Żużel. Łukasz Kuczera. Szpila tygodnia: Smutny koniec historii Rafała. Rybnicka Kuźnia Zmarnowanych Młodzieżowców

Zdjęcie okładkowe artykułu: Materiały prasowe / Policja / Były zawodnik ROW-u został aresztowany
Materiały prasowe / Policja / Były zawodnik ROW-u został aresztowany
zdjęcie autora artykułu

Byli jak ogień i woda. Łączył ich żużel i fakt, że uważano ich największe talenty rybnickiego, a może nawet polskiego, żużla na początku XXI wieku. Jeden z nich popełnił samobójstwo. Drugi właśnie wylądował w areszcie.

W tym artykule dowiesz się o:

W tym tekście nie będzie nazwisk, ale przecież kibice żużla doskonale wiedzą o kogo chodzi. Na początku XXI wieku niektórzy skrót RKM tłumaczyli nie jako Rybnicki Klub Motorowy, a Rybnicka Kuźnia Młodzieżowców. Pod okiem trenera Jana Grabowskiego wyrosło kilku zdolnych juniorów, a w tym dwie perełki - Rafał i Łukasz.

Ich losy kilkukrotnie się przeplatały. Kariera Rafała mogła zostać przekreślona, zanim na dobre się rozpoczęła. W sierpniu 2000 roku doznał on skomplikowanego, otwartego złamania kości podudzia podczas meczu z grudziądzkim GKM-em. Powrót do pełnej sprawności zajął mu kilka miesięcy.

Kontuzja jednego jest szansą drugiego, bo za jej sprawą w lidze zadebiutował Łukasz. Dostał sprzęt starszego kolegi, którego jeszcze do końca nie umiał okiełznać. Mimo to, od razu w pierwszym biegu przyjechał na drugim miejscu, tuż za plecami klubowego kolegi - Mikaela Karlssona. Już wtedy mówiło się, że Rybnik ma kolejny żużlowy diament.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Mark Loram

Łukasz potwierdził to rok później, gdy został mistrzem Europy juniorów w czeskich Pardubicach. Coraz częściej otrzymywał też szansę w ligowych meczach. W pierwszym pełnym sezonie wykręcił średnią biegową 1,650. Jego starszy kolega, Rafał, był nieco lepszy - 2,037.

Już wtedy dało się poznać, że choć czasem tworzą parę na torze, zwłaszcza w zawodach juniorskich, to są jak ogień i woda. Łukasz wycofany i stroniący od ludzi, Rafał z duszą szaleńca. Ten pierwszy niezwykle pracowity, sumienny. Ten drugi lubił omijać treningi, stawiać na alkohol. Kolejne osoby przymykały na to oko, bo przecież Rafał gwarantował punkty. Do tego miał ten dar, dzięki któremu kochały go tłumy. Wystarczyło, że im pomachał jadąc na prowadzeniu.

Tak jak kariera Rafała mogła wyhamować w roku 2000 wskutek złamanej kości udowej, tak Łukasza zablokował koszmarny upadek w finale młodzieżowych mistrzostw Polski w Lesznie. Niczego nie połamał, ale ucierpiała głowa, początkowo utrzymywany był w stanie śpiączki farmakologicznej. Dwa miesiące po wypadku wrócił na tor, ale po czasie wszyscy przyznali, że zrobił to za szybko. Nawet jeśli pierwszy bieg po powrocie wygrał.

Łukasz po wypadku coraz częściej zaczął się blokować. Zwłaszcza, gdy szło o mecze ligowe, rozgrywane przy pełnych trybunach. Wychodziły mu za to imprezy indywidualne, gdzie presja była znacznie mniejsza. Potęgowało to frustrację kibiców, bo jak to - w imprezach indywidualnych można sięgać po medale, a w lidze nie jest się w stanie pokonać dużo gorszych rywali?

Lipiec 2003 roku, Rybnik. Ponad dwanaście miesięcy po fatalnym wypadku Łukasza. Jego klub organizuje kolejną edycję młodzieżowych mistrzostw Polski. Wielkim faworytem imprezy jest jego klubowy kolega - Rafał. Dla niego to ostatnia szansa na sukces w gronie juniorskim, bo w sezonie 2004 będzie już seniorem. Jednym ze sponsorów imprezy jest lokalny sklep z biżuterią. Zdobywca tytułu ma otrzymać od niego drogi zegarek. Rafał miał nawet wybrać model i napis, jaki będzie na nim wygrawerowany. Tymczasem złoto zdobył Łukasz. Ze łzami w oczach.

Wrzesień 2003 roku, RKM po wielu latach wygrywa I-ligowe rozgrywki i wjeżdża do Ekstraligi. W tym decydującym biegu jedzie nie kto inny, jak Rafał. Ma okazję, by przez kilkadziesiąt sekund machać do publiki. Ten obrazek kibice na Górnym Śląsku zapamiętają na lata.

Bo awans udało się wywalczyć w momencie, w którym sprawy w RKM-ie zaczynały się układać coraz gorzej. Rafał zderzył się z brutalnymi realiami seniorskiej kariery. Okazało się, że na samym talencie nie można już bazować, że przełoży się to na kilka punktów w lidze, ale balując przez dwa dni poprzedzające mecz, nie da się być jednym z lepszych żużlowców w kraju, a nawet na świecie. Na takim zawodniku nie można też budować drużyny.

Za to Łukasz pogłębiał się w swoim wewnętrznym kryzysie. Starał się, ciężko pracował, a efektów nie było widać. Zdarzały się sytuacje, gdy ewidentnie bał się przeprowadzić jakiś manewr, pamiętając co się wydarzyło w roku 2002. Odrzucił pomoc klubu, który zaoferował mu psychologa. W czerwcu 2006 roku popełnił samobójstwo.

Rafał w tym okresie też parł do autodestrukcji. Coraz częściej pijany i coraz częściej dojeżdżający do mety na końcu stawki. Przestał nawet być solidnym ligowcem. Spadła mu motywacja, bo długi w RKM-ie rosły, więc nie chciał ryzykować na darmo. Gdy w roku 2007 pominięto go przy ustalaniu składu na mecz, przyszedł pijany na konferencję prasową po jego zakończeniu i powiedział trenerowi na głos, że jest "miękkim ch… robiony".

Aż w końcu odszedł z rodzinnego Rybnika. Po rocznej przerwie w startach "odkurzył" go częstochowski Włókniarz. Tam pokazał to wszystko, co na Górnym Śląsku znali na wylot. Cechy, za które kochali go kibice. Miał być zerem, został bohaterem. Nikt nie wierzył, że będzie w stanie punktować w Ekstralidze, a on był cennym punktem drużyny "Lwów".

Przyszedł jednak taki moment, w którym nawet pod Jasną Górą mieli dość wybryków Rafała, a ten dostał kolejną szansę w Rybniku. Tamtejsi kibice o nim nie zapomnieli. W roku 2016, gdy ROW zmagał się z kontuzjami, po wielu miesiącach przerwy wsiadł na motocykl i od razu pokonał mistrza świata, Taia Woffindena. - Jeśli nie trenuję dwa miesiące i jedną ręką wygrywam z mistrzem świata i mistrzem Polski, to chyba wszystko jasne - mówił WP SportoweFakty, a to najlepiej oddawało jego mentalność. Gdyby w swoje żużlowe obowiązki wkładał tyle pracy, co jego kolega Łukasz, to najpewniej byłby mistrzem świata. Tyle że jego to nigdy nie interesowało.

Rafał, choć miał papiery na żużlowego mistrza, przepadł w roku 2017, gdy po raz ostatni wystartował w meczu ligowym. Odnalazł się w ubiegły wtorek, gdy spowodował wypadek drogowy na terenie Rybnika. Najprawdopodobniej znajdował się pod wpływem alkoholu. Został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące, grozi mu co najmniej 12 lat więzienia, a jeśli badania potwierdzą jazdę na podwójnym gazie, będzie to jeszcze więcej.

Obecnie w Rybniku brakuje zdolnych juniorów i niektórzy wzdychają do czasów szkółki prowadzonej przez śp. trenera Grabowskiego. Przy okazji zajęć z młodymi należałoby im wpajać nie tylko zasady skręcania w lewo, ale też zwracać uwagę na inne aspekty, Tak, aby smutne historie Łukasza i Rafała w Rybniku się nie powtórzyły.

Łukasz Kuczera

Czytaj także: Rafał Sz. aresztowany. Grozi mu do 12 lat więzienia Kułakow myśli o polskim paszporcie

Źródło artykułu: