Żużel. Marek Dera był idolem gdańskich trybun. Od dwóch dekad nikt nie przebił jego dorobku dla Wybrzeża

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Marek Dera w kasku niebieskim
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Marek Dera w kasku niebieskim

Od lat dziewięćdziesiątych Wybrzeże Gdańsk nie słynęło z dobrego szkolenia. Po Jarosławie Olszewskim powstała spora wyrwa, a nadzieją kibiców stał się Marek Dera. Do dziś jest on bardzo dobrze wspominany w Gdańsku.

Marek Dera nie miał kariery usłanej różami. Jako junior jeździł co prawda regularnie w barwach Wybrzeża Gdańsk i nawet w 1993 roku wykręcił średnią biegową 1,791, jednak indywidualnie było dużo gorzej. 11. miejsce podczas MIMP, najwyższe w karierze, nie rzuca na kolana. Po zakończeniu wieku juniora zdecydował się przenieść do Wandy Realbud Kraków.

Krakowski zespół zajął wówczas 6. miejsce w 10-zespołowej II lidze (wówczas w Polsce były dwie klasy rozgrywkowe) i Marek Dera był liderem tej drużyny. - W Krakowie było bardzo fajnie. Był to mój pierwszy seniorski rok i przyjście na rok z Gdańska do Krakowa to był dla mnie super ruch, bo tutaj mogłem mieć problemy, a tam sobie poradziłem, podtrzymałem się na duchu i było fajnie - wspominał Dera.

Kolejarz Opole z wsparciem od miasta. Zobacz więcej!

Po powrocie do Gdańska, trybuny Wybrzeża znów miały okazję oglądać swojego idola. W 1996 roku Marek Dera poszedł za ciosem. Zakończył sezon ze średnią 2,364 i był krajowym liderem gdańskiej drużyny, dla której przywiózł 234 punkty! Prawdziwym liderem był trzy lata później. Zdobywał średnio 2,615 punktu na bieg i przywożąc 274 punkty i 11 bonusów był motorem napędowym drużyny, która awansowała do najwyższej klasy rozgrywkowej.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Mogło się zdawać, że wówczas 25-letni gdańszczanin miał przed sobą wszystko, żeby rozwinąć swoją karierę. W Gdańsku był prawdziwy boom na żużel. Trybuny pękały w szwach i na dwie godziny przed meczem pierwsi kibice zajmowali miejsca na koronie stadionu. 15 tysięcy osób na meczu było codziennością. Do drużyny przyszli m.in. Tony Rickardsson, Sebastian Ułamek, Adam Fajfer i Krzysztof Pecyna, pojawiły się też wielkie pieniądze, za sprawą wracającego do żużla Lotosu. Skończyło się na brązowym medalu, ostatnim jak na razie dla gdańskiego żużla.

Przy tak dużych przemianach, Marek Dera zszedł jednak nieco na boczny tor. Był zakładnikiem własnego sukcesu, gdyż po poprzednim doskonałym sezonie miał bardzo wysoki KSM. Właśnie w 1999 roku wprowadzono Kalkulowaną Średnią Meczową. Do drużyny pasował bardziej Robert Kempiński, który odjechał 18 meczów i zakończył ze średnią 0,964. Dera jechał lepiej, jednak 1,452 punktu na bieg było dalekie od oczekiwań i Lech Kędziora nie miał argumentów, by właśnie pod niego budować skład, rezygnując z innego zawodnika.

Zamienił motocykl na deskę surfingową. Zobacz więcej!

Dera był jedną z ofiar KSM-u. - Można tak powiedzieć. Dodatkowo weszło w modę to, że zawodnicy kupieni z innych klubów muszą jeździć, a swój może poczekać i tak to się wszystko potoczyło - wspominał Dera. Rok później naszpikowana gwiazdami drużyna Wybrzeża po półmetku była liderem, a potem spadła z ligi. Marek Dera, choć tym razem dostał więcej szans, również nie pomógł swojemu klubowi w zachowaniu ligowego bytu.

Marek Dera
Marek Dera

Gdańszczanin był jednym z zawodników, którzy odeszli z Wybrzeża. Startował jeszcze w zespołach z Gniezna i Lublina, w 2003 roku wrócił do Gdańska. Pojawił się w trzech biegach, w których zdobył tylko punkt. Jako 31-latek zakończył przedwcześnie karierę. Biorąc pod uwagę to, do jakiego miejsca doszedł w 1998 roku, miał potencjał na jeszcze więcej. Zabrakło w tym wszystkim szczęścia.

W swojej karierze Marek Dera zdobył 1051 punktów dla Wybrzeża, co plasuje go na 10. miejscu w rankingu najskuteczniejszych zawodników w historii klubu. Od zakończenia przez niego kariery, żaden zawodnik nie przywiózł już tylu punktów dla Wybrzeża. Wyżej są tylko idole z poprzednich lat. 17 lat po zakończeniu przez niego kariery, wciąż w Gdańsku jest bardzo dobrze pamiętany. W tunelu przy stadionie znajduje się jego podobizna, obok największych żużlowców w dziejach. Na trybunach zawsze znajdzie się dla niego honorowe miejsce.

Źródło artykułu: