Żużel. Kiedyś musiał uczyć się życia bez obu dłoni. Teraz Hans Nielsen przyjeżdża za niego podziękować Stali Gorzów

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Anders Thomsen
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Na zdjęciu: Anders Thomsen

- Gdy masz złamaną jedną rękę, to jeszcze możesz jakoś funkcjonować. Bez dwóch jest już mocno nieciekawie - tak o swojej największej żużlowej traumie mówił Anders Thomsen. Duńczyk w 2016 roku złamał oba nadgarstki i uczył się nowego życia.

To był finał żużlowych Indywidualnych Mistrzostw Europy w Rybniku. Anders Thomsen ścigał się dla pierwszoligowego Zdunek Wybrzeża Gdańsk i już wtedy był uważany za zawodnika, który w niedalekiej przyszłości może odegrać ważną rolę w światowym żużlu. Wydawało się, że do PGE Ekstraligi trafi bardzo szybko, ale nagle stało się coś, co zmieniło jego życie o 180 stopni.

Duńczyk na rybnickim torze złamał oba nadgarstki. W rozmowie ze "Speedway Starem" wspominał, że tego dnia nieszczęście wisiało w powietrzu. - Byliśmy pewni, że zawody zostaną odwołane. Padało. Warunki były ciężkie. Później ktoś powiedział, że za pół godziny ruszamy - tłumaczył obecny zawodnik Moje Bermudy Stali, który na drugim łuku drugiego okrążenia popełnił błąd. Zahaczył o tylne koło Vaclava Milika i upadł na ręce. Złamał obie. Potrzebował operacji, ale nie chciał się jej poddać w Polsce. Wrócił do Danii i tam przeszedł czterogodzinny zabieg.

Dwa razy myśli, zanim odkręci gaz bez opamiętania

- Gdy masz złamaną jedną rękę, to jeszcze możesz jakoś funkcjonować. Bez dwóch jest już mocno nieciekawie - opowiadał o życiu po wypadku i dodawał, że na szczęście mógł liczyć na wsparcie rodziny i bliskich. Minęło sporo czasu, zanim znowu stał się samodzielny. Kontuzja mocno zatrzymała jego karierę, bo Duńczyk już wtedy był na celowniku ekstraligowej Stali Gorzów, której barwy dziś reprezentuje.

ZOBACZ WIDEO Żużel. Stal nie zachowuje się w porządku rozmawiając z Jackiem Holderem o kontrakcie

Wypadek sprawił, że gorzowianie postanowili się wstrzymać. Wyznawali zasadę, że prawdziwego zawodnika poznaje się po tym, czy potrafi trzymać gaz po poważnym urazie. A Thomsen potrafił. Był jednym z najbardziej widowiskowo jeżdżących żużlowców na torach pierwszej ligi. Nie wyglądał na faceta, który przeszedł traumę. - Wiedziałem o fatalnym wypadku Andersa i tamtych przeżyciach, ale jakoś nigdy do tego nie wracaliśmy. Temat pojawił się w sumie tylko raz, kiedy potrzebował pomocy lekarza. Chciał wykonać zabieg, żeby sobie coś "poprawić". Rozmawialiśmy wtedy, żeby zrobić to w Poznaniu - wspomina prezes Moje Bermudy Stali Gorzów, Marek Grzyb.

Thomsen trafił do PGE Ekstraligi przed sezonem 2019, ale prawdziwą furorę robi w tym roku. Duńczyk jest obok Bartosza Zmarzlika jednym z liderów Stali Gorzów i symbolem jej odrodzenia. Drużyna Stanisława Chomskiego po fatalnym początku rozgrywek wygrała osiem meczów z rzędu i awansowała do fazy play-off. 26-latek grał w nich pierwsze skrzypce. Szybko stał się jednym z ulubieńców kibiców. Głównie ze względu na widowiskową jazdę, brak kalkulacji i odważne akcje na dystansie. Można by odnieść wrażenie, że fatalny upadek nie zmienił Duńczyka. To jednak nieprawda.

Thomsen już jakiś czas temu mówił, że rybnicki koszmar nauczył go odpowiedzialności. Przyznał, że kiedyś odkręcał gaz i nie zastanawiał się, co będzie później. Teraz myśli. Dwa albo nawet trzy razy, zanim przeprowadzi ryzykowny atak na torze.

Nagroda za walkę. Mistrz świata przyjedzie podziękować Stali

Moje Bermudy Stal postanowiła nagrodzić Andersa Thomsena i przyznać mu "dziką kartę" na dwie gorzowskie rundy Grand Prix, które odbędą się w najbliższy piątek i sobotę. To sytuacja nietypowa, bo rzadko zdarza się, że polski organizator wnioskuje o to, żeby w takich zawodach jechał obcokrajowiec. - To nagroda dla Andersa za to, co dla nas w tym roku zrobił. Nikt nie zasłużył na to bardziej. Zapewniam, że nie zrobiliśmy tego, żeby przekonać go do podpisania nowego kontraktu z naszym klubem. To nigdy nie było kartą przetargową - wyjaśnia Marek Grzyb.

Gest gorzowian wprawił w zachwyt Duńczyków. Do tego stopnia, że czterokrotny mistrz świata i trener duńskiej kadry Hans Nielsen osobiście pofatyguje się w piątek do Gorzowa, żeby zjeść z działaczami Moje Bermudy Stali kolację. - Są nam wdzięczni. Dostaliśmy zaproszenie. Poza Hansem będą tam między innymi menedżerka, sponsorzy Andersa i wiele ważnych osób w duńskim żużlu. Będzie też jego tata. Na pewno obejrzą z nami Grand Prix - wyjaśnia prezes Grzyb, który przed startem sezonu 2020 nazwał Thomsena dużym dzieckiem. Duńczyk to jego ulubieniec. Grzyb uwielbia spędzać czas w jego towarzystwie.

- U niego słońce świeci 24 godziny na dobę. Jego całe życie wygląda jak dobra zabawa. To takie duże dziecko, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Nawet życzenia na święta złożył mi w ten sposób, że od razu się roześmiałem. Poza tym każdą naszą rozmowę zaczyna pytaniem: "jak się masz prezio?" Jego optymizm jest zaraźliwy. To on robi u nas świetną atmosferę w zespole - przyznał kiedyś szef Stali, który gorąco wierzy, że Thomsen w piątek i sobotę znowu zadziwi żużlowy świat.

Zobacz także:
Betard Sparta buduje dream-team

Źródło artykułu: