Koronawirus. Żużlowa grupa ryzyka. Oni muszą uważać w czasach zarazy. Niektórzy nie mogą zostać w domu

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Zenon Plech odsłania swoją tablicę na stadionie Stali. W środku honorowy prezes Władysław Komarnicki.
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Zenon Plech odsłania swoją tablicę na stadionie Stali. W środku honorowy prezes Władysław Komarnicki.

W czasach pandemii koronawirusa szczególnie narażone są osoby starsze lub takie, które zmagają się z innymi chorobami. A takich nie brakuje w środowisku żużlowym. Żużlowa grupa ryzyka to naprawdę długa lista.

Władysław Komarnicki, były prezes Stali Gorzów, a obecnie senator i żużlowy ekspert. W lipcu skończy 75 lat, więc doskonale rozumie, że z koronawirusem nie ma żartów. - Mam świadomość ryzyka, więc zamknąłem się w domu i nigdzie się nie ruszam - mówi. - Kiedy ostatnio pojechałem do Senatu, to w domu była mała awantura. Mocno podpadłem rodzinie. Wtedy nie miałem jednak wyjścia - dodaje Komarnicki. W grupie ryzyka są także inni nasi eksperci - Jan Krzystyniak czy Marian Maślanka.

69 lat ma Marek Cieślak. Trener kadry i Eltrox Włókniarza Częstochowa jest jednak w znakomitej formie. Jego rowerowe wyprawy są znane w całej Polsce. Znakomitej kondycji zazdrości mu wielu zawodników, którzy podczas wspólnych przejażdżek mają problem, by dotrzymać mu kroku. Cieślak, choć czuje się znakomicie, to stosuje się do wszystkich zaleceń.

- Jestem zdrowy, organizm mam wyćwiczony. Jak na swój wiek trzymam się dobrze, dużo trenuję i odpoczywam. Wychodzę pojeździć na rowerze, ale robię to sam, ludzi unikam. Bardziej niż o siebie boję się o mamę, która ma 92 lata. Leży w domu, ale przychodzą do niej pielęgniarki z hospicjum, więc rożnie może być. To spędza mi sen z powiek. Ktoś coś przyniesie i może być kłopot - tłumaczy.

ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"

O trzy lata od Marka Cieślaka młodszy jest Zenon Plech, wicemistrz świata na żużlu z 1979 roku, ale on musi uważać zdecydowanie bardziej. - Martwię się o tatę każdego dnia. Jest w grupie największego ryzyka. Codziennie do niego dzwonię. Lekko nie jest, bo nie może zamknąć się w domu. W poniedziałek, środę i piątek ma dializy. Jeździ do szpitala. Poza tym tata jest przewlekle chory. Miał zawał, jest cukrzykiem. Trochę tego wszystko jest. Cały czas proszę niebiosa, żeby wszystko było "okej" - mówi nam Krystian Plech, syn Zenona i znany żużlowy menedżer.

Uważać muszą także inni trenerzy - Roman Jankowski, Andrzej Huszcza i Lech Kędziora. - Wróciłem w zeszłym tygodniu do Gdańska i nie wychodzę w ogóle z domu. Wiem, że w moim wieku nie ma żartów, a chciałbym jeszcze coś w żużlu zrobić - mówi nam szkoleniowiec ROW-u Rybnik.

W grupie ryzyka jest także jeden z najbardziej charyzmatycznych działaczy w polskim żużlu Witold Skrzydlewski. W jego przypadku zamknięcie się w domu nie wchodzi jednak w grę. Główny sponsor Orła Łódź walczy o przetrwanie firmy. - Byłem na jednej budowie, a muszę pojechać na jeszcze jedną. Przy okazji kupię obiad jednemu z naszych pracowników, który choruje. Wprawdzie nie na koronawirusa, ale trzeba mu pomóc - mówi nam Skrzydlewski.

- Nie mogę zrobić sobie przerwy. Moja firma musi przetrwać. A czy przetrwam ja jako Skrzydlewski? W moim wieku i z moimi schorzeniami to jest totolotek. Albo skreślę szóstkę, albo będzie problem - dodaje. - Martwię się o tatę, bo on nie ma możliwości, żeby nie wyjść z domu. Proszę go, żeby dbał o siebie i stosował się do wszystkich zaleceń. Nie próbuję go nawet namawiać, żeby teraz odpuścił. Znam go i wiem, że będzie walczył do końca. Gra jest poważna, bo idzie o utrzymanie firmy - opowiada nam jego córka Joanna Skrzydlewska, obecnie wiceprezydent Łodzi.

Jeśli chodzi o innych działaczy, to ostrożni muszą być między innymi Andrzej Rusko i Krystyna Kloc z Betard Sparty, były prezes Unii Leszno Józef Dworakowski, szef gdańskiego Wybrzeża Tadeusz Zdunek, a także prezes honorowy Polskiego Związku Motorowego Andrzej Witkowski.

Żartów nie ma także u Tomasza Golloba, który od wypadku na crossie w kwietniu 2017 roku porusza się na wózku. Uszkodzenie rdzenia spowodowało nawracające się problemy urologiczne. Co rusz ciało Golloba atakują bakterie. Pod koniec lutego trafił przez to do szpitala.

- Ze szpitala zostałem wypisany, bo sytuacja się odrobinę poprawiła i już nie jest kryzysowa. Muszę jednak na siebie bardzo uważać. Szczególnie teraz, kiedy zaatakował koronawirus. Zrobiliśmy jednak zapasy i siedzimy w domu. Staram się ograniczać kontakty, bo wiadomo, że nie mogę mieć żadnej styczności z osobami zarażonymi. Moi bliscy bardzo na siebie uważają, także dlatego, żebym ja miał lepszą ochronę - tłumaczy mistrz świata. A dodajmy, że jeszcze mocniej musi pilnować się jego ojciec Władysław, który w maju skończy 83 lata, a także pierwszy polski mistrz świata Jerzy Szczakiel (71 lat).

Zobacz także:
Tomasz Gollob zrobił zapasy i zamknął się w domu
Komarnicki: Nie będzie drugich Włoch

Komentarze (4)
avatar
RECON_1
23.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Każdy musi uważać więc nie ma co pisać i wyróżniać jednych bardziej. 
avatar
Rysio-z-Klanu
20.03.2020
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Ja myślę ,że uważać muszą wszyscy Ci,którzy mają styczność z Darią ze Śląska,która nawet na wizji potrafiła smarkać na Rafała z Leszna. 
avatar
RychuApator
20.03.2020
Zgłoś do moderacji
3
0
Odpowiedz
Komar i Cieślak są tak odkażeni ,że ich to nic nie ruszy , to koronawirus musi się ich bać :) 
Mistrz z Lublina
20.03.2020
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
R.I.P