Na wydarzenia z Tarnowa od razu zareagował Piotr Szymański. - Bardzo nie podoba mi się ta sytuacja. Nic za cenę zdrowia - napisał na Twitterze przewodniczący GKSŻ, a kibice i ludzie ze środowiska żużlowego od razu zaczęli przypominać podobne wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości na żużlowych torach.
W niedzielę Tomasz Orwat po groźnym wypadku wziął udział łącznie w dwóch wyścigach. Później stwierdził, że nie da rady jechać, co dobitnie pokazuje, że nie był zdolny do ścigania się z rywalami już wcześniej. Prezes Abramczyk Polonii Jerzy Kanclerz stwierdził, że Orwat kontynuował jazdę na własne życzenie i nikt go do tego nie zmuszał. Takie tłumaczenie jest jak najbardziej racjonalne. Rzecz w tym, że to nie żużlowiec powinien decydować o tym, czy jest zdolny do dalszych występów.
- Żaden punkt nie jest wart czegoś takiego. Zawodnika i klubu bym jednak nie winił, bo oni nie są lekarzami. Tu dochodzimy do sedna sprawy. Sam miałem kiedyś lekki wstrząs mózgu, a później pojechałem w zawodach - mówi nam Krzysztof Cegielski.
ZOBACZ WIDEO Pierwszy i ostatni rok w Unii. Jak nie będą go chcieli, poszuka innego klubu
- Gdy przyszedłem do parku maszyn w Ipswich, to zastanawiałem się, na którym łuku upadłem i tak szczerze, to nie wiedziałem. Od razu obok pojawili się jednak menedżerowie, którzy krzyknęli, że jest ok. Finał był taki, że ścigałem się dalej, ale już w kolejnym biegu zahaczyłem o koło Niklasa Klingberga i w tej nieświadomości wyrwałem pół płotu - dodaje.
Szef stowarzyszenia zawodników zwraca uwagę na poważny problem, który mamy w żużlu. - Gdyby lekarze nie byli przesiąknięci tym sportem, to szybko decydowaliby, że zawodnik ma nie jechać. - Często problemem jest także presja na wynik ze strony klubu, kibiców i samych zawodników. System płatności też potęguje takie zachowania - przyznaje Cegielski.
Co zatem należy zrobić? Wydaje się, że jedynym krokiem jest poważniejsza dyskusja o wprowadzeniu niezależnego lekarza. Owszem, to rozwiązanie tez może rodzić kontrowersje, ale wydaje się, że o lepszą regulację trudno. - Dyskusja o niezależnym lekarzu jest zasadna. Skoro mamy takich komisarzy torów, to pewnie może być podobnie i w tej kwestii. Wydaje się, że taki ruch jest wskazany. Kluby pewnie się tego obawiają, bo ktoś może im "wykluczyć" zawodnika z meczu. Trzeba jednak zadać sobie pytanie o priorytety. Wynik i pieniądze są ważne, ale na pierwszym miejscu powinniśmy zadbać o to, żeby wszyscy wracali cali i zdrowi do domu - podsumowuje.
Zobacz także:
Prezes Wybrzeża skomentował porażkę ze Startem!
Krzysztof Mrozek o wielkich oczach zawodników PGG ROW-u