Upadek Petera Ljunga z meczu Vetlanda Speedway - Dackarna Malilla z 1. kolejki Bauhaus-Ligan wstrząsnął całym żużlowym środowiskiem. Doświadczony zawodnik stracił panowanie nad motocyklem, wpadł w zawodnika rywali, przeleciał przez bandę, a na koniec uderzył głową w słup oświetleniowy.
W pierwszej chwili wydawało się, że ten fatalnie wyglądający upadek może mieć bardzo negatywne skutki zdrowotne dla Szweda. Jednakże okazało się, że Ljung miał bardzo dużo szczęścia i wyszedł ze szpitala zaledwie dzień po kraksie. Natomiast obecnie żużlowiec coraz poważniej myśli o powrocie na tor już w 4. kolejce Bauhaus-Ligan, w której jego Vetlanda zmierzy się z Piraterną Motala (czwartek, 20 sierpnia).
Pomimo możliwości szybkiego pojawienia się w ligowym składzie, Szwed przyznaje, że ciągle odczuwa skutki wypadku. - Ogólnie czuję się dobrze, ale dalej jest mi trochę ciężko. Jednak z każdym dniem jest coraz lepiej. Trochę boli mnie ciało. W takich momentach po prostu czuję, że nie mam już 18 lat, ponieważ wtedy dochodziłem do siebie zdecydowanie szybciej - mówił Peter Ljung dla "SVT Sport".
ZOBACZ WIDEO Wiktor Lampart wyjaśnił, dlaczego jeździ tak słabo
Zawodnik reprezentujący w tym sezonie Vetlandę Speedway oraz Unię Tarnów zdaje sobie sprawę, że podczas tego zdarzenia miał bardzo dużo szczęścia. W szczególności widać to oglądając powtórki z tej kraksy.
- Wszystko wyglądało naprawdę paskudnie. Wydaję mi się, że w tym momencie ktoś nade mną czuwał. Miałem szczęście, że uderzyłem w słup z boku, a nie centralnie z przodu. Był naprawdę mały margines błędu i jestem wdzięczny, że to się tylko tak skończyło - komentował lider zespołu z Vetlandy.
Co więcej, Peter Ljung doskonale pamięta upadek aż do momentu uderzenia w latarnię, po którym stracił przytomność. Jak sam przyznaje, to jedno z najgorszych wspomnień w jego karierze. - Pamiętam, że tylko pomyślałem o tym, że muszę się "rozluźnić". Potem wykonałem kilka salt, a sam czułem się jak szmaciana lalka na wietrze. Wydaje mi się, że właśnie ten "luz" mógł mnie uratować - zauważa Szwed.
Zawodnik pomimo tej nieprzyjemnej sytuacji chce jak najszybciej wrócić do sportowej rywalizacji. Wyjazd na tor pozwoli Ljungowi zapomnieć o całej sytuacji i dzięki temu wróci do normalnego trybu życia.
- To nie jest mój pierwszy upadek. Trzeba spróbować o tym zapomnieć. W żużlu trzeba być świadomym, że kevlar może być ostatnim twoim ubiorem w życiu. Tym razem szczęście było po mojej stronie - podsumował Ljung.
Zobacz także: Drabik ma prawo zachować milczenie
Zobacz także: Cyfer ma poważne problemy ze startami