Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Odbyłem ciekawą rozmowę z Martinem Vaculikiem o pieniądzach.
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Dobrze się zaczyna. Mianowicie?
Ostafiński: Martin Vaculik włączył się do dyskusji o zmianie systemu płac w żużlu. On widzi potrzebę modyfikacji, która przełoży się na to, że będzie większy team-spirit, że zawodnicy będą chcieli współpracować ze sobą na torze. Słowak proponuje wycenę wartości sportowo-marketingowej każdego zawodnika i ustalenie rocznej stawki, która zostanie podzielona na 12 miesięcy i będzie wypłacana w formie pensji. I jak ci się to podoba?
Hynek: Pomysł sam w sobie może nie jest zły, ale osobiście nigdy nie byłem za stałymi pensjami i ryczałtami w żużlu. Specyfika dyscypliny chyba nie za bardzo na to pozwala. Czy zawodnicy będą tak zażarcie walczyć o każdy punkt, wiedząc, że co nie zrobią na torze i tak przelew będzie wynosił tyle samo. Chyba że premie za zwycięstwa zespołu będą pokaźne. Bardzo złożony temat.
ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Jason Crump
Ostafiński: Zaczekaj, bo ja nie powiedziałem ci jeszcze wszystkiego. Pomysł zawodnika Falubazu zakłada, że co rok korygujemy te stawki. Czyli żużlowcy, którzy nie będą zażarcie walczyli o punkty i obniżą swoją sportową wartość po sezonie, czytaj, spadnie im średnia, stracą. Oczywiście, żeby wdrożyć ten projekt trzeba podejść z zaufaniem do żużlowców i uwierzyć w ich profesjonalizm. Finalnie pewnie kilka czarnych owiec się znajdzie. Na przykład ktoś dostanie wielką kasę i kupi sobie Ferrari. W ciemno mogę jednak założyć, że większość zachowa zdrowy rozsądek i będzie nawet 50 procent swojej gaży inwestowała w sprzęt, mając świadomość tego, że jeśli tego nie zrobi, to za rok już tak fajnego kontraktu nie dostanie. Lepiej?
Hynek: To już brzmi rozsądniej. Wiadomo, że jak będzie ktoś leciał w kule cały sezon, zaszkodzi sam sobie i będzie miał trudności ze znalezieniem pracodawcy. Dalej się jednak zastanawiam, czy stałe stawki nie spowodują, że żużlowcy zaczną bardziej kalkulować. Zawodnik dwa razy zastanowi się, czy w danej sytuacji nadstawić głowę i zaryzykować, skoro ten punkt nie zrobi mu już teraz różnicy w portfelu. No i co w przypadku kontuzji albo choroby, rzucenia L-4. Jak to rozliczać, zawodnik będzie oddawał pieniądze?
Ostafiński: O tym nie rozmawialiśmy, ale zakładam, że dłuższa przerwa w startach będzie oznaczała mniejszą pensję. Na pewno nie 100 procent. A w sprawie wątpliwości, to musiałbyś porozmawiać z zawodnikami. Mnie Martin Vaculik w takiej szczerej rozmowie przekonał, że warto dać temu pomysłowi szansę. A co do kalkulowania, to ja sobie myślę, że teraz też niektórzy to robią. To jednak nie jest takie złe, bo czasami lepiej odpuści, niż pakować się w niebezpieczną sytuację, złapać kontuzję i osłabić zespół. Tak na to popatrz. A żeby cię jeszcze bardziej udobruchać, to dodam, że Słowak ocenił ciekawie opcję, by wprowadzić premię do podziału na zespół, gdzie każdy punkt byłby wart tyle samo. Słowem, można by trochę odjąć z pensji i dołożyć premię, która wymuszałaby zespołową jazdę. Zawodnikowi bardziej opłacałoby się wygrać, niż zdobyć 15 punktów w przegranym meczu, bo za porażkę dostałby, dajmy na to jedynie zwrot za amortyzację.
Hynek: W wielu kwestiach mamy odmienne poglądy, ale w tym przypadku rękami i nogami bym się nie zapierał. Może przez to, iż w roli pomysłodawcy wystąpił Martin Vaculik. Facet, do którego przez jego przywiązanie do mojego Tarnowa miałem od zawsze słabość. Chętnie z nim to przedyskutuję.
Ostafiński: No i wyszedł z ciebie kibic, a tyle razy mówiłem, że dziennikarz musi być bezstronny. Mój Tarnów. Co to w ogóle znaczy? I jeszcze jedno mi się nie podoba. Mianowicie to, że moje pomysły odrzucasz prawie zawsze, ale to, co powiedział Martin Vaculik, jest dla ciebie święte.
Hynek: Bez przesady. A w Tarnowie mieszkam, więc trudno żebym się z nim nie utożsamiał. Przypominam ci jednak, że walę prawdę między oczy i nie ma znaczenia, czy to Tarnów, czy Rybnik, Zielona Góra itd. Mogę komuś kibicować po cichu, w piłce też wielu dziennikarzy nie kryje swoich sympatii, ale jak coś nie działa, to o tym mówię. No i ja jestem na czarnej liście Łukasza Sadego, prezesa Unii Tarnów, więc chyba to ślepe zapatrzenie u mnie nie działa. Raczej trzeźwe spojrzenie. Z Twoimi ideami mam podobnie. Nie jest też tak, że wszystkie wyrzucam do kosza. Jak jesteś w stanie mnie do czegoś przekonać, też nie stoję w opozycji żeby ci zrobić na złość.
Ostafiński: W każdym razie mam już na ciebie patent. Teraz każdą naszą niedzielną rozmowę będę zaczynał od słów: Kamil a Martin powiedział...
Hynek: Haha. To świetne. Jak w tym starym programie TVP z Piotrem Fronczewskim: "Tata, a Marcin powiedział". Nawet imię się zgadza.
Ostafiiński: To jeszcze ci jedno na koniec powiem à propos tego pomysłu Marcina, tfu Martina Vaculika. Według mnie zdejmujemy z żużlowców odrobinę presji. Wiedzą, ile zarobią. Wiedzą, że przez jeden, czy dwa słabsze mecze nie będą chodzili jak struci, bo właśnie odeszli z kwitkiem z kasy. Kluby też mają większy komfort, bo jeszcze przed startem ligi wiedzą, ile wydadzą. Co do złotówki. I nic nie ma prawa ich zaskoczyć.
Hynek: No to nie będę ci psuł niedzieli i spuentuje to tak: jest w tym, co prawisz jakiś głębszy sens.
Ostafiński: Dobrze, już dobrze. Kończymy, bo zaraz padniesz przede mną na kolana i zaczniesz całować po rękach. To już wolę, jak jesteś na nie.
Czytaj także:
Punkt Woffindena i Liszki wart tyle samo
Boniek na honorowego prezesa polskiego żużla