Ostatnie dni nie były łatwe dla trenera Marka Cieślaka. Liczył, że w Eltrox Włókniarzu Częstochowa będzie pracował już do końca kariery. Jednak między nim i prezesem Michałem Świącikiem zaiskrzyło i Cieślaka już nie ma w klubie. Złożył dymisję przed odwołanym meczem z Moje Bermudy Stalą Gorzów, tłumacząc, że prezes wszedł w jego kompetencje, przygotowując tor na to spotkanie. Jak wiemy, do rywalizacji ostatecznie nie doszło, bo nawierzchnia nie nadawała się do jazdy.
Cieślak jeszcze kilka dni temu tłumaczył, że uczulał prezesa, żeby nie robił niczego z torem na cztery dni przed zawodami. - W poniedziałek mówiłem, że tego meczu nie będzie - opowiadał nam w wywiadzie, ale dziś tamte wydarzenia są już dla szkoleniowca wspomnieniem. Stwierdza on co prawda, że do końca życia będzie za Włókniarzem, ale znowu chce iść w świat.
- Już na drugi dzień po dymisji dzwoniono do mnie z innych klubów z pytaniem o plany na przyszły sezon - mówi nam Cieślak, który jednak na razie żadnej decyzji nie podejmuje. Oddaje się swoim ulubionym zajęciom, dużo jeździ na rowerze i czeka na finał Speedway of Nations, który ma być ukoronowaniem jego pracy z reprezentacją. Po tym sezonie żegna się z kadrą, ale z żużla nie rezygnuje.
- Mam 70 lat, ale czuję się tak dobrze, że absolutnie nie zamierzam odchodzić - przekonuje nas Cieślak, a biorąc pod uwagę to, że już teraz nie może opędzić się od ofert, w ciemno można założyć, że w 2021 zobaczymy go w parku maszyn jednej z drużyn. Jakiej? Czas pokaże.
Czytaj także:
Komisja Orzekająca Ligi bez litości dla prezesa Stali
Nowy trener Włókniarza zapowiada walkę o play-off
ZOBACZ WIDEO Żużel. Bohater kolejki mówi, że prezesom brak odwagi