Żużlowcy mają gigantyczny dług u tunerów i w sklepach z częściami! Kwota przyprawia o zawrót głowy

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow, Dawid Lampart.
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Emil Sajfutdinow, Dawid Lampart.

Zaległości zawodników względem czterech czołowych tunerów i w sklepach z akcesoriami wynoszą 3 miliony złotych. U mechaników leży 60 zamówionych silników. Ekstraliga się dziwi, bo żużlowcy dostali 70 procent należności kontraktowych.

Krzysztof Cegielski, przewodniczący stowarzyszenia zawodników Metanol, policzył zaległości żużlowców. Nie wszystkie. Ograniczył się jedynie do czterech czołowych tunerów i największych sklepów. Wyszło, że zawodnicy mają 3 miliony zaległości. - Zakładam, że są one spowodowane brakiem środków, a nie wymówką pod tytułem: jest koronawirus - mówi nam Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi dodając, że kluby wypłaciły już 70 procent kontraktowych zaległości.

Szef stowarzyszenia broni zawodników mówiąc, że nie wiedząc o koronawirusie, zainwestowali ogromne środki licząc na płynność w płatnościach z klubów i od sponsorów. Cegielski przekonuje, że problem tkwi w tym, że żużel sam w sobie jest drogim sportem. - Wydatki są ogromne, bo też nikt się nie oszczędza i mocno inwestuje w sprzęt. Zamówienia są jeszcze z października i listopada ubiegłego roku, gdy nikt nie miał pojęcia o wirusie. Teraz dwie sprawy się nałożyły, stąd niezapłacone rachunki i nieodebrane silniki - komentuje Cegielski.

W sumie u tunerów leży aż 60 nowych silników, z których jeden kosztuje od 20 do 25 tysięcy złotych. Kilka jednostek napędowych jest na inne ligi, ale znakomita większość została kupiona na starty w PGE Ekstralidze. - Tu trzeba dodać, że nie policzyłem całego długu, bo pod uwagę wziąłem jedynie zakupy związane z motocyklem, a gdzie utrzymanie teamu, leasingi czy dodatkowe koszty związane z kombinezonami, czy kaskami - pyta Cegielski.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Były żużlowiec dodaje, że to, co już zostało wydane, nie kończy tematu. Jak już sezon ruszy dojdą serwisy (6-9 tysięcy złotych jeden) i ewentualne zakupy kolejnych silników, bo przecież te, które zawodnicy już mają, mogą nie wystarczyć. - Wiedząc o problemach finansowych, zawodnicy z pewnością będą robili mniejsze zakupy i zamówienia, ale i tak od pewnych wydatków nie uciekną - komentuje Cegielski.

PGE Ekstraliga, choć czuje problem, uważa, że zawodnicy już teraz są nie najgorzej przygotowani na trudne czasy. - Jeśli podejść do problemu statystycznie to należy powiedzieć, że w PGE Ekstralidze, nie licząc juniorów, mamy czterdziestu kilku zawodników. Ich kwoty na przygotowanie do sezonu, wynikające z kontraktów, oscylują łącznie w okolicach 11 mln. 70 procent z tego kluby już zawodnikom wypłaciły. To naprawdę bardzo dobry wskaźnik jak na obecną sytuację. Jest kilku zawodników, którzy mają tę kwotę wypłacaną w ratach przez cały sezon. Zatem nawet nie ma zapadalności terminu płatności - zauważa Stępniewski.

- Rozumiem, że niektórzy mogą stracić płynność finansową, ale tak to jest skonstruowane w gospodarce rynkowej, że brak płynności wywołuje efekt domina wobec kontrahentów, a następnie u kontrahentów tych kontrahentów itd. To są ściśle połączone łańcuchy. Jeśli klub utracił płynność lub zmieniła się ona na niekorzyść, to również w tym konkretnym przypadku mogą odczuć to zawodnicy. Jednak jak powiedziałem, na dziś wskaźnik uregulowania zobowiązań kontraktowych wobec zawodników nie jest zły. Owszem kluby różnią się procentem wypłaconych pieniędzy, ale to już inny temat - dodaje prezes PGE Ekstraligi.

Moda na liczenie bardzo się przyda przy rozmowach dotyczących renegocjacji kontraktów. Kluby przedstawią swój bilans strat, zawodnicy dołożą swoje wartości i pewnie uda się na tej podstawie wypracować jakiś kompromis.

Czytaj także:
Kiedyś jego wozili, teraz on wozi innych. Mistrz Europy kierowcą karetki
Bez Hamulców 2.0: Brawo Stal, brawo panie Grzyb. Za ten lot na Bermudy

Źródło artykułu: