Doping w żużlu jest problemem, który dotyczy nie tylko zawodnika, ale i też, a może przede wszystkim sprzętu, na którym jeździ. W sezonie 2020, gdzie z powodu koronawirusa ograniczono kontrole motocykli, o dopingu technologicznym mówi się sporo. Nikt nikogo za rękę nie złapał, ale osoby podejrzewające oszustwa odczuwają satysfakcję, kiedy w efekcie zapowiedzianej kontroli na zawodach nagle błyszczący wcześniej formą zawodnik notuje obniżkę. Twierdzą, że to może być dowód na to, że wcześniej ów żużlowiec nie grał fair.
Zaczęło się od nitro
W tym roku dyskusję o dopingu wywołała uwaga Krzysztofa Cegielskiego, iż Grigorij Łaguta nie robi próbnych startów. Cegielski wyjaśniał później, że nie miał niczego złego na myśli, ale lawina ruszyła. Pojawiły się spekulacje, że Łaguta dolewa do paliwa nitro, dzięki czemu w jego baku powstaje cudowna mieszanka dająca od startu ogromną prędkość. Nie robi próbnych startów, żeby jej przedwcześnie nie wypalić. Łaguta wyśmiał temat nitro (na następnym meczu miał w parku maszyn dużą butelkę po tym środku), to samo zrobił jego mechanik Dariusz Sajdak.
PGE Ekstraliga, dla świętego spokoju, wprowadziła jednak na finale PGE IMME nową procedurę tankowania (przed biegiem odpompowywano resztki tego, co zostało w baku), a że Łaguta pojechał tam słabo, plotki odżyły. Nie wzięto pod uwagę, że zwyczajnie mógł mieć słabszy dzień. Zresztą wtedy wielu innych dobrych zawodników wypadło blado.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga. Patryk Dudek zmierzył się z quizem!
W przypadku dopingu nitro mówiło się, że zawodnicy stosują kapsułki, tabletki, a także tajemniczy środek ze Stanów Zjednoczonych zawierający nitro. Twardych dowodów na to, że jakikolwiek produkt z tej listy istnieje, nie ma. Wyjaśnijmy, że żużlowcy mogą spryskiwać nitro filtry. O tej metodzie mówi tuner Joachim Kugelmann. Nie jest ona zabroniona regulaminem, a więc można.
Trzy wężyki i żółty metanol
Z tematu nitro żużlowy świat przeszedł płynnie do kwestii paliwa. Wspomniany Sajdak mówił, że na każdym stadionie mają inny metanol (różnice miały się brać stąd, że są różni producenci i różne partie dostaw). W przypadku Abramczyk Polonii Bydgoszcz poszliśmy jednak krok dalej, bo w świat poszła historia, że inne paliwo leją tam do baków motocykli gospodarzy, a inne gościom. Na derbowym meczu Polonii z eWinner Apatorem Toruń sprawdzano nawet paliwo, lejąc je z dwóch wężyków do osobnych misek. W jednej z nich paliwo było bezbarwne, w drugiej żółte. Ktoś rzucił uwagę, że motocykle toruńskich zawodników szwankowały na próbie toru, bo dostali zanieczyszczone paliwo.
Prawda jest jednak taka, że Polonia nie ma innego paliwa dla siebie, a innego dla gości. W parku maszyn stoi jedna beczka z metanolem, która w środku nie ma żadnej przegrody. Z beczki wychodzi trójnik i faktycznie są dwa węże (po jednym dla każdej z drużyn), ale z obu płynie to samo paliwo. To, że w trakcie próby w jednej z misek paliwo było żółte, wynikało prawdopodobnie wyłącznie z tego, że wcześniej był tam wlany jakiś olej i to on dał takie zabarwienie. Miska nie była przed próbą jakoś specjalnie wyczyszczona.
Pudełko z kłopotami
Przy okazji Grand Prix Challenge w Gorican i pierwszych rund cyklu we Wrocławiu pojawili się kontrolerzy z urządzeniami wyglądającymi jak srebrne pudełka. Z ich pomocą sprawdzano cewki w limiterach. Na treningu w Gorican, w przypadku dwóch zawodników wyszło, że ich silniki kręcą za duże obroty, że cewki są wadliwe. Żużlowcom pogrożono palcem, ale powiedziano też, że jeśli na zawodach sytuacja się powtórzy, to nie będzie zmiłuj się. Nic złego jednak się nie działo.
W trakcie GP we Wrocławiu możliwość sprawdzenia cewek była już mocno ograniczona. Niektórzy zawodnicy zwyczajnie nie zgadzali się na montowanie pudełek na czas biegu. Bali się, że coś im się przez to uszkodzi. Inna sprawa, że jak powiedział nam jeden z mechaników, tajemnicze pudełka nie miały żadnych numerów a odczyt wyników wysokości obrotów nie był podawany po biegu, ale nieco później. Mechanik stwierdził, że teoretycznie ktoś mógł pomylić pudełka i ukarać za wadliwą cewkę nie tego, kogo trzeba.
Ciekawostką w przypadku cewek jest to, i to zawodnicy usłyszeli, chociażby na GP Challenge, że użycie wadliwej od razu skutkuje karą. I nie ma znaczenia to, że towar pochodzi ze sklepu, że nie był w żaden sposób modyfikowany. Jeśli nie działa, jeśli nie powoduje odcięcia obrotów na 13500, tak jak to przewiduje regulamin, to płaci za to zawodnik.
Kiedyś moczono opony
Inaczej jest z oponami. Pierwsze rundy Grand Prix zapamiętamy nie tylko z powodu świetnych występów Macieja Janowskiego, ale i też z racji tego, że przez dwa dni mieliśmy gorącą dyskusję o zbyt miękkich oponach jednego z producentów. Chodziło o tureckiego Anlasa, który jest równocześnie partnerem FIM i BSI, promotora cyklu. Zamieszanie skończyło się tym, że opona została wzięta na testy laboratoryjne.
Zawodnicy korzystający z Mitasa liczyli na więcej, nawet na to, że zostanie ona wycofana z zawodów do wyjaśnienia sprawy, ale federacja nie mogła sobie na to pozwolić. Gdyby bowiem na testach wyszło, że z oponą wszystko jest w porządku, to Anlas mógłby się domagać odszkodowania. I nie miały tu znaczenia testy Cegielskiego wykonane twardościomierzem, które pokazały, że Anlas ma 60 shorów (jednostka określająca miękkość), a dolna granica wynosi 68.
Swoją drogą, to tyle szumu wokół Anlasa, a przecież każdą oponę można zmiękczyć. Wystarczy ją wsadzić do odpowiedniego roztworu chemicznego i pomoczyć przez noc. Kiedyś tak robiono.
Czytaj także:
Jerzy Szczakiel jak jechał, to trzęsła się drewniana banda
Co prezes PGG ROW-u planuje w sezonie 2021?