PGE Ekstraliga rusza w zaostrzonym reżimie sanitarnym 12 czerwca. eWinner 1. Liga miesiąc później. Na razie nie ma mowy o kibicach na trybunach, ale kluby za nimi tęsknią, a premier Mateusz Morawiecki miał chętnie rozmawiać o tym temacie z Ryszardem Czarneckim, wiceprezesem PZPS-u. Konkretne daty nie padły. Pojawiała się jedynie informacja, że na początek trybuny mogą być zapełnione w jednej czwartej.
Działacze już wzięli kalkulatory do ręki i sprawdzili, jak na tym wyjdą. W większości przypadków jedna czwarta oznacza wyłącznie karnetowiczów. I to nie wszystkich. Prezesi boją się, że staną przed dylematem losowania, którzy nabywcy karnetów będą mogli wejść na stadion, a którzy zostaną w domu. Boją się, że w związku z koniecznością dokonania wyboru pojawią się oskarżenia, że wśród karnetowiczów są równi i równiejsi.
To nie jest komfortowa sytuacja. Zwłaszcza że kluby mają już za sobą apele do fanów i prośbę, żeby zamienili karnety na cegiełki, gadżety lub na stałe wejściówki na sezon 2021. Każdy jakoś to przełknął. Wizja powrotu kibiców, czytaj możliwość skonsumowania karnetów, jest w istocie otwarciem puszki Pandory. Dla wielu mecz z trybunach zapełnionych w jednej czwartej to będzie impreza, na której się nie zarobi, a może nawet trzeba będzie dołożyć.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump
- Gdyby patrzeć przez pryzmat pieniądza, to najlepiej byłoby wpuścić 999 kibiców, lub nie mniej niż trzy tysiące - mówi nam Radosław Strzelczyk, prezes Arged Malesa TŻ Ostrovia. - Pierwsza opcja byłaby praktycznie bezkosztowa, bo nie mielibyśmy imprezy masowej. Druga pozwoliłaby nam wyjść na zero. Kosz organizacji meczu dla tych trzech tysięcy wyniósłby nie więcej jak 40 tysięcy. Łatwo policzyć, że jak wejdzie tysiąc karnetowiczów i dwa tysiące, które kupi bilety średnio za 20 złotych, to nie dokładamy - wylicza Strzelczyk, a wtóruje mu Jerzy Kanclerz, prezes Abramczyk Polonii Bydgoszcz.
Ktoś powie, że prezesi nie powinni marudzić i cieszyć się ze zgody na każdą ilość, ale z drugiej strony budżety klubów mocno stopniały i każdy grosz się liczy. Zwłaszcza w pierwszej lidze, gdzie działacze wciąż zbierają na start swoich drużyn. - W normalnych warunkach w koszt organizacji meczu wlicza się punktówkę zawodników - przypomina Kanclerz. - Gdybyśmy chcieli to dodać do kosztów ochrony i obsługi kas, to nagle okazałoby się, że trzeba by móc wpuścić kilka tysięcy - zauważa Kanclerz, a Strzelczyk dodaje: - Gdybyśmy mieli zarobić na punkty żużlowców, to musiałoby wejść 7, 8 tysięcy.
Prezes Eltrox Włókniarza Częstochowa Michał Świącik zdradza, że w jego przypadku to nawet komplet widzów nie pokryje premii dla zawodników. A jeśli chodzi o pokrycie kosztów ochrony i kas, to musiałby mieć zgodę na minimum 5 tysięcy. - Mamy tanie bilety i wiele promocji. Choćby taką, że dzieci do 12 lat wchodzą u nas za darmo - wyjaśnia Świącik. - Od dwóch lat mamy największą frekwencję w lidze, ale pod względem wpływów z dnia meczu jesteśmy na piątym miejscu - precyzuje.
Zdaniem Świącika idealnym rozwiązaniem byłoby całkowite zdjęcie zakazu wpuszczania kibiców. - Wiadomo, że nikt nie ma złej woli, ale takie stopniowe odmrażanie stadionu może wiele osób zniechęcić do przychodzenia na żużel. Ograniczona pojemność może oznaczać wybieranie tych, którzy wejdą już wśród karnetowiczów. Pojawią się głosy, dlaczego on mógł wejść, a ja nie. Najlepiej by było od razu uwolnić cały obiekt bez robienia etapów - dodaje działacz i trudno się z jego argumentami nie zgodzić.
Przy małej liczbie widzów biznes mogą uratować klubom skyboxy i strefy VIP. Taka Moje Bermudy Stal Gorzów, tak wynika z naszych informacji, zarobiła rok temu na skyboxach ponad milion złotych. Oczywiście nie wiadomo, czy teraz udałoby się uzyskać taką samą kwotę? Zwłaszcza gdyby trzeba było zrezygnować lub ograniczyć catering oraz zmniejszyć liczbę przebywających w skyboxach ludzi.
Inna sprawa, że klubom ciężko będzie podjąć decyzję, żeby robić żużel w strefie VIP, bo jednak mogą narazić się na zarzuty, że nie interesuje ich przeciętny kibic. Poza wszystkim karnety czy bilety VIP w wielu klubach są przekazywane w ramach pakietów sponsorskich (częściowo), więc nie generują dodatkowo wielkiego zysku.
W przypadku powrotu kibiców etapami na stadiony nie ma złotego środka, jak to zrobić, by nie stracić i nikomu się nie narazić. Prezes Kanclerz mówi jednak, że kiedy patrzy na mecze piłkarskiej Bundesligi, to każdą ilość widzów wziąłby w ciemno. – Bundesliga bez ludzi źle wygląda. Słyszymy komendy trenerów, głosy piłkarzy, a ja wolałbym odgłos trybun, bo on robi klimat i atmosferę – kwituje działacz, ale on nie będzie musiał dzielić karnetowiczów na lepszych i gorszych. Największy kłopoty z tym będzie miał Motor Lublin, który sprzedał najwięcej karnetów w PGE Ekstralidze, bo aż 7500.
Czytaj także:
Czugunow: jestem Polakiem, ale Rosję wciąż kocham. Wierzę, że Putin uszanuje mój wybór
Rodzina Lindgrenów na kwarantannie planuje poród córeczki