[b][tag=62126]
Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: W ostatni weekend wszyscy patrzyli na to, co działa się w panu kraju. Ruszyła niemiecka Bundesliga. To ważny sygnał dla całego świata sportu.[/b]
Rene Schaefer, były zawodnik, obecnie dyrektor zawodów w FIM Europe: Zdecydowanie tak. W Niemczech mnóstwo ludzi jest zakochanych w piłce nożnej. Dla nich powrót do swojej pasji był wyjątkowym przeżyciem. Bardzo za tym tęsknili, więc ucieszyły ich nawet mecze, które można było śledzić tylko przed telewizorami. Sam jestem kibicem. Kiedy byłem dzieckiem, to jeszcze przed startem mojej żużlowej kariery, kopałem piłkę z całkiem niezłym skutkiem.
To znaczy?
Grałem w drużynie kadetów w moim regionie. Mogłem nawet stać się częścią programu młodzieżowego, który prowadził Eintracht Frankfurt, ale ostatecznie się nie zdecydowałem. Pamiętam jak dziś moją rozmowę z rodzicami. Powiedziałem im wtedy, że w piłkę grają wszyscy, a ja chcę być wyjątkowy i dlatego zostanę żużlowcem. Do dziś moją ulubioną drużyną jest Borussia Dortmund. W wielkim stylu pokonali Schalke, więc ostatni weekend uważam za udany!
Piłka nożna ruszyła. A co będzie z niemieckim żużlem?
Jest pewien postęp od początku pandemii. We wcześniejszy weekend kilka klubów żużlowych dostało zgodę na treningi. Warto jednak podkreślić, że sytuacja nie jest taka sama na terenie całego kraju. Wszystko zależy od regionu. Mam zatem nadzieję, że uda nam się odjechać kilka imprez. Nic nie jest jednak pewne, bo sporo ograniczeń ma nam towarzyszyć nawet do 31 sierpnia. Wiem, że kilka klubów pracuje nad uzyskaniem specjalnych pozwoleń od lokalnych władz. Chodzi o to, żeby mogli organizować zawody przed tym terminem. Na ten moment większość wydarzeń jest jednak odwołana.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams
Powrót Bundesligi to dla wielu ludzi znak, że wraca normalność. W Niemczech można to już odczuć?
Na co dzień mieszkam w okolicach Frankfurtu i przyznam szczerze, że powoli już to widać. Ograniczenia są coraz mniejsze. Możemy już nawet wracać do spotkań rodzinnych. Nasze dzieci w wieku 3 i 8 lat były od początku pandemii w domu, ale ponad tydzień temu wróciły już do szkół i przedszkoli. Prowadzę firmę ubezpieczeniową, a żona wraz z rodzicami zajmuje się swoim biznesem, więc ten krok był dla nas bardzo ważny. Było nam łatwiej o powrót do normalności. Poza tym coraz lepiej wyglądają liczby. Zarażonych osób od czasu ogłoszenia lockdownu jest coraz mniej. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość, bo teraz ograniczeń jest coraz mniej. Życie stało się jednak na pewno łatwiejsze. Czuję to na własnej skórze. Powoli mija także strach. Na początku wszyscy obawiali się zwykłej wizyty w sklepie, ale powoli to się zmienia. Całe szczęście i oby tak było nadal, bo niektórym firmom będzie dzięki temu łatwiej przetrwać.
Jakie decyzje sprawiły, że znowu czuć normalność?
Możliwość spotkań rodzinnych, o których wspomniałem, a poza tym w ostatni weekend w Niemczech zostały otwarte praktycznie wszystkie firmy. To dotyczy także restauracji. Wcześniej do normalnej działalności wróciły także kin. Od razu dodam jednak, że pewne ograniczenia jednak z nami pozostały. To nie tak, że wszystko jest, jak kiedyś.
Jakie to ograniczenia?
Nadal musimy trzymać dystans. Zalecana odległość to półtora metra. Poza tym musimy nosić maski, kiedy wchodzimy do sklepów.
Rozumiem zatem, że otwarcie szkół nie sprawiło, że liczba zarażonych zaczęła znowu rosnąć? Pytam o to, bo niebawem podobnie będzie w Polsce.
Trudno o jednoznaczne wnioski, bo ten ruch poprzedziła wielka dyskusja i do szkół wróciły ostatecznie tylko niektóre roczniki. Na ten moment nie ma jednak żadnych niepokojących sygnałów na temat wzrostu zarażonych. Uważam jednak, że trochę za wcześnie by o tym mówić. Na oceny potrzebujemy nieco więcej czasu.
Niemcy są zadowoleni z decyzji, które były podejmowane od początku pandemii?
Nastroje w społeczeństwie, jak to zwykle bywa, są bardzo różne. Niektórzy naprawdę się boją. Są przerażeni, że mogą zachorować na koronawirusa. Inni chcieliby jak najszybciej odzyskać swoje dawne życie, a przede wszystkim możliwość normalnego zarobkowania. Ta druga grupa zaczęła artykułować swoje niezadowolenie coraz głośniej i dlatego w kilku dużych niemieckich miastach mieliśmy ostatnio demonstracje.
Skoro były demonstracje, to zakładam, że wsparcie dla firm nie było wystarczające.
Taki sam problem mają wszystkie inne kraje w Europie. Niemcy nie są pod tym względem żadnym wyjątkiem. Wiele firm zostało zamkniętych na długo, więc wysłały pracowników do domów. Oczywiście, były pewne programy ratunkowe, ale to pomogło tylko nielicznym utrzymać się na powierzchni. U nas jest bardzo duża liczba pracowników krótkoterminowych. To w sumie aż 10 milionów osób. To im i ich rodzinom było najtrudniej. Cierpią jednak wszystkie biznesy, a prawdziwe skutki pandemii z pewnością odczujemy dopiero w dalszej części tego roku.
A pan co o tym wszystkim myśli? Może lepsze byłoby przyjęcie modelu szwedzkiego?
Nie chcę za bardzo wchodzić w politykę i wyrokować, co było dobre, a co złe. W tych czasach nie ma idealnych decyzji. Z uwagą obserwuję jednak to, co dzieje się w Szwecji i jestem ciekaw, jakie będą skutki ich posunięć. Mam tam przyjaciół. Często rozmawiamy i mam w sumie wrażenie, że oni są bardziej zadowoleni ze swojego życia od nas.
Czy niemiecka służba zdrowia w czasie pandemii zdaje egzamin?
Od dawna wiadomo, że nasza służba zdrowia stoi na wysokim poziomie. W tych czasach to szczególnie istotne i widoczne. Nie tylko poradziliśmy sobie u siebie, ale byliśmy w stanie wspierać także inne kraje. Wiele osób z innych państw trafiło w czasie pandemii do naszych szpitali i otrzymało tutaj pomoc. Dodam również, że cały czas mamy wolne łóżka, gdyby znowu pojawił się większy problem. Pod tym względem nie można narzekać.
A kiedy pandemia w Niemczech ma się zakończyć? Czy są jakieś prognozy?
Nie ma takich prognoz. Tego nie wie nikt. Teraz przed nami bardzo ważny etap. Dochodzi do luzowania wielu obostrzeń i obserwujemy efekty. Mam nadzieję, że to nie spowoduje wzrostu liczby zarażonych. Jeśli sprawdzi się optymistyczny scenariusz, to krok po kroku będziemy wracać do normalności. Na razie wygląda to obiecująco. Oby tak było, bo ludzie tęsknią za spotkaniami. Ciągłe dystansowanie się od innych bardzo im już doskwiera. Świetnie, że ruszyła Bundesliga, ale brakuje nam także innego sportu. To wszystkie ograniczenia nie są łatwe dla naszych dzieci. Bardzo chciałbym już także widywać się chociaż raz w tygodniu z moją babcią, która ma 89 lat. Mam jednak ciągle z tyłu głowy myśl, że nie możemy jednak przesadzać, bo osoby starsze i chore są najbardziej narażone.
Zobacz także:
Sezon na gościa? Zawodnicy chcą mieć gwarancję startów
Bartosz Zmarzlik lepszy od gwiazd kolarstwa