Żużel. Nogę miał w ośmiu kawałkach. Drugie życie dostał od lekarzy i za pieniądze z polisy

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Jarosław Hampel
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Jarosław Hampel

Jarosław Hampel miał już trzy medale Grand Prix. Chciał jechać po 4, ale wtedy uderzył z całym impetem w bandę toru w Gnieźnie. Noga była złamana w ośmiu miejscach, a po operacji była krótsza o 10 centymetrów. Nie został jednak inwalidą, wrócił.

Jarosław Hampel miał chyba nadzieję, że dożyje żużlowej emerytury w Lesznie. W maju jako jeden z pierwszych podpisał z Fogo Unią  finansowy aneks. Zgodził się na 30 procent obniżki. Nam powiedział, że trzeba było tak zrobić, bo ten rok jest na przetrwanie, bo gra toczy się o przyszłość dyscypliny. Miesiąc później działacze Unii wezwali go do siebie i przekazali, że może sobie szukać innej pracy. Szok, niedowierzanie, bo przecież powinni byli być mu wdzięczni. W sobotę Hampel przyjeżdża do Leszna z nowym klubem, Motorem Lublin.

- Gdyby Hampel do talentu dołożył tyle pracy, ile Tomasz Gollob, byłby wielokrotnym mistrzem świata - słyszymy w środowisku, ale Marek Cieślak, trener kadry, polemizuje z tą teorią. - Może Jarek potrzebował tego luzu, żeby błyszczeć na torze. Zgoda jednak co do tego, że on nigdy nie lubił dużo pracować - przyznaje Cieślak, który swego czasu karierę Hampela podsumował zdaniem: - Będzie miał złoto, jak wreszcie zedrze na treningach kilka par butów.

Trenerze, za pół godziny będę

Cieślak pamięta, jak w trakcie zimowych przygotowań z Betard Spartą Wrocław  czekał z drużyną na Hampela. - Już jadę trenerze. Mijam Trzebnicę. Za pół godziny będę - usłyszał Cieślak w słuchawce. Hampel dotarł, kiedy wszyscy już poszli. Poszli z Cieślakiem pobiegać. Zawodnik przyznał, że zapomniał o treningu, że dopiero po telefonie trenera wyjechał z domu w Pile.

ZOBACZ WIDEO Piękne wyścigi i groźne upadki. Zobacz kronikę 2. kolejki PGE Ekstraligi

Innym razem, w Falubazie Zielona Góra, gdzie drogi Cieślaka i Hampela znowu się zeszły, trener umówił się z zawodnikiem, że będzie szykował się do sezonu, jeżdżąc na rowerze. W końcu trener przyjechał sprawdzić jak postępy. - I co Jarek, jeździsz - zapytał. - Oczywiście - odpowiedział zawodnik, a kiedy szkoleniowiec zaproponował mu wspólną przejażdżkę, przyniósł rower, w którym nie było powietrza w oponach. - Okłamał mnie, przez długi czas nie widział roweru na oczy - śmieje się Cieślak, który też miał do Hampela słabość i wiele potrafił mu wybaczyć.

Po kraksie nogę miał krótszą o 10 centymetrów

O Hampelu zrobiło się głośno, kiedy był zawodnikiem Polonii Piła. Dorastał u boku wielkiego mistrza z Danii Hansa Nielsena. Mówiło się, że to będzie drugi Tomasz Gollob. Nie tyle w sensie stylu jazdy, bo Tomasz czarował atakami na dystansie, ile torowej skuteczności, która dawała nadzieję na wiele medali mistrzostw świata. W 2010 bili się z Gollobem o złoto w Grand Prix. Tomasz był górą, on zdobył srebro. Za rok dorzucił brąz, w 2013 kolejne srebro. Na więcej nie pozwoliły mu kontuzje.

Kiedy w 2015 roku w półfinale DPŚ w Gnieźnie złamał nogę, jego dalsza kariera wisiała na włosku. - Kość była w ośmiu kawałkach, a rentgen wyglądał przerażająco - mówi Cieślak. - Po pierwszej operacji jedną nogę, tę połamaną, miałem o 10 centymetrów krótszą od drugiej. Byłem przerażony, bo nie chodziło wyłącznie o skrót, ale też o potworne obrażenia. Potem, dzięki wysiłkom lekarzy odzyskałem stracone centymetry - opowiada Hampel.

Chcieli mu potrącić, wytoczył im proces

To cud, że po tamtej kontuzji wyszedł w jednym kawałku. - Niejeden na jego miejscu zostałby inwalidą - podkreślają zgodnie eksperci, a Hampel walczył wtedy nie tylko o powrót do zdrowia, ale i kasę. Falubaz chciał mu potracić z kontraktu blisko pół miliona za to, że doznał kontuzji na kadrze i osłabił klub. Hampel znalazł jednak dobrego prawnika i wygrał. Mecenas Krzysztof Wyrwa, bo to on reprezentował w tamtej sprawie żużlowca, przekonywał, że wyrok jest sprawiedliwy. - W dwóch kolejnych sezonach mój klient zgadzał się na obniżkę kontraktu, klub zarobił na tym prawie pół miliona - komentował, dając do zrozumienia, że tym samym Hampel jest z Falubazem kwita.

Hampel, choć jest raczej człowiekiem łagodnego usposobienia, trochę spięć z klubami miał. Kiedy pierwszy raz odchodził z Leszna, też mieliśmy mały skandal. Po słabszym występie zadzwonił do niego jeden z udziałowców Józef Dworakowski i zbeształ go niczym uczniaka. Hampel dociągnął do końca sezonu i odszedł do Falubazu. Kiedy przyjechał z zielonogórskim zespołem na Unię, kibice krzyczeli na niego "złotówa", choć rozstanie nie było jego winą i nie poszło absolutnie o pieniądze.

Przezorny i ubezpieczony jak Hampel

Wróćmy jednak do kontuzji, która omal nie zrujnowała doszczętnie jego kariery. On sam mówił, że gdyby lekarze popełnili jakiś drobny błąd, to nie jeździłby dalej na żużlu. O powrót na tor walczył ponad rok. Jego sponsor nakręcił nawet film "Łamane przez osiem", który pokazywał walkę Hampela o powrót do sprawności. Na początku widzimy poszarpany kevlar zawodnika, który miał na sobie w chwili upadku. Historia zakończyła się jednak happy endem, w co trudno uwierzyć oglądając film.

Szczęście w nieszczęściu, że Hampel miał kasę na opiekę i rehabilitantów z najwyższej półki. W feralnym 2015 roku wykupił w jednym z towarzystw polisę. Zapłacił za nią prawie 100 tysięcy, ale 10 razy tyle dostał potem w ramach świadczeń. Przysługiwała mu nawet rekompensata za każde spotkanie, w którym nie pojechał. Miał na leczenie i specjalistów z najwyższej półki. Hampel długo był zresztą potem przedstawiany w środowisku jako wzór do naśladowania. - Bądź przezorny, ubezpiecz się jak Hampel - powtarzał zawodnikom Krzysztof Cegielski, przewodniczący stowarzyszenia żużlowców.

Jak młody junior udawał Hampela

Po złamaniu nogi w 2015 roku był czas, że chodził o kulach. - Z tamtego okresu pochodzi kręcony w Gorzowie film, reklamujący rozgrywki World Speedway League - wspomina Marek Jankowski, były prezes Falubazu. - Jarek nie mógł jeździć, ale udawał go wówczas młody, zdolny junior Stali Marcel Studziński. Słuch o nim zaginął, ale wtedy czarował, udając Hampela. Był zresztą ubrany w jego kevlar ze szwedzkiej Vetlandy, w którym Hampel ścigał się w Grand Prix. Jarek podarował mu ten strój.

W trakcie kręcenia filmu zrobiono też specjalną sesję zdjęciową. Na jednej z fotografii Hampel stoi, podpierając się kulą przed tunelem, którym zawodnicy wjeżdżają na tor. Przed pali się czerwone światło,  oznaczające zakaz wjazdu. Takich chwil, kiedy czekał na zielone światło, trochę miał. Choćby niedawno, gdy liga nie ruszyła z powodu koronawirusa.

- Zadzwonił do mnie i pyta, co to będzie z ligą - opowiada senator Robert Dowhan. - Mówię, nie wiem Jarek, ale wygląda na to, że będziesz miał długie wakacje. O kurde, ojoj, tak to skomentował i się rozłączył. Ostatecznie wrócił szybciej, niż się spodziewaliśmy, choć nie bez problemów - dodaje Dowhan, tłumacząc, że Hampel absolutnie nie zasługuje na złe traktowanie przez żaden klub. - Bo on w stosunku do pracodawcy jest uczciwy. W ostatnim sezonie w Falubazie na długo przed powiedział nam, że zmienia barwy, żebyśmy szukali kogoś na jego miejsce. Nie ściemniał, nie kluczył. Dla klubu to ważne, bo taka strata energii na skazane na porażkę negocjacje, to kłopot.

Mechanik zarobił na nim 500 złotych

Niechciany kilka tygodni temu w Lesznie Hampel jest teraz bohaterem Motoru. Już czaruje kibiców w Lublinie. - To taki żużlowy cyborg, mały killer. Jak był w szczytowej formie, to w ciemno obstawiałem najważniejsze biegi. Ja mam satysfakcję, odkąd po jednym z zimowych zgrupowań okazało się, że jestem szybszy od Jarka na desce snowboardowej. Na pojazdach dwukołowych już bije mnie na głowę i jest groźny dla najlepszych - ocenia Jacek Frątczak, były menedżer Hampela w Falubazie.

- Kiedy w 2013 roku walczyliśmy w finale DPŚ o złoto, w kluczowym momencie postanowiłem, że Jarek pojedzie jako dżoker, czyli nie za 3, ale 6 punktów. Powiedziałem mu o tym, kiedy wjeżdżał na tor. Zrobił to, a po biegu podszedł do mnie i mówi: wiesz, dobrze zrobiłeś, bo nie zdążyłem się zdenerwować - opowiada Cieślak, a Jankowski dodaje: - Ale jak się Jarek wkurzy, to też jest groźny. Odkąd został skreślony w Lesznie, pokazuje, że zrobiono to przedwcześnie.

Hampel na torze słynie z dobrych startów. Kiedyś opowiadał swojemu mechanikowi Janowi Anderssonowi, że nie wie, jak to robi. Mówił, że jak jest w formie, to działa niczym automat. Kiedy zaczyna myśleć, widzi, że coś jest nie tak. - Kiedyś postawiłem na niego 50 złotych u bukmachera, bo wiedziałem, że dostał od tunera dobry silnik. Nawet jednak ja nie spodziewałem się tego, że wygra na nim wszystkie biegi w Grand Prix w Sztokholmie. To były jedyne zawody, które ukończył z kompletem, a ja zgarnąłem pięć stówek - wspomina jeden z pracowników Anderssona.

Poza torem Hampel to fajny chłopak, jak przekonują nasi rozmówcy. Uwielbia nurkować. Przede wszystkim w Egipcie, bo tam są jego ulubione rafy koralowe i wraki, które może podziwiać godzinami. Lubi też jaskinie na Dominikanie i zimowe lądowanie pod lodem. Po prostu kocha wszystkie te zajęcia, które dają mu adrenalinę.

Czytaj także:
Bez Hamulców 2.0: Jamróg powinien wrócić do Sparty
Smektała o trudnym dojrzewaniu. W Gorzowie nie łapał się na szprycę

Źródło artykułu: