Rodzina Sullivanów w Australii. Przeżyli pożary, powódź i koronawirusa. Przez jeden dzień byli odcięci od świata

Archiwum prywatne / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: rodzina Sullivanów w ZOO
Archiwum prywatne / Archiwum prywatne. / Na zdjęciu: rodzina Sullivanów w ZOO

Od suszy do koronawirusa. Ryan Sullivan, były żużlowiec, i jego rodzina przeżywają w Australii pogodowo-epidemiczny rollercoaster. W stanie Queensland, gdzie mieszkają, to w ich okolicy było najwięcej zakażeń.

Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Najpierw pożary, potem koronawirus. Aż głupio pytać, jak żyje się teraz w Australii?
 
Paulina Sullivan: Rok 2020 od samego początku jest bardzo trudny zarówno dla Australii, jak i dla całego świata. Na przełomie roku Australia zmagała się z suszą i ogromnymi pożarami, a na początku lutego 2020 mieliśmy obfite opady deszczu i te same tereny, na których wcześniej były pożary, zostały zalane. Później na początku marca dotarł do nas koronawirus. Ze względu na to, że Gold Coast, gdzie mieszkamy, jest popularną miejscowością turystyczną, mieliśmy tu więcej przypadków niż w reszcie stanu Queensland. Rząd świetnie jednak sobie poradził z wirusem, bardzo szybko wprowadził wiele restrykcji. Było to ogromnym zaskoczeniem dla Australijczyków, ale dzięki temu na terenie całego kraju było ogólnie tylko 7221 przypadków.

Czy was osobiście dotknęło jakoś to wszystko?

Paulina: Pogoda w Australii przez ostatnie dwa lata jest bardzo ekstremalna. Pożary w 2019 roku pojawiły się nawet w naszej okolicy, około 30 kilometrów od nas, ale na szczęście nie blisko naszego domu i strażakom udało się je w miarę szybko ugasić. W lutym z powodu nadmiaru deszczu wylały okoliczne rzeki i strumienie i na jeden dzień odcięły wszelkie możliwe dojazdy do naszego domu. Jeśli chodzi o koronawirusa, to poszczęściło nam się, bo obecnie mieszkamy na farmie, więc, nawet kiedy nie można było wychodzić z domu, mogliśmy ciągle być aktywni. Nasi synowie przez dwa miesiące uczyli się w domu przez internet. Zamknięto oczywiście wszystkie restauracje i kluby.

ZOBACZ WIDEO PGE Ekstraliga 2020: Wielcy Speedwaya - Leigh Adams

Coś jeszcze wam umknęło?

Paulina: Mieliśmy duże plany na ten rok. W czerwcu mieliśmy zabukowaną podróż na wakacje do Europy. Miały one potrwać półtora miesiąca. Mieliśmy spędzić czas ze znajomymi na jachcie w Grecji. W planach były też zawody Grand Prix w Cardiff. No i oczywiście Polska i spotkanie z rodziną oraz znajomymi. Jednak przez koronawirusa nasze plany zostały anulowane.

Na zdjęciu: Paulina Sullivan z rodziną
Na zdjęciu: Paulina Sullivan z rodziną

Przeczytałem niedawno w toruńskich mediach, że Ryan poświęcił się pracy w nieruchomościach.

Ryan Sullivan, brązowy medalista Grand Prix, jeden z najskuteczniejszych żużlowców eWinner Apator Toruń i PGE Ekstraligi: Zawsze inwestowałam w nieruchomości, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że żużel jest niebezpiecznym sportem i że może się dla mnie skończyć w każdym momencie. Na początku były domy, które remontowałem i wynajmowałem lub sprzedawałem. Kiedy skończyła się moja sportowa kariera, miałem więcej czasu i mogłem do inwestycji podejść bardziej na poważnie. Teraz prowadzę swój własny biznes, mam więcej nieruchomości niż kiedyś. Zacząłem kupować większe działki z dużą ilością ziemi, które w przyszłości mogą zostać przeobrażone w małe osiedla. Zmieniłem swój biznesplan, aby nie pracować ciężej, lecz mądrzej, aczkolwiek wszystko zostało teraz trochę spowolnione ze względu na koronawirusa i jego wpływ na ekonomię.

Jak to w ogóle jest zamienić sport pełen adrenaliny na raczej spokojne zajęcie?

Ryan: Na pewno nie tęsknię za wypadkami i kontuzjami, aczkolwiek przez pierwsze dwa lata nie było mi łatwo ze względu na to, jak wielką częścią mego życia był żużel. W Australii nie ma wielu możliwości, żeby być aktywnie związanym z żużlem i oglądać zawody żużlowe na żywo.

Dlaczego w ogóle pan zrezygnował? Miał pan wtedy 38 lat, a przecież zawodnicy skutecznie ścigają się nawet po czterdziestce.

Ryan: Ostatnie dwa sezony swojej kariery skończyłem z kontuzjami. Wiele rzeczy zmieniało się również wokół świata żużlowego. Czułem, że był to dla mnie czas, aby zakończyć karierę, chociaż szczerze mówiąc, nie tak sobie wyobrażałem moje pożegnanie z żużlem.

To znaczy?

Ryan: Byłem bardzo zawiedziony tym, w jaki sposób zostałem potraktowany przez pewne osoby w toruńskim klubie i rozczarowany postawa Urzędu Skarbowego, który zdecydował się podważać sposób, w jaki wszyscy żużlowcy rozliczali się do tej pory (w tamtym czasie urząd podawał w wątpliwość fakt, iż żużlowcy to jednoosobowe firmy - dop. aut.). Wybrali mnie, jako ich królika doświadczalnego. W końcu byłem jednym z bardzo nielicznych zagranicznych zawodników, którzy w Polsce płacili podatki i wydawali swoje zarobki. Sprawa sądowa zajęła nam aż 5 lat i zakończyła się sukcesem, w który od początku wierzyliśmy. Aczkolwiek mimo że ten sam problem miało wielu sportowców, to czułem się wyalienowany i musiałem sam dochodzić swoich praw. Finalne pomogłem sobie, ale i też całej reszcie zawodników.

A teraz?

Ryan: Oczywiście brakuje mi adrenaliny, ale mam warsztat pełen zabawek: łódki do wakeboardingu, motory crossowe, gokarty, które często używamy ze znajomymi. Paulina, nasi synowie Kobe i Liam również mają swoje motory. Mamy mały tor na farmie, więc wszyscy jeździmy rodzinnie. Może nie ma tej samej adrenaliny, ale dla mnie to świetna rozrywka. Oglądam Grand Prix w telewizji, jeśli tylko mam szanse. Podczas naszej następnej podróży do Europy, na pewno chciałbym obejrzeć zawody na żywo, jeśli pojawiłaby się taka okazja.

Na zdjęciu: rodzina Sullivanów
Na zdjęciu: rodzina Sullivanów

Mają państwo dwóch synów. Czy któryś z nich wspomina o tym, że chciałby jeździć na żużlu, ma do tego smykałkę?

Ryan: Kobe, nasz starszy syn potrafi bardzo dobrze jeździć na motorze crossowym, ale zdecydowanie bardziej woli grać w piłkę nożną i futsal, które trenuje, od kiedy miał 2 lata. Liam, który z kolei teraz ma 6 lat uwielbia jeździć na motorze i zdecydowanie woli jeździć niż oglądać zawody. Mimo młodego wieku pokazuje dużo naturalnego talentu i widać, że uwielbia adrenalinę.

Czy gdyby Liam chciał jeździć na żużlu, bylibyście gotowi przenieść się z nim do Europy?

Paulina: Jesteśmy zawsze otwarci na różne możliwości. Zanim kupiliśmy farmę, na której mieszkamy, przez jakiś czas zastanawialiśmy się nad powrotem do Europy. Jest wiele osób i rzeczy, za którymi bardzo tęsknimy, choć zaznaczam, że czujemy się w Australii szczęśliwi. W Toruniu ukończyłam studia magisterskie na kierunku Europeistyka na wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika. Przez ostatnie trzy lata poszerzałam swoją wiedzę prawniczą i pracuję w kancelarii prawnej w Gold Coast. Obecnie uzupełniam swoje studia, aby zostać tu radcą prawnym, więc czuję się w Australii ustatkowana. Jednak co będzie, czas pokaże. Zawsze będziemy wspierać rozwój naszych synów i jest to dla nas priorytetem. Staramy się dać im możliwości spróbowania różnych zajęć. Powrót do Europy też nie byłby problemem.

Z tego, co słyszałem macie państwo kontakt z rodziną Wardów. Jak oni sobie radzą, jak Darcy radzi sobie po tym fatalnym wypadku? Czy udało mu się odnaleźć szczęście w życiu?

Ryan: Darcy radzi sobie bardzo dobrze. Zanim przeprowadziliśmy się na farmę, mieszkaliśmy na tym samym osiedlu. Pomagałem im, kiedy oglądali różne domy na sprzedaż i wybrali akurat ten niedaleko nas, więc spotykaliśmy się często. Darcy i Lizzie wzięli ślub w zeszłym roku i są szczęśliwi. Teraz ze względu na koronawirusa przez parę miesięcy mamy kontakt tylko telefoniczny.

Kibice w Toruniu tęsknią za Ryanem Sullivanem, mówią, że dziś drużynie przydałby się taki lider. Czy przez te siedem lat bez żużla przeszła panu przez głowę myśl, że jednak mógł się dalej ścigać?

Ryan: Hahaha, tylko po wódce. Ostatni raz jeździłem na motorze żużlowym w 2013 roku… Co do toruńskiego klubu zgadzam się z tą opinią. Uważam, że klubowi brakuje lidera. Były momenty, kiedy przechodziło mi przez myśl, żeby powrócić, ale teraz czuję się bardzo szczęśliwy w tym, co robię i nie sądzę, żebym kiedyś wrócił do ścigania. To jednak nie oznacza, że nie widzę siebie w inny sposób związanego z żużlem w przyszłości. Ostatnie kilka lat pozwoliły mi rozwinąć się, jako osobie i zdobyć nowe umiejętności i wiedzę.

Paulina: Niektórzy pewnie powiedzą, że nie jestem obiektywna, ale dla mnie zawsze Ryan był wzorem sportowca i lidera. Niewiele osób zdawało sobie sprawę, jak wiele czasu zajmowały mu przygotowania i jak poważnie traktował swoją pracę. Prowadził ekstremalnie zdrowy tryb życia, dużo trenował, był zawsze bardzo odpowiedzialny. Nie bał się być liderem i ścigać się w decydujących momentach. Uważam, że taka osoba jest na pewno potrzebna naszej drużynie, aby osiągnąć znów sukcesy.

Kiedy rozmawiałem z księdzem Piotrem Prusakiewiczem, waszym przyjacielem, to wspomniał on, że być może Ryan kiedyś zostanie trenerem. W końcu to on odkrył Warda?
 
Ryan: Jak tylko zobaczyłem Darcy’ego na torze w Gold Coast, zadzwoniłem do Jacka Gajewskiego (wtedy był menedżerem toruńskiej drużyny - dop. aut.) i powiedziałem, że musi dać temu młodemu chłopakowi szansę, bo dla mnie było oczywiste, jak wielki miał talent. Przez pewien czas byłem również menadżerem drużyny Peterborough i uważam, że dobrze się w tym sprawdziłem. Mógłbym być trenerem, ale uważam, że mógłbym nawet lepiej sprawdzić się w innej roli, jeśli taka możliwość by się kiedykolwiek pojawiła i była w zgodzie z naszymi planami.

Czy śledzicie państwo informacje związane z tym, co dzieje się w sporcie? Czy jesteście zaskoczeni tym, że Apator spadł z ligi rok temu?

Ryan: Chciałbym móc powiedzieć, że byłem zaskoczony, ale niestety nie. Toruński klub zdecydowanie ma kotwicę, która ciągnie go w dół. Dopóki nie nastąpią duże zmiany, nie widzę szans na duży sukces. Byłem bardzo związany z drużyną i klubem, a teraz mogę się wszystkiemu przyglądać z zewnątrz i dla mnie jest oczywiste, co jest trucizną w drużynie, co stoi na przeszkodzie do sukcesu.

Apator wróci w tym roku do PGE Ekstraligi?

Ryan: Oczywiście uważam, że Apator ma szanse na powrót do Ekstraligi. Dodam, że w moich oczach to był zawsze klub, który walczył o podium, a nie żeby się utrzymać w lidze, co niestety dzieje się przez ostatnie kilka lat. Bardzo chciałbym, żeby drużyna wróciła do dawnej świetności, myślę, że kibice naprawdę na to zasługują. Było mi bardzo miło mieszkać w Toruniu, mam wiele bardzo dobrych wspomnień. Oboje z Pauliną byliśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, gdy w dniu naszego ślubu wielu kibiców przybyło do kościoła garnizonowego a przede wszystkim, gdy zobaczyliśmy grupę osób na pięknych motorach, która eskortowała nas do hotelu Filmar. To był naprawdę piękny gest ze strony kibiców, czuliśmy się tym bardzo zaszczyceni. Do tej pory nie mieliśmy szansy, aby im podziękować publicznie za to wszystko. Chciałbym to zrobić teraz. Bardzo dziękuję kibicom z Torunia, ale i też z Częstochowy za ich wsparcie w trakcie mojej kariery, za wspomnienia. Te, kiedy skandowali moje imię na stadionach, są ciągle świeże w mojej pamięci i zostaną ze mną na zawsze.

Czytaj także:
Żużel z kibicami chyba jednak dopiero w lipcu
Prezes Motoru ma plan. Jak nic się nie zmieni, ta drużyna za rok zmiażdży wszystkich

Źródło artykułu: