Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: MrGarden GKM Grudziądz zdobył 58 punktów w meczu z PGG ROW-em Rybnik, ale wysokich wyników w PGE Ekstralidze mamy zdecydowanie więcej. Co się dzieje?
[b][tag=3127]
Krzysztof Buczkowski[/tag], zawodnik MrGarden GKM-u Grudziądz:[/b] Szczerze? Do tej pory się nad tym nie zastanawiałem. Na naszym przykładzie zauważyłem, że bardzo mocny jest Eltrox Włókniarz Częstochowa. To potwierdziło się zresztą w Zielonej Górze. Ich największy atut polega na tym, że seniorzy się znakomicie uzupełniają. Juniorzy też jadą na razie na wysokim poziomie. A co do innych wyników, to w sumie nie wiem, co powiedzieć.
Podam panu kilka przykładów. Wysoka wygrana Betard Sparty z Motorem na inaugurację. Później lublinianie wysoko pokonali u siebie Moje Bermudy Stal, a Fogo Unia wrocławian. Do tego można dodać spotkanie RM Solar Falubazu w Rybniku. A mamy za sobą dopiero dwie kolejki. Przypadek?
Niby to może być przypadek, ale z drugiej strony znalazłbym też jakieś przyczyny. Od razu jednak zaznaczam, że nie szukam w ten sposób wymówek ani nie chcę na nic narzekać. Fakty są takie, że ciągle mamy stosunkowo mało jazdy. Do każdego meczu przygotowujemy się najlepiej, jak potrafimy, ale z treningami jest naprawdę różnie. Niektórzy jadą spod taśmy, ale z drugiej strony jest ktoś taki jak Artiom Łaguta. On tego w ogóle nie potrzebuje.
ZOBACZ WIDEO Kłótnia o Czugunowa. Jest Polakiem, bo ligę wygrywa ten, kto ma dobrych juniorów
To chyba fenomen. Gość, który nie staje z wami w ogóle pod taśmą, nie ma na swoim koncie ani jednego przegranego biegu w PGE Ekstralidze. Jak on to robi?
W Częstochowie zrobił 18 punktów, a z ROW-em był drugi komplet, choć miał też trochę szczęścia. Jego przykład to jednak dowód, że każdy potrzebuje czegoś innego. Poza tym mamy małą loterię ze sprzętem. Weszły limitery i niektórych rzeczy uczymy się na nowo. Na starcie trzeba się teraz zachowywać inaczej. Uważam, że potrzebujemy kilku kolejek i liga się unormuje. Ten sezon jest strasznie krótki, ale także bardzo intensywny.
Z tym brakiem ścigania na treningach u Łaguty to zawsze tak było?
To żadna niespodzianka. Jeżdżę z Artiomem już sześć lat. Wcześniej byliśmy razem w Tarnowie. Tam zachowywał się tak samo. Jego pewność siebie bije w tym roku po oczach. Miał to w sumie zawsze, ale teraz czuć to jeszcze mocniej. Cieszę się, że mamy go w drużynie, bo ciągnie nam wynik. Nie można jednak ciągle polegać tylko na Artiomie. Musimy go bardziej wesprzeć. Nie może być tak jak w Częstochowie.
Z PGG ROW-em wygraliście wysoko, ale nie było pogromu, na który niektórzy liczyli. Rybniczanie czymś was zaskoczyli?
Wiedzieliśmy, że nikt nie położy się przed nami na torze. Wszystkie punkty musieliśmy zdobyć po zażartej walce. Zawodnikom ROW-u naprawdę zależy. Widać, że traktują to wszystko jako szansę. Chcą się pokazać i gryzą tor. Wcale nie byli wolni. Andrzej Lebiediew prowadził w 15. wyścigu. Za jego plecami jechał fenomenalny Artiom Łaguta i pewnie zawodnik ROW-u by to dowiózł. A w tym roku w PGE Ekstralidze nie udało się to jeszcze nikomu. To o czymś świadczy. Szkoda, że zakończyło się upadkiem i kontuzją. Dobrze, że uraz nie jest poważniejszy, bo chętnie z Andrzejem w tym roku się jeszcze pościgam. Niech wraca jak najszybciej do zdrowia.
Jeśli mówimy o tym, że ktoś gryzł tor, to w pana biegach działo się najwięcej. Pewnie ze względu na to, że starty nie były idealne. Motocykle na trasie spisywały się jednak bardzo dobrze i chyba może być pan z nich zadowolony.
Z motocykli to jestem zadowolony od początku. Silniki od Ryszarda i Daniela Kowalskich spisują się bardzo dobrze, więc nie mam zamiaru narzekać. Niestety, po drodze wkradały się mniejsze lub większe błędy. Ciągle mam sporo do poprawy. Przede wszystkim muszę dużo jeździć. U mnie jest inaczej niż u Artioma. Wyścigi spod taśmy są mi bardzo potrzebne. A co do startów, to pełna zgoda. Powinny być zdecydowanie lepsze.
Czy limitery sprawiły, że musiał zmienić pan nawyki na starcie?
Coś w tym jest. Najpierw myślałem, że limitery u mnie nic nie zmienią. Kiedy siadam na motocykl, to wszystko wygląda już trochę inaczej. Niedawno sobie uświadomiłem, że do tej pory nawijałem naprawdę sporo gazu. Jestem jednak przekonany, że po kolejnych treningach i meczach będzie coraz lepiej.
Zmieniła się geometria toru w Grudziądzu. Na czym polegają największe różnice?
Tor stał się zdecydowanie szybszy. Mamy łagodniejsze łuki i więcej ścieżek. Być może dla kibiców na pierwszy rzut oka było tak samo, bo zobaczyli dużo jazdy pod płotem. Zapewniam jednak, że na treningach wyglądało to jednak inaczej. Nawet się martwiliśmy, że będzie tylko start, krawężnik i jazda do środka toru. Całe szczęście, że tor ułożył się inaczej. Dzięki temu kibice obejrzeli wiele ciekawych wyścigów.
Na grudziądzkim torze w zeszłym roku mieliśmy sporo groźnych upadków. Przebudowa sprawi, że będzie bezpieczniej?
Mógłbym zapytać, czy na torze żużlowym może być w ogóle bezpiecznie. Z drugiej strony teraz będzie o półtora metra szerzej. Dochodzą łagodniejsze łuki. Mamy więcej linii jazdy, a to chyba wpływa pozytywnie na bezpieczeństwo. Powiedziałbym, że nasz tor stał się teraz bardziej ekstraligowy. W poprzednich sezonach mocno różnił się od innych obiektów w kraju. Dobrze, że doszło przebudowy. Widowisko zyska.
Teraz jedziecie do Zielonej Góry. Eksperci mówią o meczu prawdy. Zgadza się pan?
Chyba tak, bo zmierzą się drużyny, które mają ambicje, by dostać się do fazy play-off. Kto wygra, ten wykona ważny krok. Walka będzie na całego. Falubaz po spotkaniu z Włókniarzem na pewno nie złoży broni. Lekko nam nie będzie, ale powalczymy. Na razie możemy cieszyć się z tego, że klarują się nam liderzy. Juniorka zrobiła postęp. Kilka mankamentów jednak nadal mamy i musimy pracować.
Największe problemy z PGG ROW-em miał Przemysław Pawlicki. A na treningach podobno nie odstawał. To prawda?
Tak. Przemek miał jakieś dziwne problemy ze sprzętem. Może szkoda, że nie dostał więcej biegów. Trójka na koniec zawodów zawsze pomaga i podbudowuje. Mam jednak nadzieję, dojdzie z wszystkim do ładu. Jest jeszcze trochę czasu. Przed nami intensywne treningi. Pandemia powoduje, że wszyscy są na miejscu. Jeździmy razem częściej i możemy wymieniać się uwagami. Może u Przemka tym razem wszystko zagra. Jestem przekonany, że prędzej czy później wskoczy na wysoki poziom.
Pandemia powoduje, że macie więcej czasu na wspólne treningi, nie ma także problemów z terminami, kiedy mecze zostają przełożone. Może zatem dobrym rozwiązaniem byłaby zasada jeden zawodnik - jedna liga?
Z punktu biznesowego nie jest to najlepsze rozwiązanie. Być może to mogłoby się udać, gdyby w Polsce poza ligą było więcej dochodowych imprez. Dzięki temu można by zarobić i inwestować w sprzęt. Do tej pory jedna dodatkowa liga w Szwecji była ważnym uzupełnieniem. Teraz jej nie ma i nikt nie wie, czy w ogóle wystartuje. Jeśli ruszy, to zagadką pozostaje format rozgrywek. Słychać już także o renegocjacji kontraktów, czego w szwedzkich warunkach sobie nie wyobrażam, bo nie ma z czego ciąć. Większość zawodników raczej na to nie pójdzie. Nie mam jednak wątpliwości, że 18 meczów ligowych to za mało. Rok temu miałem ponad 50 imprez. Różnica jest zatem ogromna. Może i sprzęt nie idzie teraz tak często do serwisu, bo jedziemy tylko w Polsce, ale to nie załatwia tematu.
Kontrakty w Polsce poszły mocno w dół. Pan zgodził się w GKM-ie na cięcia jako pierwszy. Jakie było pana podejście do rozmów z działaczami?
Cięcia były spore, ale każdy zacisnął zęby i jedziemy. Zawodnicy nie mieli za bardzo innego wyjścia. Musieliśmy się dogadać ze swoimi pracodawcami, bo zmiana barw klubowych za bardzo nie wchodziła w grę. Trzeba było wykazać się zrozumieniem, bo teraz każdy liczy pieniądze. Musimy zrobić jak najlepszy wynik, żeby finanse nie ucierpiały i pamiętać, że w perspektywie są kolejne lata. Oby ta pandemia już nie wróciła. Na razie jestem zadowolony, że startuję, że mam na czym i są sponsorzy oraz klub, który mi na czas płaci. Stawki są mniejsze, ale mówi się trudno. Nie zawsze można zarobić tyle, ile by się chciało. Potraktujmy ten rok jako przejściowy. Dla mnie ważniejsze, żeby GKM w końcu pojechał w play-off. Później zastanowimy się, co dalej.
Zobacz także:
Stalowa psychika Hampela
Siódemka kolejki. Mnóstwo kandydatur i ból głowy