Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Politycznie pan jakoś zniknął.
Ryszard Czarnecki, europoseł PiS, wiceprezes PZPS, sympatyk żużla: Medialnie w dużej mierze zniknąłem. Jestem za to aktywny w europarlamencie. Mam największą liczbę raportów, czyli sprawozdań, gdy idzie o polskich europosłów, tych już przegłosowanych i tych przygotowanych. Koncentruję się na sprawach międzynarodowych, a sprawy krajowej polityki zostawiam synowi, który już trzecią kadencję jest posłem. Mamy jasny podział ról w rodzinie.
To nic mi pan nie powie o wyborach prezydenckich?
Możemy pogadać o tych do europarlamentu, ale one są dopiero w 2024 roku, więc to chyba jeszcze nie ten czas. A o prezydenckich w kraju niech mówią posłowie na Sejm RP, oni nad tym głosują, nie będę im chleba zabierał.
Z rozmowy o sporcie nie dam się jednak panu wykręcić.
I ja też nie będę uciekał. Wiceprezesowi Polskiego Związku Piłki Siatkowej, ale tez patronowi różnych żużlowych imprez, w tym mistrzostw Europy seniorów i mistrzostw świata juniorów oraz meczów reprezentacji Polski nie wypada.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Sportowcy bez planu na najbliższe dni. "Pełen trening nie ma sensu"
Nad żużlem i siatką czarne chmury. W ogóle nad całym polskim sportem.
Sport nie jest samotną wyspą. Sport to także sponsorzy, a pandemia koronawirusa powoduje wielkie straty w światowej ekonomii i gospodarkach narodowych. Nie ma co udawać, że to ominie sport, czy jakąkolwiek z dyscyplin. Dość oczywiste dla mnie jest, że oszczędności, jakie będą robić samorządy, ale i też spółki Skarbu Państwa, będą w pierwszym rzędzie dotyczyły eventów kulturalnych i sportowych. Nie pozostaje nic innego, jak zacisnąć zęby i mieć plan na "dzień po". Jak w tytule amerykańskiego filmu: The Day After.
A kiedy ten "dzień po" nadejdzie?
To nie będzie jeden nagły moment, lecz proces, który w różnych krajach zacznie się w różnym momencie. Mamy oficjalne szacunki rządu brytyjskiego. Oni uważają, że z wirusem uporają się wiosną 2021.
Na razie to premier Wielkiej Brytanii jest w szpitalu i walczy z koronawirusem.
Borisa Johnsona poznałem, kiedy był burmistrzem Londynu. Teraz faktycznie leży na OIOM-ie i walczy o zdrowie. Wracając do szacunków, warto jeszcze przytoczyć "New York Timesa", który dotarł do oficjalnego raportu rządu amerykańskiego, który uważa, że z koronawirusem będzie walczył do jesieni 2021. Dłużej niż Brytyjczycy.
A Polska?
Jesteśmy w lepszej sytuacji, bo nie zlekceważyliśmy koronawirusa, jak Ameryka czy Wielka Brytania. Tam uznali, że ekonomia ważniejsza, a ludzie sobie poradzą. Ta taktyka jednak zawiodła. Teraz, według danych WHO, USA są na trzecim miejscu, gdy idzie o liczbę zgonów, po Włoszech i Hiszpanii. Anglicy są na miejscu piątym w tej tragicznej tabeli. Polska wygląda na tym tle dużo lepiej, normalność szybciej do nas wróci.
Tak czy inaczej, swoje problemy mieć będziemy, a sport, o czym pan już mimochodem wspomniał, straci część sponsorów. Widzi pan jakąś przyszłość dla żużla po wirusie. To drogi sport, tu nie wystarczy piłka, tu zawodnicy wydają miliony na sprzęt.
Po zakończeniu pandemii musimy się skupić i w siatkówce i w żużlu na tym, by pomóc słabszym. Dotyczy to zresztą każdej dyscypliny. Państwo polskie i resort sportu z pewnością pomogą, ale wszyscy będziemy musieli walczyć o to, żeby ograniczyć negatywne skutki koronawirusa. W niczyim interesie nie jest to, by jakikolwiek klub się zwinął. Jednak ten kij ma swój drugi koniec. Może pana zaskoczę, ale uważam, oczywiście nie zaklinając rzeczywistości, że tak jak jedni będą na kryzysie gospodarczym tracić, tak inni mogą nawet w perspektywie czasu zyskać. Będą branże i sektory gospodarki, które przejdą przez kryzys w miarę suchą stopą. To trzeba zdiagnozować i tam ruszyć po wsparcie dla sportu.
To chyba nie będzie jakaś wielka grupa.
Może, ale jaki sens ma biadolenie i wieszczenie katastrofy? Wiem, że będzie trudno, bardzo trudno, bo najgorsze wciąż przed nami, ale szukajmy tych świateł w tunelu. Jestem przekonany, że polski sport się obroni. Jednak największe wyzwanie w tej całej sportowej układance czeka oczywiście polskie firmy prywatne sponsorujące sport. Od nich zależą mniejsze kluby w wielu miejscowościach.
Od nich zależy żużel, bo na jedną nogę klubowych budżetów składają się właśnie te małe, prywatne firmy.
