Twarde rządy prezesów. Trenerzy w żużlu mają do powiedzenia tyle co nic

Piotr Baron, jeden z głównych autorów sukcesów Fogo Unii Leszno w ostatnich latach, brutalnie poznał swoje miejsce w szeregu. Władze klubu pożegnały Jarosława Hampela bez jego wiedzy. To nie pierwszy taki przypadek w polskim żużlu.

Jakub Czosnyka
Jakub Czosnyka
Fogo Unia Leszno WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Fogo Unia Leszno
O roli trenernów, menedżerów w żużlu dyskusja toczy się za każdym razem, gdy okazuje się, że tak naprawdę niewiele mają oni do powiedzenia w zestawieniu z prezesami klubów. To oni zarządzają całą spółką, budują skład, a czasami nawet mają istotny wpływ na ustalanie składu czy prowadzenie zespołu w trakcie spotkań ligowych.

Swego czasu trener Marek Cieślak głośno podnosił kwestię, że trenerzy w żużlu są traktowani po macoszemu. Doświadczonemu szkoleniowiecowi nie podobało się głównie to, że drużyny budowane są bez ich wiedzy, prezesi kontraktują zawodników na własną rękę, a potem oczekują konkretnych wyników. A za ewentualne porażki cała wina spada na barki menedżerów. Prezesi mają czyste ręce.

Cieślak słynął zresztą z tego, że jeśli ktoś próbował mu wejść na głowę, to stawiał sprawę na ostrzu norza. Tak było kiedyś w Tarnowie, gdzie nie dogadywał się z prezesem Łukaszem Sadym, co skończyło, że ostatecznie podziękował za współprace. W zeszłym roku zbuntował się, gdy prezes Eltrox Włókniarza Częstochowa zapowiedział, że tor będzie przygotowywał po swojemu.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Takich jak Marek Cieślak jest jednak niewielu, co najdobitniej pokazuje przykład Piotra Barona. Trener Fogo Unii Leszno nie spodziewał się, że ktoś za jego plecami podejmie decyzje kadrowe i teraz podobno zastanawia się poważnie nad swoją przyszłością w drużynie mistrzów Polski. Zresztą kiedyś już też doświadczył ciężkich chwil, jeszcze za czasów swojej pracy w Betard Sparcie Wrocław. Niekoniecznie zgadzał się z tym, co próbowali wymóc na nim klubowi działacze i skończyło się rozstaniem.

Generalnie gdyby sięgnąć pamięcią wstecz, to podobnych i bieżących przykładów znajdziemy całkiem sporo. Kiedyś władze Fogo Unii Leszno ściągnęły na mecz Nickiego Pedersena wbrew woli ówczesnego menedżera Adama Skórnickiego. Do dziś pamiętamy obrazki wściekającego się w parku maszyn Duńczyka, który zapewniał, że dostał zaproszenie od prezesów i to jest dla niego najważniejsze.

W Rybniku od lat rządzi prezes Krzysztof Mrozek. Sam buduje drużynę, a podczas spotkań ligowych wciela się w rolę człowieka od wszystkiego. Żywo dyskutuje z trenerami na temat zmian taktycznych, a jak jest potrzeba to i szwankującą maszynę startową doprowadzi do ładu.

Podkreślmy od razu, że to tylko przykłady, bo podobne rzeczy dzieją się w większości klubów. W takim Gdańsku, gdzie Tadeusz Zdunek wyciągnął klub z przepaści, też w dużej mierze samodzielnie podejmuje decyzje personalne. Trenerzy są tylko dodatkiem do tego wszystkiego.

Można się spierać, czy to dobrze czy nie do końca. Nie podlega jednak dyskusji, że trochę słabo to wygląda, gdy okazuje się, że trener, menadżer w żużlu jest od tego, aby tylko wypełniać program. To tak jakby ktoś najważniejsze decyzje podejmował za plecami Pepa Guardioli czy Juergena Kloppa. Nie do pomyślenia.

CZYTAJ TAKŻE: Żużel. Hampel mógł jeździć dla Włókniarza. Był już dogadany, podziękował za ofertę

CZYTAJ WIĘCEJ: Żużel. Wielki mistrz w poczekalni. Na razie go nie chcą, ale przyjdą kontuzje, wtedy pojawią się oferty

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×