Za i przeciw. Od bohatera do zera, jak w kilka miesięcy stracić status gwiazdy. Już nawet w Toruniu nie chcą Doyle'a?

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Jason Doyle

Doyle nie robi przecież nikomu na złość. No chyba, że sobie. W jego gestii jest zdobywanie punktów. Wozisz ogony? Nie zarabiasz. Nie wierzę za to w bez przerwy powielane bajki o tym, że żużlowcowi z najwyższej półki nie pasuje domowy tor.

Jason Doyle jechał w ostatnich tygodniach wybitnie do tyłu. W porywach na palcach dwóch rąk można było policzyć dobre biegi w wykonaniu Australijczyka. Po tragicznej passie, dopiero w Gorzowie i ostatnio z Fogo Unią Leszno u siebie miewał przebłyski godne mistrza świata, ale trójek też Bóg wie ile nie natrzaskał. Zamiast łez, znów na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Coś drgnęło, ale czy nie za późno?

Po piorunującym wejściu w sezon zdobywanie dwycyfrówek, jeśli już od dzwona się pojawiły, przychodziło mu z ogromnym trudem. Nastąpiła szokująca równia pochyła, której nikt się nie spodziewał.

Na dodatek jego zapaść odbiła się na wynikach Eltrox Włókniarza. W międzyczasie położył drużynie parę istotnych meczów. Z ekipy niemal pewnej play-offów, częstochowianie wpadli w dół i, jak tak dalej pójdzie, za chwilę czwórka im odjedzie w siną dal.

ZOBACZ WIDEO Kto rządzi w parku maszyn PGG ROW-u i jaki wpływ przy ustalaniu składu ma prezes Mrozek?

Adres głównego winowajcy nietrudno będzie znaleźć, chociaż spłycanie tematu i przyczepianie się wyłącznie do Doyle'a jest nadużyciem. Uwaga jest w głównej mierze skupiona na nim, bo to on miał ciągnąć ten wózek, ale koledzy, jakby się na niego zapatrzyli. Może wpadli w jego syndrom, bo tak się dziwnie składa, że obniżyli loty razem z nim.

Wczytując się w różne komentarze Jason jest synonimem porażki i zapaści ekipy spod Jasnej Góry, na jego głowę sypią się najpotężniejsze gromy. Kibice tworzą memy, w których wyśmiewają wymianę wyrobnika i znajdującego się w ogniu krytyki - Mateja Zagara na gwiazdę z Antypodów. Złość jest tym silniejsza, że w odróżnieniu do Jasona, komandos ze Słowenii jest dla Motoru Lublin prawdziwym skarbem. Jedzie, jak z nut.

To niesamowite, że z zawodnika, za którym wzdychało przynajmniej pół PGE Ekstraligi, Doyle w kilka miesięcy stał się obiektem żartów. Idealny przykład jak w kilka miesięcy z żużlowego nieba spaść na ziemię i obtłuc sobie cztery litery.

Z drugiej strony "ogólnonarodowa" frustracja popisami Australijczyka nie dziwi. Prezes Michał Świącik sprowadzał Jasona, ponieważ brakowało mu jednej armaty, aby budowany przez niego zespół na sezon 2020 stał się bardziej kompletny. Temu ruchowi przyświecał jeden cel. Detronizacja Fogo Unii Leszno.

No i okazuje się, że wyszedł na słoweńsko-australijskiej wymianie, jak Zabłocki na mydle. Tylko, że Doyle od lat był gwarancją solidności i jakości na najwyższym poziomie. On wyciągał swoich pracodawców za uszy. Niestety szef Włókniarza nie dorobił się szklanej kuli i nie przewidział, że gorszy okres trafi mu się akurat w chwili, gdy go ściągnął do siebie.

Świącik walczył w okienku transferowym o usługi Doyle'a jak prawdziwy Lew. Marzył o podpisaniu z nim długoterminowego kontraktu. Żeby poszedł drogą Leona Madsena i Fredrika Lindgrena. Aktualnie miłość jest wystawiona na próbę. Nie ma już entuzjazmu w głosie. W najnowszym magazynie PGE Ekstraligi w stacji nsport+ Świacikowi zadano pytanie odnośnie przyszłości Jasona w klubie brązowych medalistów DMP. Nie było entuzjazmu, a raczej oddech ulgi, że zawodnik wróci po wypożyczeniu do Torunia

Przy niemal pewnym awansie eWinner Apatora, karta zawodnika leży w szufladzie Przemysława Termińskiego. No i tu zaczynają się schody, z toruńskiego obozu da się słyszeć głosy, czy aby na pewno Doyle jest dobrą opcją po wydostaniu się z zaplecza. Naoglądano się jego jazdy pół prostej z tyłu za rywalami i zaczęto mieć wątpliwości.

Inna sprawa, że Doyle nie robi nikomu na złość. No chyba, że sobie. W jego gestii jest zdobywanie punktów. Wozisz ogony? Nie zarabiasz. Nie wierzę za to w bez przerwy powielane bajki o tym, że żużlowcowi z najwyższej półki nie pasuje domowy tor. Po tytuł czempiona globu nie sięgnął przecież triumfując w jednodniowych zawodach, lecz na różnych nawierzchniach rozsianych po całej Europie

Tylko ociupinkę trafia do mnie argument o braku objeżdżenia i małej liczbie zawodów. Faktycznie akurat Jason lubił mieć cały tydzień opakowany, nie zsiadać z motocykla. Zawody goniły zawody, nie było czasu na rozpamiętywanie i rozdrapywanie ran.

Wciąż jednak dźwięcznie wybrzmiewają mi w głowie słowa Marka Cieślaka ze środowego przedmeczowego wywiadu dla stacji nsport+. "Nie róbmy z zawodników debili, którzy nie wiedzą jaką założyć zębatkę".

Doyle jest w tyle uprzywilejowanym położeniu, że to zawodnik, którego gwiazda znów może rozbłysnąć w dowolnym momencie. Bardziej skłaniałbym się ku twierdzeniom, że żużlowiec szybko wyciągnie wnioski, chwilkę popłacze, później przeanalizuje co zrobił źle i wróci na dawne tory. Termiński ma o tyle najlepsze karty w swoim ręku, że może przetrzymać Doyle'a do skutku, ponegocjować z kim zamarzy, a później dać mu wolną rękę.

Żużel pokazuje w bieżących rozgrywkach swoje nieprzewidywalne oblicze. Inni kozacy z topu - Bartosz Zmarzlik i Martin Vaculik - zaczęli sezon bez rewelacji. Utyskiwano na nich, trochę powieszono psów, że co to za liderzy. Nim jednak grono hejterów zdążyło się rozkręcić, panowie weszli na kosmiczny poziom. Krzykacze szybko się pochowali. Dlatego Jason nie mazgaj się, zakasuj rękawy, wymień osiołki i weź się do roboty. Za chwilę na sto procent znów będą się o ciebie zabijali.

CZYTAJ TAKŻE: Zabił go sport, który kochał. Dwa lata od śmierci Tomasza Jędrzejaka
CZYTAJ TAKŻE: Motor - Unia. Goście zyskują, kiedy inni tracą

Źródło artykułu: