Kamil Hynek, WP SportoweFakty: Za nami pierwsza w tym sezonie podwójna runda Grand Prix we Wrocławiu. Zacznijmy od największego pozytywnego zaskoczenia. Spróbuję zgadnąć, Janowski liderem?
Jacek Frątczak, były menedżer, ekspert żużlowy: Spodziewałem się dobrego występu, łącznie z awansem do finału Macieja Janowskiego, ale facet w weekend otarł się o perfekcję. Najpierw zajął drugie miejsce, potem wygrał. Był doskonały, w sposób idealny wykorzystał atut swojego toru. Zresztą nie jest żadną tajemnicą, że od zawsze mam do tego zawodnika słabość. To co wyróżniało Maćka, to świetny start i skuteczna defensywa, a teraz dołożył jeszcze pierwiastek agresji i determinacji. Zadał kłam teorii, z którą akurat ja się absolutnie nie zgadzam, że nie ma genu zwycięzcy.
To poproszę jeszcze o drugiego plusa.
Mimo wszystko zdziwiła mnie odrobinę wysoka pozycja Fredrika Lindgrena. Szwed nie jedzie w tym roku oszałamiająco, a jednak w piątek i sobotę wrócił stary, dobry Fredka z Grand Prix.
ZOBACZ WIDEO Żużel. #MagazynBezHamulcow. GKM oprze skład na Duńczykach? Prezesi największym złem Ekstraligi?
Janowski kilka razy ocierał się o medal, ale zwalał ostatnie turnieje i dlatego wciąż jest jedynym Polakiem w stawce stałych uczestników, który nie zawiesił jeszcze krążka na swojej szyi.
Teraz okoliczności mogą Maćkowi bardzo sprzyjać. Jest inny kalendarz, organizacja zawodów. Mentalnie on jest gotowy na duże rzeczy i sukces przed własną publicznością może go uskrzydlić.
Przejdźmy do rozczarowań
Po kapitalnym sezonie w lidze więcej spodziewano się po Mateju Zagarze. Słoweńcowi jednak Stadion Olimpijski nigdy nie leżał. Dwie odsłony na tym samym owalu, to dla niego za dużo. Większe nadzieje pokładałem też w Martinie Vaculiku. Jeśli chodzi o lokaty, to na lekki rollercoaster wsiadł Emil Sajfutdinow.
Patryk Dudek przekreślił sobie szanse na ścisłą czołówkę i pana zdaniem zawodnik Falubazu Zielona Góra będzie musiał w tym roku skupić na utrzymaniu w cyklu?
Absolutnie nie. Odjechaliśmy dopiero 25 proc. zawodów. Na takie konkluzje będziemy mogli sobie pozwolić, gdy na liczniku wybije 75 proc. Dudek podobnie jak Zagar nie przepada za wrocławskim owalem, a mimo to odnotował kilka przebłysków i osobiście miałem nadzieję, że w drugim dniu przy sprzyjających okolicznościach będzie w stanie zakręcić się koło pudła. Dwa zera przekreśliły wszystko, ale gdyby żużel był taki prosty, jak się niektórym wydaje oprócz Szczakiela, Golloba i Zmarzlika mielibyśmy tych mistrzów świata znacznie więcej. Patrykowi ciągle odbija się czkawką nagła zmiana tunera i najzwyczajniej w świecie nie pozbierał się po odejściu Jana Anderssona, z którym znali się jak łyse konie. Współpracowali ze sobą owocnych dziewięć lat. To szmat czasu.
Podoba się panu nowy system punktacji, czy jest on sprawiedliwy?
Nie jestem jego fanem, nie rozumiem kasowania dorobku, na który się sumiennie pracowało cały turniej. Speedway coraz mocniej chyba chce się upodobnić do królowej motorsportu - Formuły 1. Boję się, że komuś za chwilę przyjdzie do głowy pomysł z dorzucaniem punktów za najlepszy czas dnia. Oczka w wyścigach powinny być wiążące i kropka.
We Wrocławiu karty rozdawali zawodnicy, którzy mieli pod tyłkiem sprzęt od tunera Ryszarda Kowalskiego. Przypadek, jakiś patent na wrocławską nawierzchnię, czy znów czeka nas dominacja żużlowców na silnikach robionych przez mechanika spod toruńskich Cierpic?
To może być stała tendencja. Pan Ryszard nie schodzi z absolutnego topu od lat. Zwróćmy uwagę, że zawodnicy, którzy triumfują w GP, korzystają z usług Kowalskiego już od bardzo dawna. Najmłodszy stażem jest, o ile mnie pamięć nie myli Tai Woffinden. On przyszedł do stajni Polaka na jesień 2017, byłem nawet świadkiem tych testów na Motoarenie. Kowalski wyznaje prostą receptę, nie spoczywa na laurach, nie wpada w samouwielbienie itp. On jest bez przerwy głodny świetnych rezultatów swoich klientów, chce uciekać technologicznie do przodu, być krok przed konkurencją. Inwestuje, rozwija się.
Temat opon pana jakoś grzeje, czy sprawa Mitasów, Anlasów ich homologacji jest wyolbrzymiony?
W żaden sposób nie ujmuję renomy i wzięcia szturmem rynku przez turecką firmę Anlas. Ten producent nie wyskoczył przecież jak diabeł z pudełka wczoraj albo tydzień temu. Z drugiej strony posiadanie homologacji na konkretny produkt nie musi oznaczać, że dana partia ma parametry zgodne z wytycznymi i pierwowzorem. Od zawsze jestem za tym, aby patrzeć na ręce, sprawdzać. Nie rozumiem tylko, dlaczego to przeważnie jest inicjatywa oddolna. Są komisarze techniczni, instytucje, które regularnie powinny podobne rzeczy analizować i sprawdzać. Wtedy prawo jest skuteczne. Sam słyszałem o różnych rozwiązaniach i praktykach, problem polega na tym, że to nie zawodnicy powinni sygnalizować o nadużyciach, a tzw "policja techniczna", która ma narzędzia, zakres kompetencji, aby może nawet przerywać zawody i np. pobierać próbki paliwa od gościa, który stoi już na polu w parku maszyn, przygotowany do wyjechania na tor.
Czytałem w sobotę artykuł o kolarzu, który miał wypadek w trakcie wyścigu dookoła Lombardii. Pierwsza przy zawodniku pojawiła się ekipa techniczna. Z kieszeni na plecach wyciągnięto tajemniczy, biały przedmiot. Od razu wszczęto postępowanie, co to mogłoby być. Materiał z kamer nie pozostawiał złudzeń, zawodnicy nie mogą posiadać żadnych transmiterów. I niestety smutna konstatacja jest taka, że doping technologiczny w sporcie był jest i będzie.
CZYTAJ TAKŻE: Anlasgate i polski lider cyklu Grand Prix
CZYTAJ TAKŻE: Wiemy co FIM zrobi z oponami Janowskiego i Woffindena