I tu trzeba opracować strategię, ale nie tylko dla żużla, ale i dla siatkówki, w której działam. Mogę zdradzić, ze w ostatnich dniach rozmawiałem z szefami wielkiej państwowej firmy, która sponsoruje i siatkówkę i żużel. Mam deklarację, że koncern się nie wycofa, ale potrzebuje stabilnych partnerów po drugiej stronie. To konkret, choć takich państwowych spółek, które chcą kontynuować sponsoring sportowy, musi być więcej. Trzeba znaleźć jeszcze strategie na dalszą współpracę z firmami prywatnymi. Może będę namawiał kolegów z rządu, żeby przyjęli model turecki. Dwie dekady temu i więcej on polegał na tym, że firmy, które dają pieniądze na sport, mają specjalne ulgi podatkowe.
A co z PGE, sponsorem tytularnym Ekstraligi, o którym wiadomo, że ma ostatnio poważne straty?
Jestem przekonany, że PGE nie wycofa się ani z żużla, ani z siatkarskiej Skry Bełchatów, ani z tych klubów, gdzie wspiera czy zamierza wspierać szkolenie siatkarskiej młodzieży. Pytanie tylko o skalę tego zaangażowania. W Skrze Bełchatów, w ogóle w siatkówce działacze stają na głowie, żeby zrealizować świadczenia medialne na poziomie, który zapewni całą wypłatę środków. Żużel nie jedzie, nie wiadomo, czy i kiedy pojedzie, więc władze Ekstraligi muszą też pójść tą drogą. Istnieje jednak uzasadniona obawa, że świadczenia z PGE mogą być na żużlową Ekstraligę mniejsze, bo nie ma meczów ligowych. Siatkówka sezon zaliczyła, choć był skrócony.
Rozmawiałem z prezesem Sparty Andrzejem Rusko, który mówi, że liga powinna pojechać w tym roku za wszelką cenę, bo w innym razie żużel straci całą armię fachowców, którzy są przy dyscyplinie.
Zgadzam się z Andrzejem w stu procentach. Rozmawialiśmy o tym zresztą w zeszłym tygodniu. Dowiedziałem się, że władze Ekstraligi pracują nad wariantem, że jak nie uda się ruszyć do lipca, to nie ma sensu w ogóle startować. Jesteśmy z Andrzejem Rusko innego zdania. Nawet jak będzie szansa na start ligi dopiero po wakacjach, to trzeba jechać. Nawet w niepełnym wymiarze i jakiejś innej formule. Startując we wrześniu można by choćby w tej ósemce zrobić w ostateczności play-offy od ćwierćfinałów. Po wcześniejszym rozlosowaniu par. Po ćwierćfinałach byłoby już przejście do tradycyjnej czwórki play-offowej. Trzeba ratować cokolwiek, nawet robiąc skondensowaną formę. To jest zapewne być albo nie być dla żużla na najwyższym poziomie, choć i to nie będzie recepta na wszystko i na długo. Ze skutkami kryzysu i tak będziemy się borykać. Na pewno jednak odjeżdżając sezon, żużel sobie bardzo pomoże. Tak, jak siatkówka, organizując rozgrywki na plaży drużyn 4-osobowych.
W żużlu można by jeszcze wydłużyć sezon, odpuścić jazdę z kibicami.
Sezon żużlowy można nawet, przy dobrej pogodzie, rozpisać na listopad. Co do kibiców, to mecze bez nich w każdej dyscyplinie zabijają sport, ale z drugiej strony, jeśli mamy wybór takie mecze lub żadne to przy transmisjach telewizyjnych i zyskach z tym związanych nawet takie spec-mecze to jest zawsze jakieś rozwiązanie na zasadzie lepszy rydz niż nic. Dotyczy to i siatkówki i żużla. Choć oczywiście wierzę, że nie staniemy przed takim ostatecznym wyborem.
Pytanie, czy do tego czasu kluby przetrwają. Unia Leszno, mistrz Polski, już teraz ma olbrzymie problemy z płatnościami.
Pandemia i kryzys z tym związany będą w istotny sposób rzutować na płace zawodników. Wiadomo, że tutaj kluby będą szukały oszczędności. Nie tylko Unia, wszyscy. I to jest dla mnie oczywiste. Myślę, że dla zawodników, choć nie jest to dla nich sprawa łatwa do przełknięcia, też będzie to oczywistością. Budżety będą mniejsze. O ile? To zależy od tego, ile meczów siatkarskich uda się rozegrać, a spotkań żużlowych odjechać, czy będą kibice, jacy sponsorzy zostaną. Z drugiej strony dojdzie do pewnego unormowania zarobków w żużlu, bo dziś są one wyśrubowane.
Pełna zgoda. Aczkolwiek mam jedną uwagę. Piłkarskie gwiazdy mogą sobie pozwolić na to, żeby odpuścić trzy miesiące i grać w tym czasie za darmo. Żużlowiec ma gigantyczne koszty. Pewnie da się je trochę zmniejszyć, ale z piłkarzem nigdy się nie zrówna.
To prawda, dlatego mówiłem też wcześniej o systemie wsparcia i pomysłach, które pozwoliłyby uratować dotychczasowych sponsorów lub pozwolić na znalezienie nowych. Myślę sobie, że rząd i samorządy też finalnie nie zostawią sportu na pastwę losu, bo mecze np. siatkarskie i widowiska żużlowe będą ważnym przejawem powrotu do normalności.
Czytaj także:
Niezapomniane zawody. Wizytówka mistrza. Boniek na kolanach
Rusko: wybrać mniejsze zło, jechać nawet bez kibiców