Już w latach 70-tych na meczach Falubazu Zielona Góra ze Stalą Gorzów było gorąco. - Pamiętam derby w Zielonej Górze, na których doszło do zamieszek na trybunach, które później przeniosły się na miasto. W aucie miałem dwie przebite opony. Zniszczyli mi skórzany płaszcz, który kupiłem za pierwszą pensję aplikanta. Pojechałem w płaszczu, wracałem w blezerku bez rękawów - mówi Jerzy Synowiec, były prezes i działacz Stali.
Nienawiść wyssana z mlekiem matki
- Kiedyś mówiło się, że kto urodził się w Zielonej Górze, ten nienawiść do Stali wyssał z mlekiem matki - zauważa Maciej Jaworek, były żużlowiec Falubazu. - Napięcia brały się stąd, że Zielona i Gorzów to dwa duże miasta na krańcach województwa. Gorzów w danych czasach zawsze czuł się pokrzywdzony, narastała niechęć, którą można było odreagować tylko w sporcie, czyli w żużlu, który był popularny w obu miastach - komentuje Synowiec.
- Z tymi meczami jest tak, że można przewalić cały sezon, ale derby trzeba wygrać i wtedy rok jest udany - przyznaje Marek Jankowski, były prezes Falubazu. - Kibic, jak my im natłuczemy, jest zadowolony. O tym się mówi. Co z tego, że niemal wszystko było źle. Na końcu jest stwierdzenie: no, ale Stal dostała w duXX.
ZOBACZ WIDEO Dudek: Jakbym miał 100 tysięcy dolarów, dałbym Anderssonowi, żeby wrócił
Sport w derbach często schodził na dalszy plan. Kibiców rozgrzewały wojenki działaczy. - Były lata, gdy celowo wbijaliśmy szpilę w Stal, żeby podnieść sobie sprzedaż biletów, bo to zawsze działało - przyznaje Jankowski, ale był też jednak czas, który można nazwać stanem zimnej wojny, gdzie nie było chłodnej kalkulacji, a słowa o niechęci do drugiej strony były jak najbardziej szczere. Prezesi Robert Dowhan i Władysław Komarnicki tak się w pewnym momencie zapętlili, że wylądowali w sądzie. Dowhan pozwał Komarnickiego za oskarżenia o kierowanie policyjną akcją na stadionie.
"Władek to świnia"
Na jednym z derbowych spotkań policja wyprowadziła wszystkich kibiców Stali z sektora (zastosowano odpowiedzialność zbiorową, bo w grupie byli chuligani rzucający race), to Komarnicki wypalił, że akcją kierowali działacze Falubazu, a w policyjne mundury byli poprzebierani miejscowi kibice. O bombach domowej produkcji z napisem: "jebXX Falubaz", które zarekwirowano przy próbie wniesienie na stadion, mówił, że to zielonogórska prowokacja.
Skończyło się ugodą i wspólnym obiadem panów, na którym Komarnicki raczył się stekiem ze strusia, a Dowhan rybą. Zanim jednak do tego doszło, mieliśmy wymianę ciosów niczym w ringu. Na prezentacji Falubazu lider Big Cyca śpiewał o byłym prezesie Stali "Władek to świnia". Ten drugi nie pozostawał dłużny. Przed sezonem 2008 mówił, że celem będzie: "dwa razy wpieprz sąsiadom z południa i oczko wyżej w tabeli".
Po ugodzie między Dowhanem i Komarnickim nadal iskrzyło. Pierwszy zwracał drugiemu uwagę, gdy ten w trakcie mistrzowskiej fety siedział na jeżdżącym po torze czołgu i palił cygaro. - Jest zakaz palenia na stadionie - zauważył Dowhan, a Komarnicki się odgryzał: - Wspieram przemysł tytoniowy. Panu Dowhanowi to powinno być na rękę - mówił, bo też sprzedaż wyrobów tytoniowych była jednym z biznesów Dowhana.
Gollob wolałby jeździć na Ukrainie
Przy okazji derbów wiele było gorących tematów związanych z Tomaszem Gollobem, który kilka lat jeździł w Stali. - A kto to jest Gollob - ironizował Komarnicki, kiedy jego lider położył derby z Falubazem, ale kiedy ochłonął, zmienił zdanie. A kiedy pojawił się temat transferu Golloba do Falubazu, Komarnicki nie potrafił ukryć swojej niechęci do zielonogórzan. - Prędzej wesz zacznie kaszleć, niż Gollob pójdzie do Zielonej Góry. Myślę nawet, że Tomasz wolałby jeździć na Ukrainie niż przejść do Falubazu - stwierdził, przypominając, że druga strona nie przeprosiła Golloba za wyemitowanie na gali obraźliwego filmu. Chodziło właśnie o wspomniane przez nas słowa Komarnickiego.
Nie raz z tego zacietrzewienia na linii Gorzów - Zielona Góra wynikały sprawy przykre. Jak chociażby ta z 2012 roku, kiedy zawodnicy obu drużyn rywalizowali w najlepsze mimo informacji o śmierci Lee Richardsona (zmarł w szpitalu po wypadku na torze w meczu ligowym we Wrocławiu). Rafał Darżynkiewicz i Krzysztof Cegielski zrezygnowali z komentowania spotkania w TVP Sport, a zawodnicy nie przestawali jechać i tłumaczyli, że do tego zmusza ich regulamin. Potrzebowali pół godziny, żeby dać sobie spokój. - Cała Polska mi napierXXXX - denerwował się w międzyczasie Dowhan, który dostał mnóstwo sms-ów z pytaniem, dlaczego mecz jeszcze nie został przerwany.
Przesadzili z Jancarzem. Odtąd mogą wnieść tylko szaliki
Przykrych momentów na derbach było więcej. Choćby takich jak wywieszenie przez kibiców Falubazu transparentu z hasłem: "W lewej ręce flaszka, w prawej nóż. Katarzyna Jancarz. Edka nie ma już". Dotyczył on tragicznie zmarłej legendy Stali Edwarda Jancarza, który został ugodzony nożem przez drugą żonę. Po tamtym spotkaniu były prezes gorzowskiego klubu Ireneusz Maciej Zmora wydal rozporządzenie, że kibice Falubazu mogą wnieść na stadion Stali co najwyżej szaliki. To był rok 2012. Nakaz nadal obowiązuje.
Były też inne akcje z transparentami. Brawurowe i nie tak skandaliczne. - Cała Polska widziała, jak kibice Stali rozwijają wielką sektorówkę: Tylko Falubaz - śmieje się Dowhan. - Fani Falubazu dokładnie to przygotowali. Sprawdzili, kto i gdzie siedzi. Kiedy przyszła ta chwila dali baner, krzyknęli: teraz, szybko, rozwijamy i uciekli. Miny gorzowskich kibiców były bezcenne.
Między sąsiadami nie brakowało też akcji rodem z filmów szpiegowskich. - To był ten czas, kiedy oni budowali stadion i robili coś z nawierzchnią. Nasza ekipa przebrała się w stroje jednego z koncernów energetycznych, wsiadła do ich samochodu i pojechała do Gorzowa. Tam weszła na trening Stali i wszystko sfilmowała. Mieliśmy fajny materiał przed meczem - wspomina Dowhan.
Kłócą się i zarabiają na sobie wielkie pieniądze
Stal i Falubaz są jak Kargul z Pawlakiem. Dogryzają sobie, niespecjalnie się lubią, ale żyć bez siebie nie mogą. Kiedy Falubaz był zagrożony spadkiem, to działacze Stali błyskawicznie oznajmiali, że oni trzymają kciuki za rywala zza miedzy i wyliczali, ile stracą, jak nie będzie derbów. W fazie zasadniczej na takim meczu jeden czy drugi klub potrafiły zarobić nawet 800 tysięcy złotych. - Bilety na takie spotkanie potrafiliśmy sprzedać w półtora dnia - przypomina Jacek Gumowski, były spec Stali od marketingu.
Gumowski pamięta czasy, kiedy w Zielonej Górze, przy okazji derbów, na stół wjeżdżał dzik w chlebie. Pamięta też, jak w Gorzowie była awantura o gastronomię dla kibiców Falubazu. Były rzecznik Marcin Grygier żalił się na Facebooku, że przygotowano dla nich ciepłą colę i czerstwe bułki. - W ciepłą colę jestem w stanie uwierzyć, bo było gorąco, ale z tymi bułkami to przesada - mówił wtedy Zmora.
Pisząc o tych debrach, nie sposób nie wspomnieć o transferach, jakie miały miejsce między klubami. Dwa z nich narobiły szczególnie mocnego zamieszania. Pierwszy to Piotr Świst, który po przejściu ze Stali do sąsiada powiedział na prezentacji: "czuję się jak 100-procentowy Falubaz", czego do dziś mu nie mogą w Gorzowie zapomnieć. Z drugiej strony mamy Grzegorza Walaska, wychowanka Falubazu, który na pierwszym meczu Stali podrygiwał w rytm kibicowskiej przyśpiewki: "kto nie skacze, ten Falubaz". Przy pierwszej okazji został w Zielonej Górze wybuczany.
2 lipca na ulice Gorzowa wróciły tramwaje. Kibice Stali od kilku dni śmieją się i pytają, co teraz zagrają na Polskiej Nocy Kabaretowej w Zielonej Górze. Nie czekając na odpowiedź, dodają, że pewnie będzie to: Tramwaj zwany pożądaniem.
Czytaj także:
Żużlowa niedziela. W Zielonej Górze derby numer 99
Bez Hamulców 2.0: między literą prawa i duchem sportu