Żużel. Piotr Żyto: Falubaz w finale? Palma mi nie odbiła. Druga runda będzie trudniejsza [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Żyto
WP SportoweFakty / Arkadiusz Siwek / Na zdjęciu: Piotr Żyto

- Na razie wystawiam Falubazowi piątkę, ale nie odbiła mi palma i nie będę opowiadać ani o medalach, ani o finale. Wiem, że druga runda będzie dla nas trudniejsza - mówi po wygranej z Motorem Lublin trener RM Solar Falubazu Piotr Żyto.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Po pierwszej kolejce i wygranej w Rybniku mówił pan z przekąsem, że siódme miejsce już macie. Tymczasem przed rundą rewanżową RM Solar Falubaz jest wiceliderem tabeli. Czuje się pan trenerem drugiej siły PGE Ekstraligi?

Piotr Żyto, trener RM Solar Falubazu Zielona Góra: Spokojnie z tymi opiniami. To dopiero połowa sezonu, a my mieliśmy korzystny układ spotkań. Zaznaczam jednak, że jest mi przyjemnie, bo chłopaki fajnie jadą. Drugą siłą bym nas jednak nie nazywał. Motor Lublin wygrał w Częstochowie, a Eltrox Włókniarz zlał nas na naszym domowym torze. To pokazuje, że liga jest bardzo nieprzewidywalna.

To może bardziej zasadne byłoby stwierdzenie, że Falubaz jest na razie na plusie.

A to fakt. Z tym mogę się zgodzić. Mamy na koncie w sumie jedno okrutne niepowodzenie, którym był mecz z Eltrox Włókniarzem. Dobrze, że to wydarzyło się na początku sezonu. Wnioski wyciągnęliśmy szybko i teraz jesteśmy na plusie, ale cały czas mamy w głowie myśl, że liga się toczy i trzeba być czujnym.

ZOBACZ WIDEO Łaguta: W Polsce brak mi torów crossowych, koparki i domu

A kiedy pan zacznie marzyć o Falubazie w finale?

Jeszcze raz powtórzę, że bym się tak nie rozpędzał. Nie jestem typem, któremu odbiła palma i zacznie teraz gadać o medalach. Zalecam powściągliwość. Idzie nam dobrze i jest super, ale druga runda naprawdę będzie trudniejsza. Zawodnicy dostali wiatru w żagle, ale trzeba tonować zapędy. Skupmy się na awansie do fazy play-off, a później będziemy myśleć, co dalej. Oby wszystkim dopisywało tu zdrowie. No i najważniejsze jest twarde stąpanie po ziemi.

Kalendarzowo za nami pierwsza runda w PGE Ekstralidze. Za chwilę ruszą rewanże. Jaką ocenę wystawiłby pan na razie Falubazowi?

Może cztery, a może cztery plus.

Czwórkę swojej drużynie wystawił Jacek Ziółkowski z Motoru Lublin.

To Falubaz niech ma piątkę (śmiech). A tak poważnie, to staramy się zachowywać spokój. Na razie jechaliśmy sporo u siebie, a z wyjazdów przywieźliśmy trzy punkty. Niektórzy mówią, że o tych dwóch nie ma sensu mówić, bo zdobyliśmy je w Rybniku. Trzeba jednak pamiętać, że PGG ROW pokonał Moje Bermudy Stal. Poza tym uważam, że innym będzie jeszcze tam trudno. Myślę, że rybniczanie się postawią. Liczę na to, bo tamta publika zasługuje na dobry żużel. Poza tym wierzę, że pozbiera się Kacper Woryna. Chłopak jest profesjonalistą, ale brakuje mu sprzętu. Stara się, chce, ale motory nie jadą.

Po spotkaniu we Wrocławiu chyba trochę puściły panu nerwy i pojawił się emocjonalny wpis na Facebooku. W dość ostrych słowach powiedział pan kibicom, co myśli o niektórych opiniach na temat Falubazu.

Przyznaję, że wtedy trochę niepotrzebnie się zerwałem. Teraz już panuję nad sytuacją.

W pewnym sensie pokazał pan zaangażowanie.

To fajnie, że tak pan to widzi, ale obiecuję, że dziwnych wpisów na Facebooku już nie planuję. A na Falubazie na pewno mi zależy, bo na co dzień mieszkam w Zielonej Górze. Byłem tu już wcześniej trenerem. Spędziłem w klubie ładny kawałek swojej kariery. Miasto jest mi bliskie. Uważam, że człowiek sporcie musi oddać całego siebie i ja to robię. Ten wpis był w pewnym sensie dowodem, że żyję tym, co się tu dzieje.

Co pan takiego zrobił z torem w Zielonej Górze, że Motor przez dwie serie nie wiedział, co się dzieje?

Nic takiego. Wbrew niektórym opiniom, ten tor wcale nie był przyczepny.

A jaki?

Twardy i gładki jak stół. To spora różnica. A że zawody nudne? Może i tak, ale mnie rozliczają z punktów. Tak samo jest z chłopakami, którym takie warunki pasują. Drugi raz z rzędu przygotowaliśmy się, jak należy. Domowy obiekt był naszym sprzymierzeńcem i to cieszy. Cieszę się również, że tym razem końcówka poszła nam trochę lepiej niż ze Stalą.

