Wrócił temat dopingu technologicznego, więc na sobotnim finale PGE IMME motocykle były tankowane tuż przed biegiem, a wcześniej z baku wypompowano resztki paliwa, które zostały z poprzedniego wyścigu. Po zatankowaniu żaden z żużlowców czy też mechaników nie miał prawa iść do swojego boksu. Wszystko zostało zrobione po to, by uciąć spekulacje o dodawaniu nitro do paliwa. Czy ta kontrola coś dała? Czy zawodnikom, którzy zajęli miejsca z tyłu stawki, trzeba się teraz bacznie przyglądać? - Jedna kontrola to za mało. Nie łączyłbym też słabszej jazdy niektórych zawodników z kontrolą. Dopóki nikt nikogo za rękę nie złapał, nie możemy go traktować jako oszusta - uważa Jacek Frątczak, żużlowy menedżer.
- Ze sportowcami stosującymi doping farmakologiczny czy techniczny jest jednak tak samo, jak z pijanymi kierowcami - kontynuuje Frątczak. - Na żywo nie widziałem pijanego kierowcy, ale wiemy, że oni są, bo o tym świadczą statystyki. Tak samo jest z dopingowiczami. Ich też nie widzimy, co nie znaczy, że ich nie ma. Kiedyś mówiono, że nie ma sensu robić kontroli na farmakologiczny doping, bo w żużlu to nie ma sensu. Zaczęto jednak robić kontrole i nagle wyszło, że ten popala trawkę, a u tamtego wykryto meldonium. Dlatego jestem za tym, żeby nie skończyło się na jednej kontroli eliminującej doping technologiczny. Trzeba zrobić jakiś niezapowiedziany nalot - komentuje Frątczak.
Zdaniem naszego eksperta w przypadku takiej kontroli nawet nie chodzi o to, żeby kogokolwiek złapać. - Bardziej chodzi o prewencję i ucięcie wszelkich spekulacji. Jak będą kontrole, to nie będzie domysłów, że ten czy tamten stosuje nitro. Zresztą nie tylko o to w przypadku takich kontroli chodzi. W żużlu są wielkie pieniądze, a one sprawiają, że zawsze jest pokusa, żeby się jakoś wspomóc, żeby wygrać. Jeśli jednak ktoś będzie regularnie sprawdzał sprzęt, to nikt nie będzie sięgał po niedozwolone środki, bo będzie wiedział, że wpadnie - zauważa Frątczak.
ZOBACZ WIDEO Wiktor Lampart wyjaśnił, dlaczego jeździ tak słabo
Dzięki częstym kontrolom na farmakologiczny doping ten temat praktycznie jest pod kontrolą. Raz, że zawodnicy zyskali wiedzę, a dwa, że jednak nikt nie chce ryzykować długiego zawieszenia. Ktoś powie, że przecież jest sprawa Maksyma Drabika, a więc trudno mówić, że kontrole dały jakiś sens. Warto jednak wspomnieć, że jego problem wyszedł w trakcie kontroli, a poza tym on nie wpadł na dopingu, lecz na złamaniu procedury, a to jednak coś innego, nowego.
Wracając do dopingu technologicznego kontrole taka jak ta na PGE IMME mogą tylko pomóc. - Są one w interesie uczciwych, którzy tylko na tym zyskają. Są one jednak także w interesie tych podejrzanych, bo mogą się łatwo i błyskawicznie ze wszelkich zarzutów oczyścić. Poza tym pamiętajmy, że wraz z kontrolami przychodzi wiedza i świadomość - kwituje Frątczak.
Czytaj także:
Sparta nie wygrała z Włókniarzem przez tor
Zmarzlik tłumaczy, że nie zaniedbywał treningów