Żużel. Greg Hancock. Mistrz ze skazą

- Gdy się spóźnił na mecz Unii Tarnów, powiedziałem mu, że nauczyłem swoją papugę gadać "Wake up, Greg!". Uwierzył - śmieje się trener Marek Cieślak, ale działacze polskich klubów przez dziwne akcje Hancocka tracili medale i rwali włosy z głowy.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Greg Hancock w SGP WP SportoweFakty / Jarosław Pabijan / Na zdjęciu: Greg Hancock w SGP
50-letni Greg Hancock kończy karierę, a w domach wielu polskich działaczy strzelają korki od szampana. Choćby u prezesa Betard Sparty Wrocław Andrzeja Rusko, który przez dziwną absencję żużlowca stracił złoto w 2004 roku. Po tamtym zdarzeniu Rusko wpisał Hancocka na czarną listę i już nigdy go nie zatrudnił. Podobno sponsor Unii Tarnów, finałowego rywala Sparty, potwierdził mu, że absencja Grega nie była przypadkowa. Dlatego w wersję zawodnika, strajk linii lotniczych, nikt nie uwierzył. Może tylko ówczesny trener Sparty Marek Cieślak, który jednak słono zapłacił za swoją miłość do Grega.

- Dwa, trzy tytuły przez niego straciłem, ale i tak go lubię - mówi nam Cieślak, który po kolejnym spóźnieniu Hancocka żartował z niego mówiąc, że swoją gadającą papugę nauczył krzyczeć: "obudź się, Greg!".

Do Hancocka idealnie pasuje stwierdzenie - uwielbiany przez kibiców, znienawidzony przez działaczy. Ci pierwsi kochają go za przyklejony do twarzy uśmiech i za to, że zawsze miał dla nich czas. Hancock był zawodnikiem, który po zawodach Grand Prix zawsze wyjeżdżał ze stadionu ostatni. W drodze do wyjścia z każdym pogadał, zrobił sobie zdjęcie.

ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulców. Prezes Włókniarza w ogniu pytań o Drabika, Cieślaka i Doyle’a

Nie bez skazy

Wielu działaczy mówi, że uśmiech Hancocka jest fałszywy, a żużlowcowi daleko jest do profesjonalizmu. W 2014 roku wystawił Unię Tarnów. Doznał kontuzji, która nie przeszkodziła mu jednak startować w Grand Prix. Klub oczywiście wystawił do wiatru. To samo zrobił wcześniej w Falubazie Zielona Góra, a później także w Stali Rzeszów. Przed jednym ze spotkań wysłał L-4 i zameldował prezesowi o problemach żołądkowych, a następnego dnia wrzucił w media społecznościowe filmik, na którym szaleje z synami na rowerach.

- Greg na pewno nie jest człowiekiem bez skazy - stwierdza były prezes Włókniarza Częstochowa Marian Maślanka. - Chciałem go jednak mieć u siebie, bo wiedziałem, jaką robotę dla drużyny wykonuje w parku maszyn. W jednym meczu prowadził za rękę Bridgera i ten pojechał życiowe zawody. Z jego pomocą wchodził do zespołu Tai Woffinden, późniejszy mistrz świata. W 2008 roku oswoił też Nickiego Pedersena (tego samego Pedersena w 2015 wściekły Hancock zrzucił z motocykla), choć to indywidualista - wylicza Maślanka. - Robił za mnie pół roboty - dodaje Cieślak, potwierdzając słowa o zbawiennym wpływie żużlowca na zespół.

Ma też drugą twarz. Działacze malują obraz kombinatora, przypominając historie jego "lewych" umów z klubami. W 2013 wypadł z szafy kontrakt Hancocka z Polonią Bydgoszcz, w którym zawodnik dostał zapewnienie, że klub nie potrąci mu z pensji w razie spadku w rankingu bądź w przypadku absencji. Oba zapisy były niezgodne z regulaminem i ostatecznie żużlowiec stracił ponad 100 tysięcy. A w 2015 w Rzeszowie, w trakcie audytu, znalazła się umowa-zobowiązanie klubu, że ureguluje dodatkową umowę sponsorską, jeśli firma się wysypie. To też nie było legalne i Hancock na tym stracił.

- Miał pecha do przepisów i kilku ludzi. Nie był lubiany w PZM. Jak tylko była możliwość wlepienia komuś kary, to dostawał ją Hancock - mówi były prezes Falubazu Marek Jankowski, przypominając, jak swego czasu eks-prezes PZM Andrzej Witkowski przyszedł na zebranie Ekstraligi i wylał swoje żale na Hancocka, a wystąpienie skwitował stwierdzeniem, że takich ludzi nie powinno się zatrudniać. Nie tak dawno prezes Witkowski próbował forsować przepis, by zawodnicy powyżej 48. roku życia szli na emeryturę. Hancock był już wtedy nad progiem.

W Sparcie do dziś wiele osób trzęsie się na sam dźwięk nazwiska Hancock. To samo w Speed Car Motorze Lublin. Przed sezonem 2018 prezes klubu Jakub Kępa już praktycznie czekał na zawodnika na lotnisku, bo wcześniej panowie mieli sobie uścisnąć ręce i zawrzeć ustną umowę, ale Greg ostatecznie wylądował w Rzeszowie i związał się ze Stalą. Dostał 1,5 miliona kontraktu z gwarancją przekazania nieruchomości, gdyby umowa była nierealizowana. Ostatecznie nie dostał ani wszystkich pieniędzy, ani nieruchomości. Ze świecą można było jednak szukać działaczy, którzy mu współczuli.

Zasłużył na to, by wysłać za nim list gończy

Polskim kibicom naraził się tylko raz, kiedy w 2016 podczas Grand Prix Australii przepuścił przed metą Chrisa Holdera. Chciał mu pomóc w zdobyciu medalu, ale tak się składa, że Holder rywalizował o brąz z naszym Bartoszem Zmarzlikiem. Ostatecznie FIM anulowała wówczas punkt darowany Holderowi przez Amerykanina, a jego samego wykluczyła z zawodów.

- Jest jak postać z filmów o Dzikim Zachodzie - komentował żużlowy mistrz Zenon Plech tamtą kontrowersyjną sytuację. - Potrafi być szlachetny, ale zdarzają mu się zagrania, które zasługują na to, by wysłać za nim list gończy - precyzował, a inny były żużlowiec Jan Krzystyniak dodawał: - Greg pokazał dwa oblicza. Zwykle gra człowieka do rany przyłóż, ale gdy realizuje interesy, potrafi być bezwzględny. Holder należy do tej samej stajni sponsorskiej, a to wyjaśnia wszystko.

Różnie można go odbierać, ale nie sposób nie zauważyć, że jest sportowym fenomenem. Trzy złote medale mistrzostw świata zdobył po czterdziestce. Ostatni w wieku 46 lat. - Po pierwszym złocie miał trudny moment. Rozwodził się z pierwszą żoną. Pamiętam, że to był taki czas, że jak przyjeżdżał po zimie do Polski, miał nawet brzuszek. Dobrze zrobił mu za to związek z Jennie, obecną żoną. Jestem zdania, że to ona naprowadziła go na właściwe tory - stwierdza Cieślak.

Dla Jennie rok temu zawiesił karierę. Wykryto u niej raka piersi. - Moja rodzina jest zszokowana tą informacją. Jest to nowotwór złośliwy. Moim priorytetem jest bycie przy niej, dopóki sprawy się nie ułożą. Robię sobie przerwę od wyścigów, aby dać Jennie wszystko, na co zasłużyła - napisał Greg przed sezonem 2019. Na 2020 planował powrót, ale ostatecznie podjął decyzję o zakończeniu kariery.

- Zostanie zapamiętany jako wielki mistrz, bo za kilka lat nikt nie będzie pamiętał, że gdzieś się spóźnił czy nie przyjechał - wyrokuje Cieślak. - Zresztą on tego nie robił złośliwie. Po prostu Grand Prix było jego priorytetem. Kiedy interesy w Grand Prix kolidowały z ligą, stawiał na to pierwsze. Liga była dla niego maszynką do zarabiania pieniędzy.

Hancock przez lata startów w polskiej lidze zarobił miliony. W najlepszych latach był - obok Tomasza Golloba, Nickiego Pedersena czy Jasona Crumpa - najdroższym żużlowcem w lidze. W 2012 roku w Tarnowie miał mieć kontrakt z trójką z przodu. Chodzi o 3 miliony, bo bańkę dostawał z jednej tylko umowy reklamowej. Jankowski swego czasu nazwał Hancocka najlepszym matematykiem wśród żużlowców. Kibice zapamiętają go jako mistera elegancji. Działacze nie będą po nim płakać.

Hancock to jeden z najbardziej utytułowanych zawodników w historii żużla. 9 razy stawał na podium mistrzostw świata. 4 razy zdobył złoto. Jest najstarszym mistrzem świata. 21 razy wygrywał turnieje Grand Prix, prawie 70 razy stawał na podium. Zdobył w GP 2655 punktów. W polskiej lidze jeździł od 1993 do 2018 roku. Złoto zdobywał ze Stelmet Falubazem i Azotami Tauron Tarnów.

Czytaj także: Hancock bez cenzury i słodyczy

Czytaj także: Oni złamali kod na długowieczność





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Hancock był uczciwy wobec polskich klubów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×