Żużel. Złoty interes w czasach koronawirusa. Menedżer Motoru ma trzy razy więcej pracy [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Jacek Ziółkowski, Maciej Kuciapa.
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Jacek Ziółkowski, Maciej Kuciapa.

- Mam kolegę, który ma biuro turystyczne, a jego syn ma trzy restauracje. Jeden i drugi biznes leży. A w hurtownii chemii przemysłowej pracujemy na zwiększonych obrotach. Płyny do odkażania i dezynfekcji są potrzebne - mówi menedżer Motoru.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Ciężko pana ostatnio złapać pod telefonem?

Jacek Ziółkowski, menedżer Motoru Lublin: Ciągle w pracy. Jest jej tyle, że nie ma w co ręki włożyć.

Co pan robi?

Pracuję w hurtowni chemii przemysłowej. Od dawna. W Motorze jestem na czas meczu i treningu, ale zawodowo w żużlu nie pracuję. Kiedyś tak, teraz chemia.

ZOBACZ WIDEO Krzysztof Cugowski: Żużel jest sportem, który powinien najszybciej wrócić na stadiony

Rozumiem, że to dobry biznes na czas koronawirusa?

Zapotrzebowanie na środki wzrosło niesamowicie. Firmy muszą z czegoś robić płyny do odkażania i dezynfekcji, potrzebują więc naszych środków. Normalnie robiłem 11 do 15 zleceń, teraz 40 do 50. Na dzień. Zwykle do transportu wystarczały nam nasze tiry, teraz to za mało.

Jakie środki idą najlepiej?

Alkohol etylowy, ale też kwasy azotowy i fosforowy, bo do koronawirusa doszedł sezon rolniczy.

A mówi się, że przez COVID-19 firmy głównie tracą.

To jak na wojnie, jeden traci, drugi zyskuje. Mam kolegę, który ma biuro turystyczne, a jego syn ma trzy restauracje. Jeden i drugi biznes leży. A my pracujemy na zwiększonych obrotach. Rok temu o tej porze rolnicy też potrzebowali naszych produktów do nawozów. Rośliny nie rozumieją, że jest wirus, że mamy pandemię. Na szczęście uczymy się z nią żyć i mamy nawet termin startu ligi żużlowej. A jak to się zaczynało i ktoś mnie zagadywał, czy zamierzam z młodymi trenować, to odpowiedziałem, żeby się zastanowił, o co mnie w ogóle pyta. Wtedy to ja myślałem, że żużla nie będzie i tą refleksją też się podzieliłem. Pan pyta, jak to, a ja, że będzie nam smutno bez żużla, ale to się może wydarzyć. 200 lat temu nie było żużla i ludzie żyli, więc teraz też damy radę.

12 czerwca nie będziemy się jednak musieli zastanawiać, czy można żyć bez żużla, bo tego dnia ma ruszyć liga.

A ja tak się na chłodno zastanawiam, co to będzie, jak nagle, raptownie wzrośnie liczba zakażeń. Czy wtedy plan się nie zmieni, czy ten termin zostanie utrzymany? Swoją drogę, to wszyscy bardzo chcą, ja też, ale jakoś nie potrafię sobie wyobrazić wielkiego stadionu w Lesznie bez kibiców. Pusto będzie.

Na Motorze też będzie pusto, a przecież kibice byli waszym dodatkowym zawodnikiem. Stadion z nimi piękniej wyglądał. Teraz musicie prosić tych kibiców, żeby nie oddawali karnetów.

To jest walka o ratunek klubu. Pieniądze z karnetów, jak wszędzie, poszły na realizację zawodniczych umów, więc jakby to trzeba było oddać, to pewnie byłby kłopot. Tak myślę, choć nawet nie wiem, jaki był wpływ z karnetów.

Załóżmy jednak, że wszystko się ułoży, że nasz liga pojedzie. A Grand Prix?

Nie chcę być złym prorokiem, ale daję cyklowi bardzo małe szanse. Żaden kraj nie zgodzi się na imprezę z publicznością, a bez nich to jest nie do zrobienia.

Jednym wirus szkodzi bardziej, innym wcale.

No tak, ale nawet dla firmy, w której pracuję, ten koronawirus jest złotym interesem na krótką metę. Jak gospodarka tąpnie, to się na nas odbije. Chemia jest praktycznie wszędzie, jest potrzebna, ale przy krachu nie ma siły, żeby on nas nie dotknął.
Dostaniemy rykoszetem.

Wróćmy do sportu. Motor ustalił finansowe warunki aneksów, które trzeba podpisać w obliczu nowej sytuacji. Klub puścił w Polskę sygnał, że jest mocny. To może być wstęp do dobrych zakupów w kolejnym oknie, bo zawodnicy takie rzeczy wyłapują.

To jest pozytywne, że temat finansowy mamy z głowy. Pragnę jednak zwrócić uwagę, że to nie wzięło się z powietrza. Motor od trzech lat buduje dobrą markę. Odkąd jest obecna ekipa, to nie było tematu niewypłacalności. To się przebija do świadomości, dzięki temu łatwiej nam się rozmawia. Nie mam nic przeciwko temu, żeby szybkie załatwienie sprawy teraz przełożyło się na dobre ruchy w listopadowym oknie. Kibice będą jeszcze bardziej zadowoleni. Damy im więcej radości, bo przecież marzą o dobrym wyniku.

Na razie mamy jednak ligę w zaostrzonym rygorze sanitarnym.

A ja tam jestem zadowolony, bo wracamy z trenerem Maćkiem Kuciapą do czasów minionych. To będzie taki żużel jak 30 lat temu, kiedy miałem drużynę na miejscu. Z powodu nakazu dla żużlowców, by przebywali w Polsce, spędzimy razem więcej czasu. Będzie okazja do integracji. Tego zwykle w żużlu brakuje. Rok temu mieliśmy jeden taki moment przed meczem w Toruniu. Wtedy było dłuższe spotkanie, wspólny obiad i od razu nam się lepiej jechało. Teraz każde spotkanie będzie takie jak tamto z Apatorem. Będziemy z bliska oglądali, jak rośnie mobilizacja zawodników, będziemy mogli przeanalizować z nimi każdy kolejny mecz. To jest jakiś plus tej sytuacji z koronawirusem.

Ogólnie jednak nie jest to łatwy czas.

Zwłaszcza, jak człowiekowi każe się siedzieć w domu. Ja akurat wychodzę do pracy, mam zajęcie, a przez to zmartwień jest mniej. Jak dojdzie żużel, będzie mi jeszcze trudniej. Mam jednak nadzieję, że uda się to pogodzić. No i nie mogę doczekać się testów na koronawirusa. W rodzinie będę jedynym pewnym.

Czytaj także:
Zagraniczne federacje jak pies ogrodnika. Szkodząc Polsce, szkodzą sobie
Z żużla do kopalni. Teraz patrzy, jak te ostatnie atakuje COVID-19

Źródło artykułu: