Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Czy policzyliście, kiedy najpóźniej musi wystartować liga, żeby udało się odjechać sezon 2020 w całości, z play-off włącznie?
Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi: Tak policzyliśmy. Wiemy, ale być może to się zmieni, bo zmieni się system priorytetów zawodów na świecie. Jestem pewien, że przewodniczący komisji torowych FIM i FIM Europe postawią w dobie kryzysu wyłącznie na SGP i SEC, a wszystkie inne imprezy zejdą na dalszy plan. Wszystko po to, aby cztery główne ligi żużlowe mogły zyskać terminy na rozgrywanie swoich zawodów a tym samym na odbudowywanie się po epidemii. Zatem do konkretnych dat na chwilę obecną nie chciałbym przyzwyczajać media i kibiców, bo sytuacja może być dynamiczna.
A jak nie będzie play-off, to telewizja wam zapłaci? Nie wierzę, żeby taki potentat jak Canal Plus darował wam pieniądze, gdybyście nie zrealizowali umowy w jakiejś części.
Z Canal Plus pracuję od 2013 roku. Przeszliśmy razem wiele kryzysów, zaczynając od braku pamiętnego rewanżu w wielkim finale 2013. Z Canal Plus, poza umową, łączy nas też partnerstwo. Dużo im zawdzięczamy. Tam nigdy nie spotkałem się z takim myśleniem na zasadzie: kupiłem produkt i wymagam i nic innego mnie nie interesuje. Głęboko wierzę, że ta filozofia będzie nam dalej towarzyszyła w tych trudnych czasach.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Szalenie trudna sytuacja w światowym sporcie. "Nie ma rozgrywek, nie ma kibiców, nie ma pieniędzy"
Czy nadal upieracie się, że liga bez kibiców nie pojedzie. Chodzi mi o to, co zrobicie, jeśli zakaz organizowania imprez masowych nadal będzie obowiązywał, ale będzie można jechać przy pustych trybunach. Może to byłoby jakieś dobre rozwiązanie przejściowe, takie na 2, 3 kolejki, żeby w ogóle ruszyć.
Nadal upieramy się, że liga bez kibiców nie pojedzie, z jednym, ale: dopóki dopóty będzie to możliwe. Jeśli rząd zezwoli na imprezy masowe z limitem uczestników, a my będziemy pod ścianą to liga ruszy. Tak zrobi cały sport. Nie tylko w Polsce. We Włoszech mówi się, że mecz Ligi Mistrzów Atalanty Bergamo z Valencią, która rozgrywała ten mecz w Mediolanie 19 lutego, na który z Bergamo pojechało 40.000 kibiców, był bombą biologiczną, jaka miała miejsce w Bergamo właśnie po powrocie tych kibiców z Mediolanu. Musimy wyciągać wnioski i dlatego uważam, że imprezy masowe to będzie ostatnia rzecz, na jaką Polacy dostaną zgodę od rządu. To są jednak olbrzymie skupiska ludzi. Z drugiej strony cała branża rozrywkowa w Polsce, w tym imprezy masowe, to około 7 proc. PKB naszego kraju. Łatwo policzyć, jakie to mogą być straty.
Jak pan reaguje na doniesienia z frontu walki. Prezes mistrza Polski mówi, że nie ma przychodu i nie ma z czego płacić.
Jestem z Piotrem, jak i z innymi prezesami klubów, w częstym kontakcie. Wiem, co się dzieje w tych klubach. Wiem o ich problemach. Dziś cały polski sport nie ma przychodu, bo nie ma rozgrywek. Proszę porównać branżę sportową do pewnego rodzaju firmy produkcyjnej. My "produkujemy" rozrywkę i z tego są przychody. Brak rozrywki to brak przychodów. I jeśli ten problem będzie przejściowy, to z pewnością będziemy mogli temu zaradzić. Gorzej, jeśli będzie to dużo dłuższy czas, niż nam się wydaje lub niż ten, o którym mówią eksperci.
Ekstraliga może jakoś pomóc takim klubom jak Stal Gorzów. Wycofał się sponsor tytularny, miasto wstrzymało transzę na klub.
Ekstraliga jest w tym samym położeniu co kluby. My dzielimy wszystkie pieniądze, które dostajemy od sponsora tytularnego czy TV. Mamy jednak inne narzędzia, aby klubom pomóc i zamierzamy je wykorzystać. Rozpoczęliśmy już prace nad opracowaniem takie pakietu propozycji. Oczywiście będą one dotyczyły okresu, kiedy liga ruszy.
Tydzień temu rzucił pan hasło, że może być konieczność renegocjacji umów. Teraz widać, jak na dłoni, że się bez tego nie obejdzie. Z doniesień wnoszę, że w Ekstralidze może być jazda za stawki angielskie, no może pierwszoligowe – 2000 złotych za punkt, nie więcej. Co pan na to?
Jestem ostatni, aby dziś mówić o konkretnych stawkach, bo one będą zależeć od wielu czynników: czy będziemy jechać bez kibiców, czy z kibicami, jak zachowają się samorządy, jakie będą straty ze sponsorów. Dziś jest za wcześnie mówić o wielkości cięć. Jedno jest pewne: na dziś uważam, że nowe, mniejsze stawki są nieuniknione.
Kiedy nadejdzie moment, w którym trzeba będzie ciąć kalendarz? I jakie będą priorytety? Co powinno jechać, a co nie?
Jeśli ruszymy w czerwcu, to sobie poradzimy z obecnym formatem, jeśli w lipcu to format będzie musiał ulec zmianie. Zakładamy ligę nawet do końca października. My mamy nieco gorzej od innych lig: jesteśmy uzależnieni od tego, co się dzieje w żużlowym świecie oraz od pogody…odwołanie jednej/dwóch kolejek z powodu deszczu w nowym kalendarzu może też mocno utrudnić nam rytm rozgrywek. Będziemy musieli jednak sobie z tym radzić. Co do priorytetów to w pełni zgadzamy się z Piotrem Szymańskim, że ratowanie lig będzie najważniejszym zadaniem dla PGEE i PZM. To temu zadaniu trzeba podporządkować dotychczasowe priorytety.
A wyobraża pan sobie sytuację, że ligi w tym roku w ogóle nie będzie? Opanowanie sytuacji w naszym kraju to za mało. Bez zawodników zagranicznych nie pojedziemy.
Będzie niezwykle ciężko ruszyć bez zagranicznych zawodników, ale przy zmianie formatu ligi i składów jest to do zrobienia. Niektórzy uznają, to za fasadowe rozwiązanie: ale być może będzie jedyne rozwiązanie. Sytuacja jest absolutnie bezprecedensowa i niektóre rozwiązania też mogą takie być.
Koronawirus obnażył słabe strony żużla. Pokazał, że sport jest za bardzo uzależniony od samorządów. Kiedy te mówią o wstrzymaniu lub też możliwym ograniczeniu wsparcia, zaczyna się płacz i zgrzytanie zębów.
Cały polski sport zawodowy jest w dużej mierze wspierany przez samorządy, nie tylko żużel a koronawirus niczego nie obnażył, a jedynie wszystko zablokował, zatrzymał. I nawet jak ktoś nie cierpi aktualnie na brak środków finansowych, to ich po prostu nie wydaje w obawie o to co się wydarzy. Bardzo spadła konsumpcja w gospodarce – trzyma się tylko branża online i spożywcza – reszta już odczuwa problemy albo zacznie za chwilę. Odczują to też samorządy. Ciężko się dziwić, że samorządy wstrzymują dotację, skoro liga nie ruszyła. Rozmawiałem z prezesem Grzybem, który zapewnił mnie, że dotacja z Miasta Gorzów nie jest zagrożona a jedynie wstrzymana do czasu normalizacji. Wierzę jednak w samorządy, ich miłość do lokalnych klubów i że znajdą rozwiązanie jak klubom pomóc.
Jak to jest, że PGE Ekstraliga propaguje akcję, zostań w domu, a jej zawodnicy śmigają na prywatnym torze i śmieją się innym w twarz. Na zdjęciach z treningu braci Pawlickich naliczyłem 12 osób, był też dziennikarz z zewnątrz. Raz, że ryzyko zakażenia. Dwa, że po co tak naprawdę trening, skoro nie wiadomo, kiedy będzie liga, a wszyscy siedzą w domu. Marek Cieślak powiedział, że Pawliccy pokazali innym gest Kozakiewicza. Zgadza się pan?
Zgadzam się z Markiem w stu procentach. Ogólnie to niektórzy chłopacy: Maciek Janowski czy Piotr Pawlicki nie mają łatwo w mediach ostatnio, ale to chyba na ich własne życzenie. A trenowanie we fleszach, nawet na własnym podwórku, w sytuacji, gdy mamy unikać skupisk uważam za nieodpowiedzialne. Jednak zamiast o tych negatywnych piszmy o pozytywnych przykładach i patrzmy na to, co robią inni żużlowcy: na przykład Emil Sajfutdinow na swoich profilach w mediach społecznościowych, który regularnie prosi wszystkich o unikanie skupisk. Obowiązkiem mediów, w tych czasach jest dawanie dobrych wzorców, to róbmy.
Myśli pan, że jak epidemia minie, to ludzie wrócą na stadiony. Kiedy w Chinach otwarto na nowo kina, w pierwszym dniu sale były puste.
Ludzie są mocno wystraszeni, choć i wiele lekceważących osób też można znaleźć. To będzie długotrwały proces. Od razu pełnych stadionów bym się nie spodziewał. To samo tyczy się branży turystycznej.
Czy żużel przez koronawirusa zrobi kilka kroków wstecz, a najlepsza liga świata wróci do początku lat 90-tych, kiedy zaczęto budować świetność żużla?
Na pewno to, co osiągnęliśmy wszyscy, zostanie bardzo mocno wyhamowane. Jednak głęboko wierzę, że szybko z tego się podniesiemy.
Czytaj także:
Prosimy braci Pawlickich, dajcie ludziom dobry przykład
Kownacki: nie skakałem z radości, choć ten zegar tyka na moją korzyść