Twierdzi pan, że nic wielkiego nie robi, ale słucham zawodników Falubazu i oni mówią, że mają taki sam tor jak na treningach. Rok temu takich opinii nie było za wiele. Nie za bardzo wierzę w to, że nic pan nie zmienił.

To może powiem panu inaczej. Na wynik pracuje grupa ludzi. Nie tylko trener i zawodnicy. Jest także toromistrz i kierownik drużyny. Teraz w Falubazie jest tak, że każdy zna swoje miejsce. Wszystkie ząbki w całej machinie mamy dograne. Współpraca jest wzorowa. Nikt nie ma z nikim zatargów. Wtedy prędzej czy później coś musi się z tego urodzić. To cała tajemnica. Owszem, walczę o to, żeby nawierzchnia była powtarzalna, bo wtedy trening przed zawodami ma jakiś sens.

Chciałbym zapytać również o ustawienie składu. Mecz otwierają Antonio Lindbaeck i Piotr Protasiewicz, a inni trenerzy często rzucają do pierwszego wyścigu liderów. Dlaczego pan robi inaczej?

Mamy nową tabelę biegową i pewne rzeczy trzeba pozmieniać. U nas to zdaje egzamin, bo ta para wygrała w dwóch ostatnich meczach 5:1. Nie zawsze trzeba dawać silnego na silnego. Punktów można poszukać gdzieś indziej. Ja próbuję.

Myślałem, że w ten sposób chce pan pokazać Lindbaeckowi, że choć jeszcze mu nie idzie, to jest ważny.

Oni wszyscy są ważni, bo dorzucają punkty. Ten wynik nie wziął się z sufitu, nie zrobił go jeden zawodnik. Mamy liderów, drugą linię i bardzo dobrych juniorów. W Falubazie jadą wszyscy.

A kto ma jeszcze największe rezerwy?

Na pewno Michael Jepsen Jensen. One są przede wszystkim w sprzęcie, bo męczy się okrutnie, ale trzeba pamiętać, że i tak przywozi punkty. Antonio miał fajne dwa pierwsze biegi, a później coś się stało. Nie wiem, czemu schodzi z niego powietrze. Wczoraj wyjechał w trzecim starcie na 5:1, ale w drugim łuku pojechał pod sam płot, gdzie nie niosło. W nim też widzę uśpiony potencjał i postaram się go wyciągnąć. W sumie mógłbym to jednak powiedzieć o każdym. No może nie o Martinie Vaculiku, bo więcej niż 15 punktów się nie da zrobić.

Teoretycznie się da…

No tak. Mógłby pojechać sześć razy, ale to by znaczyło, że przegrywamy. A ja nie chcę przegrywać (śmiech).

Martin Vaculik zmienił tunera, kupił nowe silniki? Co się stało, że po niemrawym początku zaczął fruwać?

Martin jest ambitnym perfekcjonistą. Każde zawody rozkłada na czynniki pierwsze. Nie ma znaczenia, czy pójdzie mu dobrze, czy źle. To strasznie poukładany facet, który ma świetne relacje z mechanikami. Z tunerami też jest w stałym kontakcie. Ostatnio kupił nawet nowy silnik. Nie wiem, czy na nim jechał, ale to pokazuje, że inwestuje i nieustannie szuka. Człowiek, który tyle robił wokół sprzętu, w końcu musi znaleźć to coś. Chciałbym, żeby wszyscy tacy byli, chociaż pod względem profesjonalizmu i ambicji w Falubazie nie mam na co narzekać.

Kto jest numerem dwa w formacji juniorskiej Falubazu? Czy pan jako trener potrafi to powiedzieć?

Sam nie wiem, bo są równorzędni. Mam luksus. Wybieranie z trzech juniorów to świetna sprawa.

Niektórzy mówią, że to trochę zasługa pana poprzednika Adama Skórnickiego.

A może też Aleksandra Janasa? To on pracował przecież z młodzieżą. Jeździł z nimi na zawody i zdobywał tytuły. Warto go docenić, bo pod koniec zeszłego roku chłopacy się rozjechali. Za darmo tych tytułów im nikt nie dał.

Czy Jonas Jeppesen będzie jeździć w RM Solar Falubazie, czy pójdzie na wypożyczenie?

Nie wiem. Sezon jest w połowie. Poczekamy i zobaczymy.

To miałoby sens, bo dzięki temu mógłby jeździć i się rozwijać. Poza tym macie przecież gościa.

Gościa wzięliśmy jako pierwsi pod kątem koronawirusa i renegocjacji kontraktów. Taki przyświecał nam cel. Inni wykorzystują regulamin. Zakontraktowani zawodnicy siedzą na ławie, a jeździ gość. To trochę nie fair, ale może już to zostawmy. To nie mój problem.

Zobacz także:
Betard Sparta musi liczyć się z karą!
Menedżer Motoru o porażce w Zielonej Górze

Źródło artykułu: