Żużel. Brytyjczycy nie odczuwają skutków kryzysu. Kluby mają wydatki w momencie, gdy startuje liga

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Nicolai Klindt
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Nicolai Klindt

Sezon w Wielkiej Brytanii nie wystartuje wcześniej niż w połowie czerwca. Nie oznacza to jednak, że tamtejsze kluby czeka upadek. Jak twierdzą promotorzy, ponoszą oni wydatki jedynie w momencie, gdy rozgrywają mecze.

W tym artykule dowiesz się o:

Koronawirus zaskoczył chociażby polskich prezesów, którzy szybko oświadczyli, że klubowe kasy są puste. Tymczasem każdy z ośrodków PGE Ekstraligi zatrudnia szereg pracowników - poczynając od księgowej, a na specach od marketingu kończąc. Oznacza to, że w polskich realiach kluby od ponad miesiąca muszą ponosić szereg wydatków, choć nie zarabiają.

Inaczej jest w Wielkiej Brytanii, gdzie kluby dysponują mniejszymi budżetami, przez co też znacząco ograniczyły zatrudnienie i nie mają takich problemów. - W tej chwili sytuacja z finansami jest niezła. Nie mamy wielu wydatków. Klub żużlowy generuje większość kosztów, gdy odbywają się mecze - stwierdził w "Swindon Advertiser" Lee Kilby, jeden z promotorów Swindon Robins.

Kilby zapewnił, że jego klub spokojnie może wytrwać kilka najbliższych tygodni, aż do wznowienia sezonu. - Jeśli nie będziemy się ścigać, to nie będziemy mieć kosztów. To stabilna sytuacja. W tej chwili najważniejsze jest dla nas utrzymanie kontaktu z kibicami, chcemy ich angażować za pośrednictwem mediów, radia, gazety czy portali społecznościowych - dodał działacz mistrza Wielkiej Brytanii.

ZOBACZ WIDEO: Skoczkowie mogą zarobić mniej. "Z tym się trzeba liczyć"

W przypadku Swindon Robins większość kadry przebywa na Wyspach, gdzie udało się jej uniknąć kontaktu z koronawirusem. Poza Wielką Brytanią znajdują się jedynie Rasmus Jensen oraz nowo sprowadzony do ekipy Jordan Stewart.

- Rasmus wrócił do Danii, a Jordan do Australii. Ten drugi zdążył się już pojawić w Swindon, ale skoro nie wiedział jak długo potrwa okres zamknięcia, to poleciał do domu. Pozostali chłopcy są na miejscu. Wszyscy siedzą i czekają na moment, w którym będziemy mogli się ścigać - stwierdził Kilby.

Działacz Swindon Robins nie wykluczył, że gdy tylko pojawi się na to zgoda, to jego klub zacznie organizować treningi zamknięte dla publiczności i przy zwiększonym rygorze sanitarnym. - Gdy dostaniemy zielone światło, to kluby zaczną trenować za zamkniętymi drzwiami. Wszystko po to, by zawodnicy mogli się nieco rozruszać, ponownie przyzwyczaić do motocykli. Tyle że nie wiemy, kiedy ten etap nadejdzie - skomentował.

Kilby w pełni poparł też decyzję BSPA, by zawiesić rozgrywki na okres pandemii koronawirusa. - Myślę, że wszyscy wiedzieliśmy, że taka decyzja nadejdzie. Zwłaszcza że kolejne dyscypliny podejmowały takie decyzje. Wszystko jest zamknięte. Kina, kluby, restauracje, puby. Żużel nie był sportem, który zareagował jako ostatni. To dobrze, bo pokazuje, że mamy na względzie dobro innych. Musimy dbać o zawodników, kibiców, pracowników klubów, nas wszystkich - podsumował działacz klubu ze Swindon.

Czytaj także:
Boniek: Sport bez kibiców jest smutny
Mecze z kibicami? To jest możliwe

Źródło artykułu: