[b]
KOMENTARZ[/b]. Żużel to bardzo nieprzewidywalny sport, a pandemiczny sezon przejdzie do historii, bo zaskakujące wyniki sypią się jak z rękawa praktycznie w każdej kolejce. Zwroty akcji, emocje i wręcz sensacyjne rozstrzygnięcia są na porządku dziennym. Jestem pewny, że przy stanie 38:28 większość kibiców wrocławskich myślała już o tym, czy aby Betard Sparcie uda się wygrać różnicą ponad 20 punktów i zgarnąć bonus. A tu Moje Bermudy Stal Gorzów spłatała gospodarzom takiego figla.
Maciej Janowski zaprezentował formę z wrocławskich rund Grand Prix, ale nie został bohaterem meczu. Przegrał decydujący wyścig dnia. Nie zdołał nawet uratować remisu dla Betard Sparty Wrocław. Jeździł fenomenalnie i nadal jest jednym z głównych kandydatów do tytułu mistrza świata, ale nie miał wsparcia w kolegach. Mecz gospodarzom położył przede wszystkim Tai Woffinden. Osiem punktów to stanowczo za mało jak na jednego z liderów zespołu.
Gorzowianie przeszli w tym sezonie drogę z piekła do nieba. Tak samo było w niedzielnym meczu. Byli w trudnej sytuacji, ale wstali z kolan. Wygrali, bo nie przyjechali do Wrocławia bronić punktu bonusowego, ale walczyć o pełną pulę. Zgarnęli ją i są teraz jednymi z największych zwycięzców tego szalonego sezonu, który wchodzi w decydującą fazę i pewnie jeszcze nie raz nas zaskoczy.
ZOBACZ WIDEO Żużel. PGE Ekstraliga. Patryk Dudek zmierzył się z quizem!
BOHATER. Kluczowy wyścig dla losów spotkania pewnie odjechał Szymon Woźniak, który w 14. biegu popisał się rakietowym startem. Trzeba jednak oddać, że bohaterem gorzowian jest Bartosz Zmarzlik, który co prawda dwa razy obejrzał plecy rywali, ale i tak zdobył 15 punktów i bonus. Gdyby nie jego jazda na pierwszym wirażu ostatniego wyścigu, gdzie powalczył z Maciejem Janowskim, Moje Bermudy Stal nie świętowałaby zwycięstwa we Wrocławiu. Osobnym bohaterem spoza toru jest trener gości, Stanisław Chomski, który miał nosa i znakomicie taktycznie rozegrał końcówkę spotkania.
KONTROWERSJA. Brak przedstawicieli gospodarzy w mix zonie. Przegrywać też trzeba umieć. Był szok, niedowierzanie i pewnie dramatyczne liczenie punktów, których może braknąć do udziału w play-offach. Szkoda, że żaden z reprezentantów Betard Sparty Wrocław nie potrafił stanąć przed kamerami telewizyjnymi. To, że Maksym Drabik unika wywiadów jak diabeł święconej wody, to już wiemy, ale żeby cały wrocławski zespół? Szkoda. Kibiców do teraz nurtuje, co się stało w końcówce meczu w ekipie Betard Sparty Wrocław. Chowanie głowy w piasek nie przystoi tak profesjonalnemu klubowi.
AKCJA MECZU. Szarża Andersa Thomsena w 14. wyścigu, kiedy to pod bandą na prostej przedarł się przed Taia Woffindena. Duńczyk później ustawił z Szymonem Woźniakiem mur nie do rozbicia przez trzykrotnego mistrza świata. Odrębne pochwały należą się Bartoszowi Zmarzlikowi za rozegranie 15. wyścigu. Najpierw odwiózł na zewnętrzną Macieja Janowskiego na pierwszym wirażu, a później zamknął brutalnie drzwi liderowi wrocławian na wejściu w drugi łuk.
CYTAT. - Nieoceniona była pomoc rodziny, która przeżywała te moje niepowodzenia chyba bardziej niż ja. Jestem sportowcem i wiem, że raz jest dobrze, a raz źle. Moi najbliżsi bardzo to przeżywali, choć cała rodzina poradziła sobie z tym świetnie, wspierając mnie. Mogłem liczyć na ogromne wsparcie żony Karoliny i dziewczynek. Bardzo was kocham i dziękuję wam, że byłyście ze mną w tych trudnych chwilach - mówił wzruszony Szymon Woźniak. Wielkie słowa wspaniałego sportowca, które pokazują, że życie żużlowca nie kończy się na torze, a oparcie w najbliższych jest niesłychanie ważne dla psychiki ludzi uprawiających tak ekstremalny sport, jakim jest żużel.
LICZBA 18. Tyle punktów w ostatnich czterech wyścigach meczu zdobyli żużlowcy Moje Bermudy Stali Gorzów. Przegrywali 28:38, by ostatecznie wygrać cztery ostatnie biegi 18:6, a cały mecz 46:44.
Zobacz także: Sparta zakpiła z telewizji i kibiców
Zobacz także: Taktyczny majstersztyk trenera Chomskiego