Żużel. Czy człowiek bez pięty znów uratuje Spartę?

W 2012 roku został mistrzem świata. Nigdy potem nawet nie zbliżył się do swojego osiągnięcia. Kibice w Toruniu co sezon zastanawiają się, czy Apator pozbędzie się Chrisa Holdera. W tym roku walczy z klubem o PGE Ekstraligę, został też zbawcą Sparty.

Dariusz Ostafiński
Dariusz Ostafiński
Chris Holder Materiały prasowe / KS Toruń / Na zdjęciu: Chris Holder
Gdyby nie punkty Chrisa Holdera (8 plus bonus), Betard Sparta Wrocław przegrałaby u siebie mecz 4. kolejki z RM Solar Falubazem Zielona Góra (45:45). Start Australijczyka we wrocławskim zespole był możliwy, bo w tym roku kluby PGE Ekstraligi mogą kontraktować gości z klubów eWinner 1. Ligi i 2. Ligi Żużlowej. Sparta wybrała Holdera, który w tym klubie, w 2007 roku, zaczynał przygodę z polskim żużlem. Za chwilę zacznie 13. sezon z eWinner Apatorem Toruń, z którym ma walczyć o awans do PGE Ekstraligi. W tej drugiej będzie z kolei dyżurnym zbawcą Sparty.

Holder odkąd pojawił się w żużlu, miał przypiętą etykietkę - talent. To, że zdobył tytuł mistrza świata w 2012 roku, nie było wielkim zaskoczeniem. Dużo większym było to, że tego sukcesu nigdy nie powtórzył. Nawet się do niego nie zbliżył, choć w 2016 roku Greg Hancock robił co mógł, przepuścił go na torze w Melborune, by pomóc mu w walce o brązowy medal. Na niewiele się to jednak zdało. Wygrana w tamtym turnieju i 4. miejsce na koniec cyklu to był ostatni błysk Holdera w Grand Prix.

Pięta z tytanu. Rentgen wyglądał przerażająco

- W mojej opinii karierę Holdera złamały dwa wydarzenia - analizuje Sławomir Kryjom, żużlowy menedżer. - Pierwsze to makabryczny wypadek w meczu ligi angielskiej w Coventry, z którego wyszedł ze zmiażdżoną piętą, uszkodzoną miednicą i złamanym nadgarstkiem. Na kilka miesięcy wylądował na wózku, milimetry dzieliły go od czegoś gorszego. Drugie to wypadek, który przerwał karierę Darcy’ego Warda. Oni byli jak bracia, nieszczęście Darcy'ego odbiło się na psychice Chrisa.

ZOBACZ WIDEO Turowski: Czugunow nie dostałby ode mnie polskiego obywatelstwa

Kraksa, o której mówi Kryjom, była makabryczna. Holder przeleciał przez bandę i zatrzymał się na betonowym murze. Po tym wypadku stracił piętę. Lekarze chcąc ją odbudować, zrobili specjalną kolczatkę z metalu. Z pomocą dwóch blach i kilkunastu śrub umieszczonych w ciele z czasem udało się zrekonstruować piętę. Holder pochwalił się kiedyś zdjęciem rentgenowskim. Wyglądało to przerażająco. Żartowano nawet, że w ciele zawodnika jest więcej tytanu niż w żużlowych motocyklach.

Jeśli chodzi o wypadek Darcy'ego Warda, zawodnikowi po uderzeniu w bandę i twardy tor zgilotynowało rdzeń i stracił władzę w nogach, to Holder przez bardzo długi czas jeździł z blokadą. Nie potrafił się przełamać, w głowie siedziało mu to, co stało się z przyjacielem. Spędził wiele czasu przy jego szpitalnym łóżku zaraz po zdarzeniu. Potem nie potrafił skoncentrować się na ściganiu. Zbyt wiele razem przeszli, by teraz mógł na to wszystko zwyczajnie machnąć ręką.

To nie on sikał na pomnik Kopernika

Holder i Ward to byli wariaci, z którymi Apator miał wesoło. - Swego czasu jeździli po mieście maluchami, bo taka była moda - wspomina Kryjom. - Raz samochód zepsuł im się kilometr przed stadionem, a że nie mieli linki holowniczej, to sami zapchali go pod stadion. Jak weszli na stadion, wyglądali na bardzo zmęczonych.

Panowie mieli fantazję także wtedy, gdy zwiedzali Toruń nocą. W 2013 roku lokalne media donosiły o tym, że Holder z Wardem pojawili się w jednym z lokali na osiemnastce. Mieli pić wódkę i drogie drinki. Balowali, pozowali też do zdjęć. Z czasem zaczęli się jednak rozbierać i awanturować. Po wyjściu z lokalu mieli załatwiać potrzeby fizjologiczne pod pomnikiem Kopernika.

Po tamtym zdarzeniu działacze Unibaksu, pod takim szyldem występował wówczas toruński klub, przeprowadzili śledztwo. Przejrzeli miejski monitoring. Okazało się, że Holder z Wardem opuścili hotel na półtorej godziny, a narobili sobie takich szkód, jakby balowali całą noc. Na dokładkę pod Kopernikiem to nie oni, lecz Troy Batchelor załatwiał swoje potrzeby.

Syn sprawił, że przestał być królem życia

Z czasem imprezowy Chris zmienił się w dojrzałego, odpowiedzialnego ojca małego Maxa. Żużlowiec rozstał się co prawda z mamą chłopca, ale mieszka na stałe w Poole i jest blisko syna. - Jest naprawdę mocno z nim związany - mówi nam Jacek Frątczak, który był menedżerem zawodnika w Toruniu. - Ojcem jest też dla swojego młodszego brata Jacka, który podobnie jak Chris jeździ w Apatorze. Dodałbym jeszcze, że duży Holder to jedna z najbardziej wrażliwych osób, jakie znam - dodaje Frątczak.

Kibice z Torunia od kilku lat zastanawiają się, kiedy wreszcie klub rozstanie się z Holderem. Z jednej strony cenią go za przywiązanie, z drugiej uważają, że zbyt często zawodzi na torze, a jeśli Apator ma większe ambicje, to powinien go wymienić na kogoś lepszego. - Sam miałem raz wybór: Holder czy Jensen - mówi Frątczak. - I zrezygnowałem z solidnego Duńczyka, bo Chris ma tę iskrę, ma to coś. Później wypominano mi ten wybór, ale nie żałuję. Wiedziałem, że na toruńskim torze Holder to pewne 10 punktów, że będzie dbał o kolegę z pary, że będzie miał oczy dookoła głowy. Zresztą na toruńskim torze on jeździ jedną ręką.

Holder odpłacił się za zaufanie, jakim obdarzyli go w Toruniu, kiedy rok temu, gdy spadek z PGE Ekstraligi był już przesądzony, zdeklarował się, że zostanie. - Przyszedł po trudnym meczu i sam z siebie powiedział, że czuje się odpowiedzialny za to, co się stało. Dodał, że zostanie, nawet jak spadniemy. Zachował się fair - przyznaje Adam Krużyński, przewodniczący rady nadzorczej KS Toruń.

Holder niczym Zawisza

- Inna sprawa, że saga z odchodzeniem Holdera z Apatora, jaką mieliśmy w kilku ostatnich oknach transferowych, była mocno rozdmuchana - dodaje Krużyński. - Ja myślę, że Apator nigdy nie miał odwagi, żeby się z nim rozstać - zauważa Frątczak. - Ciężko rozstać się z kimś, kto pokazuje, jak bardzo mu zależy. Zresztą na niego zawsze można było liczyć, jak idzie o toruński tor. Zawsze był też kimś w rodzaju mentalnego lidera zespołu - komentuje Krużyński.

Sportowym liderem też jednak potrafił być. - Dwa lata temu miał kłopot z paszportem, ale w końcu dostał go na trzy dni przed meczem, kiedy straciłem nadzieję, że to się uda. Wstawiłem go pod kiepski numer 10, a on nie dość, że sam zdobył 12 punktów, to jeszcze pomagał innym. Innym razem, kiedy nam nie szło, przyszedł do mnie i powiedział: "boss, daj nam luz, daj nam się pobawić jazdą na treningach, a odpłacimy ci w meczu". Tak też się stało - wspomina Frątczak, który zwrot "polegać jak na Zawiszy" chętnie zmieniłby na "polegać jak na Holderze".

Z kolei Krużyński określa Holdera mianem tradycjonalisty i konserwatysty. - Jest nim w każdym calu. Strasznie przywiązuje się do ludzi i miejsc. Jak jego tuner Peter Johns wpadł w turbulencje, to on nie biegał do innych, ale stał przy Johnsie i czekał na jego przebudzenie. Doczekał się, ale sporo w międzyczasie stracił. Trudno go jednak winić za to, że dał mechanikowi duży kredyt zaufania. Taki po prostu jest.

Czytaj także:
 
Zawodnicy Stali i Włókniarza nie dostaną grosza za przegrany mecz
Szczęście w nieszczęściu Stali. Pociągnęli prąd do band, mogą trenować





KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Czy Holder upiecze w tym sezonie dwie pieczenie na jednym ogniu - awansuje z Apatorem do Ekstraligi i wejdzie ze Spartą do play-off?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×