Koronawirus. Cisi bohaterowie czasów zarazy. Żużlowi amatorzy dowożą lekarstwa

Archiwum prywatne / Cezary Kozanecki / Dostawca leków
Archiwum prywatne / Cezary Kozanecki / Dostawca leków

- Kiedy wszystko zaczęło znikać z półek, zaczynaliśmy pracę o 4 - opowiada Cezary, dostawca leków, po godzinach żużlowiec-amator. - Niestety, są pacjenci, dla których leków może zabraknąć, na przykład dla chorych na cukrzycę, nadciśnienie, raka.

Środek nocy, magazyn z lekami. Na specjalnie przystosowaną komorę przeładunkową przyjeżdża nowa dostawa. Zamówienia trzeba rozdzielić na poszczególne trasy. Po załadunku można ruszać w drogę. Jest godz. 6 rano. Po południu dociera druga dostawa.

Kiedy w Polsce wybuchła pandemia koronawirusa sytuacja się zmieniła - dostawcy leków swoją pracę rozpoczynają wcześniej i kończą później niż zazwyczaj. Dla żużlowców-amatorów pracujących w tej branży oznaczało to całkowite porzucenie przygotowań do sezonu.

Ryzyko podejmowane każdego dnia

- Od 25 lat jestem związany z branżą farmaceutyczną. Obecnie jednym z moich zadań jest realizacja dostaw do aptek - tłumaczył nam prezes AKŻ Speedway Ostrów, Cezary Kozanecki, który na co dzień zaopatruje apteki w Ostrowie Wielkopolskim.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Szczególnie trudna sytuacja była po wybuchu pandemii. Pacjenci zaczęli szturmować apteki, a wszystkie hurtownie miały ręce pełne roboty. - Kiedy to wszystko zaczęło znikać z półek w mgnieniu oka, pracowaliśmy od 4 rano niekiedy do 20 wieczorem - skomentował Kozanecki.

Prezes i zawodnik AKŻ Speedway Ostrów podkreśla, że nie znajdują się na pierwszej linii jak ich koledzy farmaceuci. Dostawcy często wchodzą do aptek bocznymi drzwiami i w ten sposób starają się zadbać o to, aby wszystko dotarło na czas. Muszą jednak zmagać się z pytaniami od pacjentów, czy przywieźli maseczki, rękawiczki i inne środki ochrony.

- Niestety, są pacjenci, dla których leków może zabraknąć, na przykład dla chorych na cukrzycę, nadciśnienie, raka. Dla wszystkich przewoźników z różnych hurtowni, którzy pełnią to zadanie, obecny czas jest bardzo trudny - zaznaczył Kozanecki.

Polskie Bergamo

- Z każdym dniem ryzyko rośnie - podkreślił Artur Kruszyk. Żużlowiec-amator AKŻ Speedway Ostrów na co dzień pracuje jako dostawca leków. Jego zadaniem jest obsługa aptek znajdujących się w Krotoszynie i okolicach.

O tym mieście mówi się, że to polskie Bergamo. Odnotowano tam już około 100 przypadków zakażenia koronawirusem. Komisariat policji został poddany kwarantannie, podobnie jak w położonych niedaleko Zdunach. Sytuacja staje się tam dramatyczna.

- Brakuje służb, a te, które są, nie mogą zapanować nad sytuacją. Nie wszyscy mieszkańcy stosują środki ostrożności. W aptekach wygląda to znacznie lepiej, ale na mieście... kiepsko - ocenił obecną sytuację. - Oczywiście, że boimy się jeździć. Tak samo jak inni my też nie chcemy się zarazić - dodał.

U każdego dostawcy pojawiają się obawy. O ile pracownicy aptek stosują wszelkie środki ostrożności, tak nawet przypadkowy kontakt z pacjentem będącym nosicielem wirusa może przynieść opłakane skutki.

- Czy się boimy? Wiadomo, w obecnych czasach każdy jest narażony. Mamy zapewnione środki ochronne i odkażające, ale codziennie odwiedzamy po kilkadziesiąt punktów, więc ryzyko jest, choć staramy się, aby było jak najmniejsze. Żeby w łańcuchu pomiędzy producentem, hurtownią, apteką a pacjentem nie zabrakło jednego ogniwa, jakim jest transport - powiedział Kozanecki.

Martwią się, że mimo licznych apeli wciąż pojawiają się przykłady bezmyślnych zachowań wśród pacjentów.

- Często są to osoby starsze, które na pytanie, dlaczego nie poprosiły kogoś o zrealizowanie recepty, odpowiadają: "Bo chciałem się przejść". W jednej z aptek pani stała w kolejce po krem pod oczy "bo potem może braknąć". Takich zachowań należy się wystrzegać - apelują wspólnie Kozanecki i Kruszyk.

Żużlowa pasja

Jazda na żużlowym torze jest dla nich odskocznią od pracy. Warto dodać, że żużlowcy-amatorzy z roku na rok działają coraz prężniej. To już nie jest jazda na prowizorycznym sprzęcie i torach, ale ściganie na stadionach, również zagranicznych, organizacja eventów i działalność charytatywna. Chętnych do spróbowania swoich sił w całym kraju jest grubo ponad setka.

- Żużel amatorski w naszym wydaniu trwa już dziewięć lat. Od pięciu, czyli od chwili założenia stowarzyszenia w Ostrowie, koledzy z drużyny obdarzyli mnie zaufaniem i wybrali na stanowisko prezesa. Chętnych do jazdy w naszej drużynie przybywa, więc chyba wykonujemy dobrą robotę - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty Cezary Kozanecki, prezes i zawodnik AKŻ Speedway Ostrów.

Przedstawiciele ostrowskiego klubu bardzo cieszą się także, że nawiązali przyjemność z grupą kulturalno-sportową MISZ-MASZ skupiającą w swoich szeregach także osoby niepełnosprawne.

- Naszym celem jest przełamywanie barier, integracja i uświadamianie innych, że niepełnosprawni nie są gorsi czy inni. Robimy wszystko razem i nie ma dla nas rzeczy niemożliwych - dodał Kozanecki.

Jeszcze w lutym prezes AKŻ wraz ze swoim synem Mateuszem, a także Jarosławem Wawrzyniakiem i Michałem Waluszyńskim przebywali w Stanach Zjednoczonych, gdzie jako pierwsi polscy amatorzy w historii brali udział w zawodach organizowanych w Tennessee.

Zaledwie kilkanaście dni po powrocie w Polsce wybuchła pandemia koronawirusa. Szybko trzeba było zmierzyć się z nową, trudną rzeczywistością. W obecnej sytuacji nikt nawet nie myśli o tym, kiedy będzie można ponownie wsiąść na motocykl. Wciąż do wykonania jest niezwykle ważna misja. W cieniu, na uboczu, ale jakże istotna.

Czytaj także:
Zamiast iść na żużel, poszedłem na dyżur. "Gorączka i duszność. Pełny pakiet epidemiologiczny"
Rok temu jeździł na żużel, teraz zbiera wymazy: każde spotkanie z pacjentem wejściem na pole minowe

Źródło artykułu: