Gdyby na którymś meczu PGE Ekstraligi pojawiły się 4 tys. kibiców, prezesi mówiliby o frekwencyjnym dramacie, a koszty związane z organizacją spotkania i wypłaceniem punktów byłyby większe od przychodu z dnia meczowego. Taka sama liczba widzów na trybunach w Wielkiej Brytanii czy Szwecji uznawana jest za sukces i święto.
Dlatego nie powinno dziwić, że Wielka Brytania, Szwecja czy Dania ciągle czekają z wznowieniem rozgrywek i powtarzają, że tamtejszym klubom nie opłaca się organizować meczów bez publiki na trybunach. Należy oczekiwać, że gdy rozgrywki Premiership czy Bauhaus-Ligan ruszą, to od razu z kibicami.
Powód jest prozaiczny. Brytyjczycy czy Szwedzi wolą przeczekać najgorszy moment, a gdy tylko otrzymają od rządu zielone światło, to wpuszczą fanów na trybuny i zaczną na nich zarabiać niemal tyle samo, ile przed kryzysem.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Billy Hamill
- Większość brytyjskich klubów nie ma pełnych stadionów podczas meczów, więc zachowanie zasady dystansu społecznego jest dla nas stosunkowo łatwe. My jako Poole Pirates mamy jedną z większych widowni, a i tak jesteśmy dalecy od kompletu publiczności na Wimborne Road - skomentował w "Daily Echo" Danny Ford, promotor Poole Pirates.
Ford stwierdził, że gdy sprawy zajdą tak daleko, to "przekroczy ten most". Podobne komunikaty płyną z innych brytyjskich ośrodków. - Będziemy czekać na kolejne informacje i wskazówki od rządu, jakie mają nadejść w lipcu. Chciałbym organizować regularnie mecze co poniedziałek od sierpnia do października. Musimy pewne rzeczy planować z wyprzedzeniem - powiedział Chris Van Straaten, do którego należy klub Wolverhampton Wolves.
W Polsce coraz głośniej też mówi się o tym, że w trakcie sezonu rząd pozwoli wpuścić na stadiony chociaż ograniczoną liczbę osób. Tyle że dla naszych działaczy z PGE Ekstraligi będzie to oznaczało, że stadiony wypełnią się w 1/4 czy 1/3 względem całej pojemności, a straty finansowe będą kolosalne. Brytyjczycy najpewniej będą mogli wpuścić tyle ludzi, ile przed kryzysem, a i tak nie przekroczą rządowych limitów.
Czytaj także:
Dylemat Lamberta. Ściganie w Polsce kosztem ojczyzny?
Max Fricke chce też jeździć poza Polską