Amerykanie kiedyś mieli kilku znakomitych żużlowców. Greg Hancock wcale nie był wyjątkiem. Wielkim problemem jest to, że nie widać następców czterokrotnego mistrza świata. - To smutna historia, bo pamiętam czasy Bruce'a Penhalla i braci Moran, a przede wszystkim Billy'ego Hamilla i Grega Hancocka. Co teraz? Widzę pustkę - mówi nam Jacek Frątczak.
Pałeczkę po legendzie mógłby przejąć co prawda Luke Becker. Młody żużlowiec jednak do tej pory nie odniósł wielkich sukcesów. - Zawodnicy w różnym wieku wkraczają do światowej czołówki i osiągają sukcesy. Wiele razy powołuję się na przykład Jasona Doyle'a, który w młodym wieku nie miał spektakularnych osiągnięć - tłumaczy nasz ekspert.
Kangur awansował do cyklu Grand Prix dopiero w wieku 29 lat. - A mimo to został mistrzem świata i wciąż utrzymuje się na samym topie. Uważam, że porównywanie w tym momencie Hancocka do Beckera jest dużym nietaktem w stosunku do samego Grega. Na razie to tylko nasze pobożne życzenia. Prawda jest taka, że mocno ucierpiała mapa żużla - powiedziałbym nawet, że fundamentalnie, bo oprócz Australijczyków to mamy samą Europę. Nie stało to się jednak z dnia na dzień. Wiedzieliśmy ile lat ma Greg i jak wygląda sytuacja z jego następcami - dodaje Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a
W tle można zauważyć kandydata na gwiazdę. Istnieje możliwość, że Wilbur Hancock będzie kontynuował dzieło swojego ojca. - Wcześniej nie zwróciłem na to uwagi, ale myślę, że jest to warte podkreślenia. Być może nazwisko Hancock nie zniknie na zawsze z tego sportu, tylko będzie trzeba chwilkę poczekać. Żużel na światowym poziomie można uprawiać tylko w Europie, a kontakty Grega są fantastyczne. Wystarczy tylko coś o nim wspomnieć i wszystko jest jasne. Dzięki swojej karierze otworzył Wilburowi mnóstwo drzwi i możliwości. Jeżeli chłopak jeździ na 250-tkach i robi to z dobrym skutkiem, to posiadanie takiego człowieka jest czymś cennym - przyznaje.
Żużel nigdy nie był popularny w Stanach Zjednoczonych i raczej nigdy taki nie będzie. - To nie jest nawet namiastka tego, czym jest baseball w Polsce. Trudno zakładać, że czarny sport będzie się jakoś niesamowicie rozwijał, bo w tym kraju jest wszystko inaczej - sukcesy nie mają większego wpływu na to, co się w Stanach dzieje. Ani na gospodarkę, ani też na wybory prezydenckie. Amerykanie jakoś sobie z tym poradzą. To smutne, że nie są zainteresowani żużlem. Dla nich mistrzostwo NBA jest określane mistrzostwem świata. Trzeba czekać na młodego Hancocka, albo na inne nazwisko, które zakiełkuje w Europie - wyjaśnia nasz ekspert.
- Nie spodziewajmy się, że nagle pojawi się nam w Stanach zawodnik, z którym nie będziemy musieli przez kilka lat pracować w Europie. Jest to absolutnie niemożliwe. Prędzej dowiemy się o rozwoju amerykańskiego żużla, niż sami Amerykanie. Taka jest rzeczywistość. Potencjał weryfikuje tylko jazda w PGE Ekstralidze i zawodnicy w niej startujący. To kluczowa kwestia - analizuje.
Od dłuższego czasu mówiło się o zakończeniu kariery przez Grega Hancocka. - Spodziewałem się tego. Wcześniej pojawiły się informacje, że jego żona ma mieć 33 cykle chemioterapii, a jest dopiero na siódmej. Przerwanie kariery wynikało z podjętego leczenia. Ten rok będzie ważny dla tej choroby. Decyzja była więc oczywista. Nawet nie wyobrażałem sobie, że odpuści i wróci do jazdy. Co zmieniłby ten jeden sezon? Nie ma 28 czy 30 lat, tylko 50. Wszystko wskazywało na to, że powie "pas" i trzeba to uszanować. Dobiegła końca piękna kariera. Szkoda, że w takich okolicznościach. Najważniejsze jest zdrowie jego małżonki - kończy Frątczak.
Zobacz także: Odchodzi Noriaki Kasai żużla. Tak zapamiętamy Grega Hancocka
Zobacz także: Żużel. Quiz. Greg Hancock zakończył karierę. Sprawdź, ile wiesz o wielkim mistrzu!