobił to po raz drugi. Dorwał smartfona na meczu w Sevilli, żeby napisać, że Zmarzlik by tu nie pojeździł, a w ogóle to reperuje motor, gdy Lewandowski strzela (więcej przeczytasz TUTAJ).

Jakoś nie czuję potrzeby, żeby po raz kolejny odpowiadać Kowalczykowi tak, jak po ogłoszeniu wyników plebiscytu. Zwyczajnie wzruszam ramionami, bo widzę, że wpisy Kowala zwyczajnie pomagają Zmarzlikowi i dyscyplinie. Ktoś kiedyś powiedział, że nieważne, jak mówią (co piszą), byle nazwiska nie przekręcali. Ostatni wpis piłkarza idealnie się w to wpisuje. W końcu zmarznięty sportowiec stał się Zmarzlikiem. Także pluj Wojtek, ile wlezie, może jeszcze sam ci jakieś pomysły podrzucę. Może coś o lekko piskliwym głosie Bartosza napiszesz. W końcu jak się Piotr Żyła głupio śmieje, to wszyscy zwracają na to uwagę. Tak więc ćwierkaj Wojtuś, ćwierkaj.

Czytaj także: Byli tańszą wersją PGE Ekstraligi. Teraz są w kryzysie

Głupio by jednak było, gdyby promocja żużla stała na kolejnych wpisach Kowalczyka. A jeszcze głupiej byłoby, gdyby nie podjęto próby zbudowania na tym czegoś trwalszego. Na plecach Zmarzlika tak dzielnie wspieranego przez Kowalczyka można przecież zacząć tworzyć solidne podwaliny pod nową jakość w kadrze. Marzy mi się narodowy team. Coś takiego jak mają skoczkowie. Może powoli nadchodzi czas, w którym będzie można wystawić w Grand Prix biało-czerwoną drużynę. Tylko nie taką na jedne zawody, ale na cały cykl. Na początek jednolite kevlary i jeszcze ze sponsorami zawodników, ale już także z tymi zdobytymi przez związek.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Docelowo polski żużel potrzebuje reprezentacji jako koła zamachowego do dalszego rozwoju. Jeśli w skokach kolejne turnieje przyciągają ogromną widownię i robią tyle dobrego dla dyscypliny, to dlaczego ten sam mechanizm miałby nie zadziałać przy GP. Zacznijmy od kevlarów w barwach narodowych. Dążmy do tego, by finalnie na kevlarach znalazły się duże koncerny, tak by jazda w reprezentacji była nie tylko zaszczytem, ale i przynosiła wymierne korzyści. Dziś wielu zawodników ma kadrę w nosie, bo w lidze zarabia lepiej, ale to można zmienić.

Idealny układ w kadrze, przynajmniej moim zdaniem, powinien wyglądać tak - PZM podpisuje kontrakty ze sponsorami i w praktycznie w całości zapełnia powierzchnię reklamową na kevlarze i motocyklu zawodnika. A zebranej w ten sposób kasy jest na tyle dużo, że zawodnicy dostają premię za poszczególne starty, miejsca na podium, a finalnie także za medale.

Zebranie pieniędzy na kadrę, której przedstawicieli będzie można oglądać w turniejach Grand Prix i Speedway of Nations, wcale nie jest jakimś karkołomnym zadaniem. Proste też nie będzie, ale da się to zrobić. Budżet takiej reprezentacji musiałby wynieść około 2,5 miliona złotych. Jeśli teraz związek gromadzi blisko milion na kadrę dedykowaną SoN, to jest w stanie to podwoić, oferując sponsorom dodatkową ekspozycję w turniejach rozgrywanych w wielu miejscach na świecie.

Wyjaśnię jeszcze, że te 2,5 wziąłem, stąd, że do miliona dodałem 1,5 miliona. To suma budżetów najlepszych zawodników startujących w GP. A jeśli mamy trzech Polaków w cyklu, a dodatkowo możemy stwierdzić, że nie każdy z nich te pół miliona dostaje (bo tak nie jest), to chyba można założyć, że 1,5 "bańki", przynajmniej na start, byłoby niezłym rozwiązaniem.

Nie muszę dodawać, że związek płacący żużlowcom byłby dla nich o wiele poważniejszym partnerem. Bo przecież większość zawodników z szacunkiem traktuje wyłącznie swoich płatników. Jeśli zauważą, że ich wypłata zależy od tego, jak reprezentują swój kraj i jak mają ułożone relacje z PZM, to skończy się wysyłanie L-4 i nieodbieranie telefonów od trenera kadry i innych ważnych osób.

PS: Oczywiście to rozwiązanie może, ale nie musi rozwiązać problemów, jakie ostatnio mieliśmy wokół kadry. Dość napisać, że zawodnicy mają swoje fanaberie. Wiemy, że ci ze stajni Red Bulla o wiele lepiej traktują tego sponsora niż tych z mniej nośnymi nazwami, choć dają oni większe pieniądze. Mówi się jednak, że żużel zaczyna się tam, gdzie kończy się logika, więc chyba nie ma się co dziwić.

Źródło artykułu: