Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Za nami dopiero jeden mecz PGE Ekstraligi, a zawodnicy już narzekają, że muszą nosić maski. Zapytaliśmy o to lekarza, który stwierdził, że noszenie maski w trakcie wysiłku grozi nawet zakrzepem w tętnicy.
Piotr Stencel, lekarz PZM: Nie straszmy młodych zawodników zatorem, bo to idzie w świat, a takiego zagrożenia nie ma. Jeśli żużlowcy mieliby od noszenia masek aż tak poważnie chorować, to by znaczyło, że nie są należycie przygotowani do sezonu. Kiedy słuchałem, jak Gleb Czugunow mówił, że ma od noszenia maski zawroty głowy, to już miałem ochotę zawezwać go na ponowne badania. W ogóle każdego, kto będzie się skarżył, że przez maskę ma jakieś dolegliwości, będziemy kierowali na ponowne badania, bo nie powinni mieć takiej reakcji.
Pytanie, czy maski na twarzach zawodników są naprawdę niezbędne?
Takie są wymagania rządu. To są wytyczne, których my musimy pilnować, żeby PGE Ekstraliga mogła jechać w zaostrzonym reżimie sanitarnym. W innych dyscyplinach, jak w koszykówce, siatkówce, też noszą maski, kiedy nie trenują, lub mają jakąś przerwę w trakcie zajęć, więc nie róbmy z tego problemu. Jest przecież nawet takie zalecenie, że jeśli nie trzymamy bezpiecznego dystansu, to zakładamy maskę. Nikt tego obowiązku nie zdjął. On dotyczy wszystkich, nie tylko sportowców. Nie możemy robić dla żużla wyjątku i mówić, że sportowcy mdleją, bo to brzmi, co najmniej dziwnie.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Grzegorz Zengota: Hampel to nie jest mój problem
Trener Marek Cieślak mówił nam jednak, że jemu lekarz zabronił używać maseczki w trakcie jazdy na rowerze, mówiąc, że będzie wdychał swoje bakterie.
Jeśli ktoś jest zdrowy, to nie wdycha własnych bakterii. Zresztą maseczki bawełniane, a te zalecamy, mają lepszą przepuszczalność. Powiem panu, że lekarze i ratownicy noszą maseczki, w których oddycha się zdecydowanie trudniej. Nie słyszałem jednak, żeby któryś z lekarzy, czy ratowników z tego powodu umarł, czy zasłabł. A przecież operacje, w trakcie których lekarz nosi maskę czasami, trwają po kilka godzin.
Jednak Czugunow pewnie nie wymyślił sobie tego, że miał zawroty głowy.
Jeśli będzie się to u niego powtarzać, to będziemy mieć jasność, że z jego stanem zdrowia jest coś nie tak. Tak jak powiedziałem, być może trzeba będzie zweryfikować jego badania. Przecież w trakcie jazdy nie ma maski. Nosi ją jedynie w przerwach między biegami, a tu jednak wysiłek jest minimalny.
Czyli żużlowcy mają nosić maski i nie dyskutować.
Zanim rozpoczęły się treningi, kluby miał rozmawiać z lokalnymi mediami, by nie robiły nagonki i nie polowały na zdjęcia zawodników bez masek, żeby nie robić z tego sensacji. Jednak te pierwsze zajęcia, to było takie ściganie się na to, kto komu zrobić fotografię bez maski czy rękawiczek. Teraz chcemy iść w drugą stronę i luzować. Jednak bądźmy odpowiedzialni, zadbajmy o PGE Ekstraligę. To nie jest tak, że noszenie masek jest czyimś widzimisię. To ktoś mądry na górze wymyślił, że trzeba je mieć. To nie kaprys, lecz troska, by ta liga dojechała do końca.
Doktor Marek Femlak mówi jednak, że maski mogą powodować omdlenia, zasłabnięcia, czy też nawet doprowadzić do zatoru tętnicy.
Jeśli pan doktor straszy, to niech pokaże dowody. Od końca lutego, od pierwszych niepotwierdzonych przypadków, mamy wprowadzone pewne rygory. Maska jest jednym z nich. Nie spotkałem się jednak z takim przypadkiem, by ktoś miał z tego powodu zator tętnicy. Nie róbmy więc niepotrzebnej afery, nie nakręcajmy.
Myślę jednak, że panu doktorowi nie chodziło o nakręcanie, lecz o powiedzenie, co może się zdarzyć, jeśli maska będzie noszona przy wysiłku.
My jednak musimy trzymać się pewnych standardów, bo jak poluzujemy, jak się zaczną kłopoty z dyscypliną, a w efekcie pojawią się pierwsze przypadki koronawirusa w zespołach, to wejdzie sanepid ze swoimi zasadami i ustali, kto idzie do szpitala, kto na kwarantannę, co może spowodować wstrzymanie rozgrywek. Także postawmy na dyscyplinę zawodników, bo to ich praca, to ich chleb. Chyba nie chcą tego stracić? Pomyślmy też o tym, że za chwilę wrócą kibice na stadiony i będą dodatkowe obostrzenia. Ryzyko zakażenia się zwiększy, więc będą one całkowicie uzasadnione. Zresztą my jeszcze nie możemy ogłosić zwycięstwa z epidemią. Jesteśmy jednym z dwóch krajów, który szczyt ma wciąż przed sobą.
Rozumiem troskę o dokończenie rozgrywek, ale czy nie można pozwolić zawodnikom na większy komfort, skoro w parku maszyn są wyłącznie osoby przebadane, objęte monitoringiem, słowem zdrowe.
Rozmawiałem z lekarzami, którzy są odpowiedzialni za przygotowania z innymi sportowcami i oni mówią, że w grupach, które są przebadane, trzeba stosować maseczki. To są zalecenia konsultantów, a więc osób mądrzejszych niż ja i inni doktorzy niebędący specjalistami. Skoro oni coś zalecają, to słuchajmy ich, bo w końcu są mądrzejsi.
Piłkarz na boisku nie biega jednak z maseczką na twarzy. Żużlowiec w trakcie meczu, nawet jak zjeżdża do parku maszyn, jest w trakcie zawodów. Czy to nie jest argument za wycofaniem masek?
Nie, bo piłkarz schodzący z boiska musi założyć maseczkę. To samo dotyczy tych, co siedzą na ławce. Żużlowiec po biegu jest takim piłkarzem siedzącym na ławce rezerwowych. Poza wszystkim uważam, że sportowiec powinien świecić przykładem. Widzimy, jak teraz popuściło. Ludzie gromadnie wyszli z domów, zdjęli maski i rękawiczki. I oczywiście już wzrasta liczba zakażonych. Osoby publiczne, a takimi są też żużlowcy, powinni pokazać, że jednak trzeba postępować zgodnie z zaleceniami.
Czyli PZM i Ekstraliga zostaną głuche na wszelkie apele?
Tak. Powiem jednak jeszcze coś, co powinno wszystkich przekonać, że ta dyskusja o maskach nie ma sensu. Jeden z treningów wysokogórskich dla kolarzy wygląda tak, że zakłada mu się coś w rodzaju maski na twarz i taki kolarz jedzie na rowerze stacjonarnym w hali. Ta zmniejszona ilość tlenu podnosi jego wydolność fizyczną. Nikt nigdy od tego nie zasłabł. A przypomnę, że żużlowcy jednak jeżdżą bez masek. Mają je tylko między biegami. Dlatego dajmy spokój. Apeluję, tylko żeby zawodnicy wymieniali zawilgocone maski, a wtedy nie będzie żadnego problemu.
Czytaj także:
Prezes oburzony: jaki bunt? Dzisiaj liczylibyśmy połamane kości
Mechanik Łaguty tłumaczy, dlaczego Motor dostał lanie