Dawid Celt. O miłości do żużla, tenisie, kadrze kobiet, internetowej wyprawce i przyjściu na świat dziecka [WYWIAD]

- Chyba nigdy nie czekałem z taką niecierpliwością na start PGE Ekstraligi, jak w tym roku - mówi Dawid Celt, który z równie wielką ekscytacją wypatruje razem z Agnieszką Radwańską narodzin dziecka. Rozmowę zdominował żużel, tenis i rodzicielstwo.

Kamil Hynek
Kamil Hynek
Dawid Celt Newspix / Łukasz Sobala / PressFocus / Na zdjęciu: Dawid Celt
Kamil Hynek,WP SportoweFakty: Niebawem razem z Agnieszką Radwańską zostaniecie rodzicami, termin porodu we wakacje. Jak sobie radzicie w czasie tych wszelkich obostrzeń związanych z koronawirusem?

Dawid Celt, były zawodowy tenisista, trener drużyny narodowej kobiet i mąż Agnieszki Radwańskiej, kibic żużlowy: Lubię mieć poukładane wszystko od a do z. Skrupulatnie planowałem każdy dzień i funkcjonowałem w miarę normalnie. Inaczej bym oszalał. Nie znoszę marnować czasu, nie cierpię bezczynnie siedzieć, dlatego byłem ciągle "pod prądem". Dużo oglądałem, sięgałem po różnego rodzaju lektury w tym również te dedykowane rodzicielstwu.

Obawiacie się pobytu w szpitalu? Porodu? Z powodu koronawirusa ojcowie nie mogą być przy nim obecni?

Na początku pojawiła się lekka panika i niepewność. Włóczenie się po szpitalach to obecnie nie najlepszy pomysł. Ale urodzić trzeba. Koncepcje związane z przygotowaniami, wyprawką wzięły w łeb. Chcieliśmy się tym zająć właśnie mniej więcej wtedy, gdy w marcu wybuchała zaraza. Mocno nas to ograniczyło, nie mogliśmy pojeździć po sklepach, pokoik urządzaliśmy właściwie przez internet. Nie jest to wymarzona opcja zakupowa, ale wiele spraw nadal nie zależy od nas. Musimy się dostosować do panujących reguł. W każdym razie jesteśmy dobrej myśli.

Jest pan świeżo po konsultacji reprezentacji Polski kobiet w Warszawie. Widać po dziewczynach głód gry, jak one sobie radzą w tym okresie bez występów w turniejach zawodowych?

Z całą pewnością nie jest to dla nich łatwy czas, ponieważ żyją w niepewności. Wciąż nie ma konkretnej daty wznowienia rozgrywek międzynarodowych. Trenowanie bez konkretnego celu nie jest przyjemne. Fajnie było jednak się spotkać, skorzystaliśmy z tego, że większość zawodniczek przebywa na miejscu. Na obiektach WKT Mera Warszawa spędziliśmy pięć pracowitych dni, wszystko przebiegło sprawnie.

Do zajęć i treningów na korcie wrócił pan praktycznie zaraz po zielonym świetle od premiera Mateusza Morawieckiego. Aż tak brakowało panu tenisa?

Jakoś strasznie nie, ale faktycznie szybko zerwałem się po rakietę. Poza tym na bieżąco monitorujemy, co się dzieje w kraju, wypatrujemy kolejnych etapów dotyczących znoszenia obostrzeń. Każde stopniowe odmrażanie i luzowanie działa na naszą korzyść. W fazie wstępnej pandemii razem z Agnieszką, w ramach promocji dyscypliny, poodbijaliśmy kilka razy piłkę w mieszkaniu, aby zachęcić rodaków do jakiejkolwiek, nawet najdrobniejszej formy ruchu. Zamysł tej akcji był jasny, chodziło o to, żeby nie leżeć ciągle na kanapie i nie obżerać się lodami czy czipsami.

Jest pan ogromnym fanem żużla, przebiera pan nogami na magiczną datę 12 czerwca?

Chyba nigdy nie czekałem z taką niecierpliwością na start rozgrywek. Niech to się wreszcie zacznie! Jesteśmy niesamowicie wyposzczeni. Jeszcze parę tygodni temu wydawało się, że z powodu COVID-19 świat stanął, ale ruszyła Bundesliga, PKO Ekstraklasa, budzimy się do życia, choć do normalności wciąż daleko.

Co pan sądzi o możliwości wpuszczenia kibiców na stadiony - 25 proc widowni?

Bardzo się cieszę. To rozsądna decyzja. Jak luzować obostrzenia, to wszędzie, nie omijając sportu. Przygnębiająco ogląda się mecze, zawody bez publiki. Bez nich rywalizacja traci sens.

A czy światowy tenis udźwignąłby grę bez widowni?

Na dłuższą metę będzie to trudne. W krótkim okresie można spróbować, ale dla nikogo nie będzie to dobry scenariusz. Ani dla zawodników, partnerów biznesowych, organizacji. Chociaż - tak jak w żużlu: lepiej jechać, niż robić rok przerwy. Korzystniej będzie spróbować się poświęcić niż zaliczyć kilkumiesięczny rozbrat z rakietą. Zawodnicy wolą nie wypadać z obiegu, bo później może być tylko gorzej.

W tenisie jest jednak znaczący szkopuł. Aby ruszyły największe zawody, każda nacja musi mieć dostęp do swobodnego przemieszczania się między kontynentami. Tenisiści są bez przerwy na walizkach, co tydzień znajdują się w innym miejscu na ziemi. W PGE Ekstralidze skoszarowano zawodników, oddelegowano ich na dwutygodniową kwarantannę i "pozamiatane".

Jakie mogą być straty spowodowane brakiem rozgrywania tych największych zawodów, albo rozgrywaniem ich bez publiczności?

Organizatorzy Rolanda Garrosa (pierwotny termin - 24 maja, przeniesiony na 20 września) już zapowiedzieli, że bez fanów ta "zabawa" jest wykluczona. Na procenty trudno to przełożyć. Na pewno są to ogromne kwoty, ponieważ za tym pojęciem kryją się też oprócz wejściówek m.in. punkty gastronomiczne, sprzedaż pamiątek. Przykładowo na Wimbledonie przez dwa tygodnie przemieszcza się w okolicy kortów pół miliona ludzi. W Nowym Jorku podczas US Open przychody z biletów oscylują wokół 150 milionów dolarów, ale organizatorzy są zdeterminowani, żeby rozegrać turniej nawet bez kibiców.

Czytałem, iż znalazłoby się kilku śmiałków, ażeby przeprowadzić turnieje przy zamkniętych drzwiach. W tym kontekście przewijają się ambitne wizje dyrektorów dużego turnieju ATP w Szanghaju. Tęgie głowy kombinują na Wschodzie, widać, że im zależy. Padły nawet pomysły, żeby sprowadzić graczy kilkoma samolotami do Chin. Wielu byłoby zachwyconych, gdyby udało się tę ideę doprowadzić do szczęśliwego finału.

Skąd w pana życiu wzięła się miłość do żużlowego Włókniarza Częstochowa i tenisa?

Pochodzę z Częstochowy. Z tenisem jest prosta sprawa, tata był trenerem tej dyscypliny, a lokalny sport kochał bardzo mocno, chodził na żużel i często zabierał mnie z sobą.

Kojarzy pan, kiedy pierwszy raz zawitał na stadion żużlowy?

Prawdopodobnie była to połowa lat 90. Dzierżawiliśmy korty stosunkowo niedaleko od stadionu. Po donośnym ryku silników doskonale wiedzieliśmy, kiedy chłopaki trenują. Później, gdy podrosłem, wsiadałem na rower i między ogródkami działkowymi, na skróty gnałem, aby zobaczyć chociaż kawałek obrazka z toru, jak zawodnicy kręcą kółka.

Pierwszy idol?

Pierwsze drużynowe mistrzostwo Polski, które pamiętam, przypada na 1996 rok. Ikoną zespołu i całego miasta był Drabik. Na dokładkę Joe Screen, który ze Sławkiem stworzył mieszankę wybuchową. Dla obu nie było straconych pozycji, to byli showmani jakich mało. Generalnie jednak zawsze najmocniej identyfikowałem się z Polakami: Sebastianem Ułamkiem, Rafałem Osumkiem, z Adamem Pietraszko i Jordanem Jurczyńskim chodziłem do tej samej podstawówki.

Ma pan z kimś ze starej gwardii kontakt?

Adam Pietraszko ożenił się z Sylwią Wojtalą - moją koleżanką z kortu. Sylwia liczyła się na arenie krajowej w kategoriach młodzieżowych. Ze Sławkiem Drabikiem udało nam się niedawno zaangażować w przedsięwzięcie na rzecz córek śp. Tomka Jędrzejaka. Grają w tenisa, dlatego zaaranżowaliśmy drobne spotkanie, żeby mogły trochę poodbijać z Agnieszką.

Udało się się panu pasją do żużla zarazić Agnieszkę?

Na początku była kompletnie zielona, ale udało mi się w niej zaszczepić delikatną miętę do speedway'a. Lubi obejrzeć Grand Prix i chłonąć atmosferę Stadionu Narodowego. Ale też bez przesady, nie róbmy z niej ekspertki, bo i z takimi opiniami zdążyłem się już zetknąć. Jako zawodnik startowałem przeważnie na rodzimych arenach i kiedy udawałem się na turniej do miasta typowo żużlowego np. Zielonej Góry, Gorzowa, czy Gdańska tenisiści stamtąd mieli nieźle obeznany temat.

Jak może wyglądać ten sezon?

Fajnie by było, gdyby Lwy z Częstochowy spróbowały przerwać trzyletnią dominację Fogo Unii Leszno. Ale to będzie dziwny sezon. Niektóre kluby po koronawirusie po prostu będą chciały wziąć go na przetrwanie.

Jak zachować reżim sanitarny w obecnej sytuacji?

Zarządzający światowym tenisem musieliby usiąść i wypracować nowe przepisy,.

Tenisiści po zakończonym meczu mogą udać się szybko do pokojowego hotelu i wykąpać, a żużlowcy mają wsiąść do busa i gnać nie raz przez pół Polski do miejsca zamieszkania i tam się odświeżyć.

Jeśli nic się w tej kwestii nie zmieni, cholernie im nie zazdroszczę. Nie potrafię sobie tego zobrazować. Może do rozpoczęcia sezonu uda się wprowadzić jakieś zmiany. Zwłaszcza, że od drugiej kolejki mecze będą się odbywały ze skromnym udziałem kibiców. Może żużlowcy będą mogli korzystać już z dwóch mechaników i szatni po meczu? Jest duże prawdopodobieństwo, że w lipcu przyjdą czterdziestostopniowe upały i co wtedy? Czy żużlowy mokrzy od potu będą przebierać się w busach?

CZYTAJ TAKŻE: Hampel był krok od Włókniarza
CZYTAJ TAKŻE: Twarde rządy prezesów. Trenerzy mają w żużlu do powiedzenia tyle co nic

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams


KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×