W Polsce żużlowcy masowo dołączają do akcji #zostańwdomu i na poważnie podchodzą do tematu zagrożenia spowodowanego koronawirusem. Inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie rząd obrał inną strategię walki z COVID-19. Dlatego na Wyspach ciągle mogą się odbywać m.in. imprezy masowe.
Wykorzystują to m.in. promotorzy działający w brytyjskim żużlu, którzy w sobotę zainaugurowali sezon i mają równie ambitne plany względem kolejnych imprez.
- Brakuje mi interwencji FIM w tej całej sytuacji - mówi nam Jan Krzystyniak, były żużlowiec i trener, któremu nie podoba się, że Brytyjczycy działają po swojemu.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Ministerstwo Zdrowia opublikowało specjalny film
Wystarczy popatrzeć na inne rozgrywki motorsportowe. Ze względu na pandemię koronawirusa nie odbyły się dotąd wyścigi MotoGP, odwoływane są rundy motocrossowych mistrzostw świata. - A przecież to też są imprezy pod egidą FIM - dodaje Krzystyniak.
- Zresztą, nie trzeba patrzeć tylko na motorsport. Mamy wstrzymane rozgrywki piłkarskie w wielu krajach, nie gra Liga Mistrzów. Wszyscy potrafią się zjednoczyć wokół walki z koronawirusem - stwierdza ekspert.
Z czego może wynikać brak ostrej reakcji FIM wobec Brytyjczyków? - Dla federacji żużel to marginalny sport i znów mamy na to dowód. Ich speedway nie obchodzi. Wyznają zasadę "niech sobie robią, co chcą". Takie podejście to błąd. Powinni jakoś zareagować, wysłać jasny sygnał - kończy Krzystyniak.
We wtorek na Wyspach Brytyjskich ma dojść do spotkania promotorów w ramach BSPA. Tematem dyskusji będzie COVID-19 i zawieszenie rywalizacji. Niewykluczone, że Brytyjczycy zmienią zdanie, bo w ostatnich dniach coraz częściej zawodnicy sprzeciwiali się jeździe w czasach walki z koronawirusem.
Czytaj także:
Czy koronawirus zabija żużel?
Wiemy, kiedy ruszą 1. LŻ i 2. LŻ