Maciej Janowski w wielkim stylu wygrał finał mistrzostw Polski w Lesznie. Ne było na niego mocnych. Nawet jeśli przegrał start, to na trasie z łatwością rozpędzał motocykl i uciekał rywalom. Pięć biegów rundy zasadniczej wygrał jedną ręką. W finałowym czuł na plecach oddech mistrza świata Bartosza Zmarzlika, który w charakterystyczny dla siebie sposób wyginał ciało, próbując nabrać większej prędkości, ale Janowski utrzymał prowadzenie.
Nie brak głosów, że Janowski złapał formę i jest tak szybki, bo ma opony Anlasa. Pamiętamy dwie pierwsze tegoroczne rundy Grand Prix, gdzie zawodnicy korzystający z innego ogumienia przekonywali, że Anlas nie spełnia norm, że jest zbyt miękki, przez co daje przewagę, bo im bardziej miękka opona, tym większa przyczepność, a co za tym idzie prędkość. Faktem jest, że Janowski pierwszy wystrzałowy występ w tym roku zanotował w ligowym meczu Betard Sparty Wrocław w Zielonej Górze, gdzie korzystał z Anlasa. Potem poszło.
Kilka lat temu poszedłby w długą, teraz liczy się praca
Sam zainteresowany gdzie indziej widzi przyczynę swojej dobrej jazdy. W rozmowie z Tomaszem Dryłą dla redbull.com podkreśla, że zbił wagę, że obecnie waży 60 kilogramów. - Dużo czytam o odżywianiu, motoryce, strategii treningu itp. Wiem, że przed ostrym wyciskiem muszę zjeść to, a kiedy mam wolne popołudnie - coś innego - mówi Janowski, dodając, że całkowicie zmienił swoje podejście, że ma jasny cel i to się liczy. Przyznaje, że kilka lat temu po takim sukcesie, jak wygrana runda Grand Prix, pewnie by zabalował, ale teraz nie wchodzi to w grę. Mówi, że ma w sobie pokorę, że liczy się praca.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Stal nie zachowuje się w porządku rozmawiając z Jackiem Holderem o kontrakcie
Oczywiście ten Anlas będzie się za nim ciągnął, ale uczciwie trzeba przyznać, że Janowski nie jest jedynym żużlowcem, który korzysta z tureckich opon (mają one zresztą homologację). Są tacy, którzy je zakładają, a nie robią żadnego wyniku. Choćby Mikkel Michelsen. Dlatego w przypadku Janowskiego ta opona jest jedynie dobrym dodatkiem do większej całości układanki. - Kiedyś to był Maciek, teraz to jest pan Maciej. Bardzo poważny się zrobił - mówi nam jeden z ligowych trenerów.
Jest na diecie, kiełbasy ojca nie rusza
Rafał Dobrucki, szkoleniowiec kadry juniorów, o Janowskim mówi tak: - W poprzednich sezonach było tak, że początek miał dobry, a potem było gorzej. On sam mówił, że czuje się zmęczony. W tym roku sezon mamy zbity, skumulowany i może to jeden z powodów tego, że on wygląda dobrze. Poza wszystkim Maciej jest inny, bardziej skoncentrowany i zdeterminowany. To widać w jego jeździe. To mu pomaga na trasie, bo starty zawsze miał dobre, a teraz ma wybitne - podsumowuje Dobrucki.
À propos diety Janowskiego ciekawostką jest to, że jego tata jest producentem wędlin. W środowisku chwalą jego wędzoną kiełbasę. Maciej ich jednak nie je, bo jest wegetarianinem. Na dietę przeszedł pod koniec sezonu 2017. Odstawienie mięsa zbiegło się z obniżką formy. Janowski w rozmowie z "Faktem" tłumaczył jednak, że to nie brak mięsa był wtedy problemem, lecz błędy w doborze innych produktów. Wtedy dopiero zaczynał się uczyć co, jak i kiedy jeść. Zdaniem Dobruckiego obecnie Janowski może być uznawany w tej kwestii za specjalistę.
Trenera kadry omija szerokim łukiem
Skazą na sportowym życiorysie Janowskiego jest wszystko to, co dzieje się ostatnio wokół jego przynależności do kadry. Jesienią 2019 nie został wpisany do składu reprezentacji, bo nie przyjechał na mecz kończący sezon. Zamiast tego wysłał L-4, przestał też odbierać telefon od trenera kadry Marka Cieślaka i ludzi ze związku. Cieślak po wygranej Janowskiego w GP we Wrocławiu mówił, że uchyla mu drzwi do powrotu do reprezentacji. Zawodnik nie wyraził jednak zainteresowania, a nie tak dawno omijał Cieślaka szerokim łukiem w parku maszyn Eltrox Włókniarza, gdy Cieślak był jeszcze opiekunem częstochowskiej drużyny, a Janowski przyjechał tam na mecz ligowy ze Spartą.
Janowski może w tym roku zostać mistrzem świata, ale w reprezentacji go nie zobaczymy. Jednak zdaniem niektórych absencja w kadrze będzie częścią rachunku za ewentualną wygraną w Grand Prix. Można bowiem usłyszeć opinię, że to właśnie reprezentacyjny koszmar jest czymś, co nakręca żużlowca Sparty do dobrej jazdy, daje mu motywację. Być może tak faktycznie jest.
Mechanik Hancocka wartością dodaną
A może na sukces Janowskiego wpływ ma to, że w jego teamie, już na stałe, pojawił się Rafał Haj. Przez wiele lat współpracował on z Gregiem Hancockiem, który przecież zdobył cztery tytuły mistrza świata. Śmiało można powiedzieć, że takiej osoby w ekipie Janowskiego wcześniej brakowało. Dobre silniki do Ryszarda Kowalskiego miał Janowski także w poprzednich latach, ale osoba umiejąca doradzić w kwestii regulacji sprzętu to jest taka wartość dodana.
Mistrz Polski i lider klasyfikacji przejściowej Grand Prix jest złotym dzieckiem Sparty. Najbardziej radykalni kibice tego klubu lubią mu wypominać dwa lata spędzone w Unii Tarnów (trafił tam przed sezonem 2012 za pół miliona - drugie miejsce na liście transferowych rekordów), co nie zmienia faktu, że w klubie mówią o Janowskim w samych superlatywach.
Podkreśla się to, że jest bardzo koleżeński, zżyty z drużyną, że potrafi ją scalić. Rok temu, kiedy leczył kontuzję, pomagał Sparcie jak mógł podstawiając innym zawodnikom swoje motocykle, ewentualnie pożyczając silniki. Wtedy drużyna wyszła na prostą. W trudnych momentach Janowski bardziej przydaje się jednak na torze. To dzięki niemu Sparta wygrała arcyważny mecz w Zielonej Górze. W ostatnim starciu z Moje Bermudy Stalą Gorzów (44:46) Janowski nie wygrał co prawda decydującego biegu, ale dzięki jego wcześniejszym trójkom drużyna była w grze do końca.
Czytaj także:
Oni reżim sanitarny mieli w nosie. Będą kary?
Szymański o powrocie Janowskiego do kadry