Żużel a koronawirus. Komarnicki mówi o widmie bankructwa polskich klubów. Widzi tylko jedno wyjście dla PGE Ekstraligi

WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak, Władysław Komarnicki.
WP SportoweFakty / Tomasz Kudala / Na zdjęciu: Mateusz Bartkowiak, Władysław Komarnicki.

W Polsce mamy coraz więcej osób zarażonych koronawirusem, a wielkimi krokami zbliża się inauguracja sezonu PGE Ekstraligi. - Bez względu, jak to się rozwinie, nie możemy dopuścić do jazdy bez kibiców, bo kluby pójdą na dno - mówi Komarnicki.

W tym artykule dowiesz się o:

Były prezes Stali Gorzów i członek Rady Nadzorczej PGE Ekstraligi żali się nam, że sytuacja związana z koronawirusem bardzo go martwi. Przypomnijmy, że kluby żużlowe zostały już poproszone o wykaz imprez masowych, które zamierzają zorganizować w marcu i kwietniu. Niektóre wydarzenia sportowe już odbywają się bez udziału publiczności, a na razie zarażeń koronawirusem jest przecież stosunkowo niewiele.

- Mam nadzieję, że do inauguracji sezonu nastąpi otrzeźwienie. Uważam, że musimy podejść do tematu spokojnie. Nie można bezmyślnie kasować imprez masowych. Takie stanowisko przedstawię na Radzie Nadzorczej PGE Ekstraligi - mówi nam Władysław Komarnicki, który na ten moment jest zwolennikiem normalnego startu sezonu.

- Mamy jeszcze czas, żeby sobie odpowiedzieć, czy zgromadzenia na powietrzu są rzeczywiście aż takim zagrożeniem. Społeczeństwo będzie już wtedy dobrze poinstruowane, jak należy się zachowywać. Rozsądek jest naprawdę bardzo wskazany, bo możemy wylać dziecko z kąpielą - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film

Ekstraliga Żużlowa na 16 marca zwołała zebranie prezesów w sprawie koronawirusa. Niektórzy przekonują, że sprawa jest poważna i jazdy bez udziału publiczności nie da się uniknąć. Komarnicki ma zupełnie inne zdanie. - Nie widzę najmniejszych szans na mecze bez udziału publiczności. Budżety są napięte do granic możliwości. Jeśli zdecydujemy się na taki ruch, to przeżyje nam może jeden klub, a cała reszta pójdzie pod wodę. Wpływy z biletów i karnetów to 25 proc. budżetu każdego klubu. Żaden prezes nie będzie w stanie tego zasypać. A na rekompensaty nie ma co liczyć, bo pieniędzy brakuje. Szpitale oczekują pomocy, a nie zawsze otrzymują ją na czas - przekonuje.

Jeśli sytuacji nie uda się opanować, to Komarnicki widzi tylko jednego wyjście. - Jeśli to wszystko będzie się rozwijać i nie opanujemy sytuacji do początku sezonu, to uważam, że należy pojechać później. To też nie jest idealne rozwiązanie, bo oznacza większą liczbę meczów w krótkim czasie, ale i tak zdecydowanie lepsze dla klubów. Zamknąć stadiony byłoby najłatwiej, ale to byłaby klęska. Nie możemy na to pozwolić - podsumowuje.

Źródło artykułu: