1 września rano po długiej chorobie zmarł Jerzy Szczakiel. Mistrz świata na żużlu ostatnie tygodnie spędził w szpitalu w Opolu. Miał 71 lat. Złoto Szczakiela w 1973 roku to jedna z największych niespodzianek w tym sporcie. W ogóle nie pojechałby w pamiętnym chorzowskim finale, gdyby Marek Cieślak, obecnie trener kadry, wtedy zawodnik, nie połamał kręgosłupa w meczu ligowym.
Jak w beczce śmierci
Zadziorny, nieustępliwy - takim pamiętają Szczakiela rywale. - Uwielbiał jeździć szeroko, praktycznie po drewnianej wówczas bandzie okalającej tor - wspomina Cieślak. - Żeby jechać pod samymi deskami, to trzeba mieć niesamowite wyczucie motocykla i być pewnym swoich umiejętności. Barry Briggs jak mnie widzi, to zawsze przypomina mi akcję z finału par, gdzie pojechałem po bandzie jak w beczce śmierci - mówił mi kiedyś Szczakiel o akcji z finału mistrzostw świata par w 1971 roku w Rybniku, kiedy to w duecie z Andrzejem Wyglendą zdobyli złoto, wyprzedzając słynną nowozelandzką parę Barry Briggs - Ivan Mauger.
Prawdziwą sławę przyniósł jednak Szczakielowi złoty medal mistrzostw świata zdobyty dwa lata później. - Jurek trafił wtedy na egzemplarz motocykla, w którym wszystko grało - przypomina Cieślak, bo tak faktycznie było. Obrońca tytułu, wielki gwiazdor Ivan Mauger już na treningu chodził nerwowo obok boksu Szczakiela, gdy słyszał, jak dobrze pracuje silnik jego maszyny. Zresztą po treningu Szczakiel i jego mechanik Janusz Stormowski nawet nie rozbierali ani nie myli motocykla. Nie zrobili tego, choć Szczakiel był czyścioszkiem. Oni chcieli jednak, żeby na drugi dzień wszystko działało tak samo.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga. Patryk Dudek zmierzył się z quizem!
Złoty motocykl dostał od kolegi
Złoty motocykl trafił do Szczakiela przypadkiem. W tamtym sezonie korzystał z dwóch maszyn, ale żadna mu nie pasowała. Tak się jednak złożyło, że kolega z drużyny Konrad Libor też miał sprzęt, który mu nie odpowiadał, więc panowie się zamienili. Propozycja wyszła od Libora, a Szczakiel przyjął ją dla świętego spokoju. Akurat kończył trening. Był zmęczony, spocony, brudny od smaru. Kiedy jednak wyjechał na tor, o wszystkim zapomniał. - Ty naprawdę chcesz się wymienić, Konrad? Jeśli tak, to bierz, co chcesz w zamian - opowiadał potem Szczakiel w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej".
W dniu finału Szczakiel poszedł na mszę, poświęcił też motory. Na obiad zjadł schabowego, choć zaserwowano im dania lekkostrawne. Czuł jednak, że to nie wystarczy, że musi się porządnie najeść. Kiedy później zobaczył na trybunach chorzowskiego "Kotła Czarownic" ponad 100 tysięcy ludzi, kiedy usłyszał doping, to nogi się pod nim lekko ugięły. Od początku zawody mu się jednak układały, a Mauger był coraz bardziej nerwowy. Nawet poprosił o pomoc Ole Olsena, który w jednym biegu patrzył na starcie tylko na Szczakiela i po starcie chciał go wywieźć w bandę. Polak przechytrzył jednak zaprzyjaźnionego z Maugerem Duńczyka.
Ciszewski zignorował, potem przepraszał
Koniec końców o złocie miał zdecydować dodatkowy bieg Szczakiela z Maugerem. Obaj stracili w fazie zasadniczej po 2 punkty. - To był dziwny wyścig. Sędzia zwolnił taśmę, zanim Mauger zdążył się ustawić na polu startowym. Arbiter został potem zresztą zawieszony. Dla nas najważniejsze było jednak to, że Szczakiel uciekł i choć Mauger go potem dogonił, to przy próbie wyprzedzania nadział się na tylne koło jego motocykla i upadł. Jurek dwa okrążenia przejechał sam przy ogłuszającym dopingu. Tak zdobył to złoto - przypomina Cieślak.
Sukces Szczakiela był wielkim szokiem dla legendarnego komentatora Jana Ciszewskiego. W trakcie wejścia na żywo na antenę telewizji praktycznie zignorował mistrza. Rozmawiał tylko z brązowym medalistą Zenonem Plechem. - Później przeprosił Jurka - mówi Plech, a my przypomnijmy, że Szczakiel nie był wtedy ulubieńcem mediów. Nie pchał się na afisz, trzymał się z boku. - W jego obronie stanęła Beata Tyszkiewicz. Nasza słynna aktorka napisała o nim felieton, w którym oberwało się Ciszewskiemu - wspomina Cieślak.
Złoto nie dało mu fortuny
Zdaniem Cieślaka złoto Szczakiela to największa niespodzianka w historii światowego żużla. - Większej nie było. Jurek dwa tygodnie po finale w Chorzowie pojechał z reprezentacją na finał Drużynowych Mistrzostw Świata na Wembley. Nie zdobył tam punktu. Ten motocykl, na którym zdobył złoto, mu ukradli. Jechał na sprzęcie pożyczonym od Briggsa - opowiada trener kadry.
Za zloty medal dostał 39 tysięcy. Mogło być więcej, ale FIM dawał wtedy za tytuł 500 funtów, ale związek przeliczał to na złotówki po oficjalnym kursie. Był on oczywiście dużo niższy niż u handlujących obcą walutą cinkciarzy. Tomasz Gollob, drugi nasz żużlowy mistrz, po zdobyciu złota zainkasował 100 tysięcy dolarów i podpisał kontrakty reklamowe na blisko 2 miliony złotych. Szczakielowi zarobione pieniądze wystarczyły na ogrzewanie domu, który właśnie wykańczał i dwa kożuchy.
Wyrwał bandę, złamał nogę
Po wejściu na szczyt Szczakiel dalej był dobry, ale już nie tak jak przedtem. Ci, którzy go znali, mówili, że medal dał mu spełnienie. Na dokładkę miał pecha. W 1977 roku uczestniczył w strasznym karambolu, który skończył jego karierę. Józef Jarmuła nie odpuścił i razem wjechali w bandę, wyrywając kilka metrów desek z ogrodzenia. Szczakiel złamał wtedy nogę w kostce. Chorował, kulał, w końcu dał sobie spokój ze sportem.
- Jednak kiedy był w szczytowej formie, to nie było zmiłuj się - zauważa Cieślak. - Potrafił wjechać dwoma kołami na płot, gdzie dechy aż się trzęsły. Był taki zawodnik Kolejarza Opole, który nazywał się Friedek i on mi kiedyś powiedział, że jakby Jurkowi ktoś stanął na drodze, to by go przejechał, taki był zadziorny.
Szampana pił tylko raz
Po złotym finale Szczakielowi miała uderzyć woda sodowa do głowy. Złośliwi opowiadali, że kiedy do niego dzwoniono, witał się stwierdzeniem: mistrz świata Jerzy Szczakiel z tej strony. To była jednak głupota, bo Szczakiel nie miał wtedy telefonu. Był też wyjątkowo skromnym człowiekiem. Na dokładkę bez nałogów. - Szampana piłem tylko raz. Było to wtedy, kiedy poprosił mnie o to Mauger. Mistrzowi się jednak nie odmawia - mówił nam kiedyś.
Z Maugerem wygrał tylko dwa razy. Na więcej nie było szans. Mauger był wtedy jeźdźcem Jawy. Zamykał się w fabryce i wybierał najlepsze silniki na hamowni. Szczakiel też miał propozycję z Jawy. Dostał ją w Madrycie, gdzie pojechał odebrać zloty medal na imprezie poświęconej sportom motorowym. Musiał odmówić. - Wtedy trzeba było słuchać partyjnych towarzyszy - tak to nam wytłumaczył.
Szczakiel został mistrzem, ale jego sukces długo nie był należycie doceniany. - Trochę jak byśmy się naszego mistrza wstydzili - powiedział kiedyś wielki fan czarnego sportu, wokalista rockowy Krzysztof Cugowski, bo też skryty w sobie i trzymający się na uboczu Szczakiel praktycznie nie pojawiał się na pierwszych stronach gazet. Od kilku lat w sporcie żużlowym przyznawane są jednak Szczakiele, specjalne nagrody dla wybitnych postaci speedwaya. Mistrz ma też rondo swojego imienia w Opolu.
Czytaj także:
Wiemy co FIM zrobi z oponami Janowskiego i Woffindena
Mamy polskiego lidera cyklu Grand Prix