- W tym meczu wyszło zmęczenie, bo dzień wcześniej jeździliśmy w Daugavpils, ale przede wszystkim nie mam kiedy zająć się sprzętem, bo kalendarz ostatnio miałem napięty - wyjaśnił Norbert Kościuch w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl. - Mam mecz za meczem, a już czuję, że muszę z silnikami jechać do majstra i zrobić mały remoncik, bo nie ma już momentu startowego, chociaż na trasie wciąż jestem szybki. Żałuję mojego pierwszego biegu, bo nie zdążyłem gazu nakręcić, a sędzia szybko puścił taśmę. Nermark mnie założył, a potem już trudno było wyprzedzić, bo to był pierwszy bieg i chodził tylko krawężnik - dodał.
Kościuch przyznał, że mecz z Lazurem nie był łatwy, a goście jeździli bardzo ostro. - Cieszę się, że cało objechałem te zawody, bo jeźdźców bez głowy w niedzielę nie brakowało. Mogę pogratulować np. Robertowi Miśkowiakowi. To co on robi, to się nie mieści w głowie - trzy razy polował na naszych zawodników. Ja też jeżdżę ostro, ale dbam o zdrowie kolegów - mogłem pojechać w jednym z biegów z Kingiem, ale tego nie zrobiłem, zostawiłem mu miejsce pod płotem, bo był szybszy i wygrał - przypomniał. - Nie można jechać na siłę, na połamanie kości, żeby przywieźć jeden punkt więcej. Tym bardziej, że każdy z nas widział, co się zdarzyło w sobotę na finale IMP. Ja o taki zawodnikach mówię, że jadą na torze, ale głowę mają w parkingu.
Mimo że w niedzielę nie udało się wywalczyć punktu bonusowego (być może będzie on dopisany do dorobku PSŻ-u, jeżeli GKSŻ pozytywnie rozpatrzy protest poznaniaków - pisaliśmy o tym tutaj), Skorpiony mają już zapewniony udział w play off I ligi. - I to jest dla nas najważniejsze. Po słabym początku udało nam się podnieść i jesteśmy w szóstce, utrzymaliśmy się w lidze - cieszy się Norbi. - Co będzie dalej, będzie zależało od tego, na jaką drużynę trafimy. Jeżeli będzie to Unia Tarnów, to oczywiście będzie bardzo trudno, z każdym innym zespołem możemy powalczyć - zapewnił.