Dariusz Ostafiński, WP SportoweFakty: Gleb Czugunow z dziką kartą na Grand Prix we Wrocławiu. Masz z tym jakiś problem?
Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Żadnego. Przecież to Polak. Może nie z krwi i kości, ale jednak.
Ostafiiński: Wyczuwam delikatną ironię, ale nie będę dociskał. Powiem ci natomiast, że Sławomir Kryjom ma z tym problem. Napisał na Twitterze, że zawsze szanował, że polskie kluby jako organizatorzy GP nominują wychowanków jako dzikie karty.
Hynek: To widzę, że coraz więcej zawodników z zagranicy sobie wychowujemy, bo jedną z dzikich kart na Gorzów ma dostać Anders Thomsen.
ZOBACZ WIDEO Lampart dalej nie je mięsa: Z motocykla przez to nie spadam
Ostafiński: To pewnie Sławomir znowu się odezwie i napisze o szacunku lub jego braku. Dodam, że ja też pewnie wolałbym, żeby polskie kluby nagradzały dzikimi kartami swoich wychowanków. Rozumiem jednak, że z jednej strony nie mają godnych kandydatów, a trudno kogoś pchać na siłę, a z drugiej dzika karta jest na tyle atrakcyjna, że można ją traktować jako nagrodę czy też bonus w kontrakcie. Nie dziwię się, że Sparta nagrodziła Czugunowa, który dla tego klubu zdecydował się jeździć jako Polak.
Hynek: No właśnie, ale tak naprawdę organizatorzy rund nie mają wyjścia. Gdyby dali dziką kartę komuś z zewnątrz byłoby to uznawane za policzek, a jakby się tak bliżej przyjrzeć mają polską bidę w składzie. Gorzów by się wygłupił, przyznając dzikusa np. Kasprzakowi.
Ostafiński: Kasprzak to nie wychowanek. Musiałby dostać ktoś z duetu: Rafał Karczmarz, Wiktor Jasiński, bo Mateusz Bartkowiak kontuzjowany. A w Sparcie trzeba by wybierać między Przemysławem Liszką i Mateuszem Paniczem. Nic do żadnego z wymienionych nie mam, ale i też nie potrafię znaleźć żadnego uzasadnienia dla przyznania im dzikiej karty. Rozumiem, że w Lesznie można dać dziką w ciemno Dominikowi Kuberze, bo wychowanek i jeździ świetnie. Nie róbmy jednak niczego na siłę, bo dojdziemy do absurdu. Choćby takiego, że gdyby GP było w Grudziądzu, to dziką kartę musiałby dostać Damian Lotarski. I ponownie zaznaczę, że nic do niego nie mam, ale taki ruch byłby ze szkodą dla widowiska i samego zawodnika. On nie jest na to gotowy.
Hynek: Z tym Grudziądzem rozumiem, że czeski błąd. Przed Lotarskim w kolejce byłby mimo wszystko na mój gust Krzysztof Buczkowski. Choć wiadomo, że nie jest w wybitnej formie. Dlatego dzika karta dla Gleba Czaugunowa mnie naprawdę nie bulwersuje. Siłowanie się i przyznawanie jednorazowych przepustek facetom zaraz po licencji lub z umiejętnościami nieprzystającymi byłoby przecież sztuczne. No i nie wiem, czy przeszłoby w BSI.
Ostafiński: O Lotarskim powiedziałem, żeby sprawdzić twoją czujność. W sumie jednak, jak powiedziałeś Buczkowski, to też wyszło dziwnie, bo tam formy nie ma. Przyjmijmy więc może, że dzika karta to część biznesu. Zatem we Wrocławiu Czugunow, w Gorzowie Thomsen w nagrodę za nowy 2-letni kontrakt i dobrą jazdę, a w Toruniu?
Hynek: Idąc dalej tym tropem, to Wiktor Kułakow. Mieszka w Polsce, włada naszym językiem lepiej niż nie jeden nasz rodak. Sorry, ale chyba nie uważasz, że Adrian Miedziński albo Tobiasz Musielak. Wiem, co zaraz napiszesz, ale nic nie zrobię, że jestem wielkim fanem tego chłopaka. Grand Prix to show, a Wiktor to gwarantuje w nadmiarze. Masz inne zdanie?
Ostafiński: Dokładnie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Kułakow za chwilę może być Polakiem, więc taka nagroda a konto kontraktu na 2021 byłaby z punktu widzenia Apatora świetnym posunięciem. Chyba że Apator chce ściągać z powrotem Pawła Przedpełskiego. Wtedy jemu trzeba dać dzikusa. Ja bym jednak poszedł w Kułakowa. Dzika karta plus kontrakt, zwłaszcza że wniosek o obywatelstwo może przejść w każdej chwili. A skoro mamy jasność w sprawie dzikich kart, to chciałbym cię zapytać, czy też wczoraj dostałeś sms-a o treści: to już wiadomo, kto dolewa nitro do baku.
Hynek: A to przychodzi w bonusie z alertem pogodowym? A tak serio, to nie, nie miałem przyjemności.
Ostafiński: Tak, tak, dokładnie. W czwartek był alert RCB, że nawet jeśli w PGE IMME dolejesz nitro do baku, to i tak ci je wypompują, a po zawodach była lista dolewających i jeszcze dokładna ilość kropel. A poważnie, to autora alertu nie wydam, ale dostałem sms-a i dlatego pytam, czy miałeś tak samo. Autor chciał mnie skłonić do refleksji nad zerami zawodników, którzy ostatnio byli szybcy. Od razu jednak dodam, że dla mnie te zera kilku panów nie są dowodem na to, że oni ostatnio oszukiwali. PGE IMME to takie zawody, gdzie żużlowcy lubią potestować sprzęt, sprawdzić różne rozwiązania i tak dalej. Niemniej, i to wydaje mi się zasadne, skorzystał z nowej procedury tankowania (wypompowywanie resztek z baku przed biegiem i dopiero potem nalewanie świeżego paliwa – dop. aut.) także w kilku najbliższych kolejkach. Wtedy moglibyśmy wysnuwać jakieś wnioski. Jak myślisz?
Hynek: Sorry, ale dla mnie PGE IMME, z całym szacunkiem dla tych zawodów też nie są żadnym wykładnikiem. Możemy się zrzynać, że super stawka itd. Z drugiej strony nagły wystrzał formy niektórych zawodników mnie zaskakuje, ale niedawno ktoś mi powiedział, że przesadzam, bo w żużlu sytuacja zmienia się non stop. No to okej nie tworzę teorii spiskowych.
Ostafiński: Toś mi teraz zaimponował. Rozumiem, że jesteśmy zgodni co do tego, że alerty są przedwczesne, ale dla świętego spokoju więcej kontroli by się przydało. Może nie tyle dla świętego spokoju, ile dla ucięcia tych wszystkich spekulacji. To, jeszcze zanim pożyczę ci miłego popołudnia i wielu sportowych wrażeń, zapytam cię, czy dziś Włókniarz pożegna się definitywnie z marzeniami o play-off?
Hynek: Skoro ma być krótko i na temat, to tak. Prezes Świącik znów dostanie białej gorączki. Nie zdziwię się, gdy najgorszymi zawodnikami Włókniarza będą ci z czołówki w PGE IMME. A wtedy będzie się działo.
Czytaj także:
Zabił go sport, który kochał
Hynek: Jak w kilka miesięcy stracić status gwiazdy