Żużel. Groziła mu amputacja nogi. Zdobył swój Mount Everest i wrócił na tor żużlowy. Heroizm Grzegorza Zengoty

WP SportoweFakty / Sonia Kaps / Na zdjęciu: Grzegorz Zengota
WP SportoweFakty / Sonia Kaps / Na zdjęciu: Grzegorz Zengota

- Powrót do zdrowia i na tor to mój życiowy Mount Everest. Na swój sposób zdobyłem najwyższy szczyt świata i wierzę, że teraz będzie już tylko z górki – mówi Grzegorz Zengota, któremu groziła amputacja nogi. Po 707 dniach przerwy znów uprawia żużel.

Przed kontuzją Grzegorz Zengota zaliczał się do grona czołowych polskich żużlowców. Ścigał się w PGE Ekstralidze. Był reprezentantem Polski, rywalizował na arenie międzynarodowej. W ostatnich zawodach przed urazem w październiku 2018 roku wygrał silnie obsadzony turniej Speedway Diamond Cup, gdzie za plecami pozostawił m.in. czterokrotnego mistrza świata, Grega Hancocka. Był autorem jednego z najbardziej spektakularnych transferów w PGE Ekstralidze przed sezonem 2019, kiedy to przeszedł do beniaminka, Motoru Lublin. Nigdy jednak w tym klubie nie wystartował.

Koszmar Grzegorza Zengoty rozpoczął się 1 marca 2019 roku podczas treningu motocrossowego w Hiszpanii. Jazdy na motocyklach crossowych są elementem przygotowań do sezonu żużlowego i nie ma w tym nic dziwnego. Kontuzje zdarzają się zarówno w żużlu, jak i w motocrossie. Po upadku na crossie zakończyła się przecież kariera Tomasza Golloba, który od ponadt trzech lat walczy o powrót do sprawności i porusza się na wózku inwalidzkim.

Gehenna po wypadku w Hiszpanii i groźba amputacji nogi

Uraz Zengoty od początku wydawał się groźny, ale nikt nie sądził, że konsekwencje złamania prawej nogi będą aż tak drastyczne. - Doznałem skomplikowanego złamania kostki. Nie chciałbym już się wdawać w szczegóły, ale kontuzja była naprawdę poważna. Pierwszy zabieg przeszedłem od razu w Hiszpanii. Po czasie okazało się, że lekarze mogli podczas tamtej operacji zrobić więcej i nie byłoby może aż tak drastycznych komplikacji - wspomina żużlowiec, który po powrocie do kraju przeszedł prawdziwą gehennę.

ZOBACZ WIDEO Żużel. W Motorze Lublin dojdzie do przemeblowania składu. Są dwie niewiadome

Okazało się bowiem, że konieczne były następne zabiegi kontuzjowanej nogi, w którą na dodatek wdała się martwica. Jego koledzy z toru, gdy widzieli zdjęcia pokiereszowanej kostki, łapali się za głowę. Kiedy w mediach społecznościowych - po 15 miesiącach od wypadku - i odstawieniu kul ortopedycznych, Zengota opublikował drastyczne zdjęcie swojej nogi, oczy bolały od patrzenia na kontuzjowaną kostkę żużlowca.

Grzegorzowi Zengocie groziła amputacja nogi. O powrocie do żużla w ogóle nikt nawet nie śmiał mówić. Nie było wiadomo, czy sportowiec wróci do zdrowia, a nie zostanie inwalidą. Na cud zakrawa zatem fakt, że kontuzjowany żużlowiec wrócił nie tylko do pełnej sprawności, ale i na tor. - Od ostatnich zawodów, które odjechałem w Rzeszowie minęły prawie dwa lata - wspomina nasz rozmówca.

Dokładnie 14 października 2018 roku odbył się Speedway Diamond Cup - ostatnie oficjalne zawody Grzegorza Zengoty, który w niedzielę, 20 września 2020, po prawie dwóch latach i dokładnie 707 dniach przerwy ponownie wystartował w meczu ligowym. Został bowiem wypożyczony z ekstraligowego Motoru Lublin do walczącej o utrzymanie w eWinner 1. lidze Abramczyk Polonii Bydgoszcz, która mierzyła się z Unią Tarnów. Wcześniej odbył kilka treningów, na których prezentował się bardzo dobrze.

Wymarzony scenariusz i runda honorowa po wygranym wyścigu

Powrót do ścigania był nadzwyczaj okazały. Jego nowy klub zwyciężył 49:41, a Zengota wygrał od razu pierwszy wyścig po prawie dwuletniej przerwie. - Długo czekałem na ten moment. Nie liczyłem, że to pójdzie tak fajnie, że od razu w pierwszym wyścigu zwyciężę. Radość po prostu rozpierała mnie od środka. Emocje były nie do opisania. Okrążenie, które odjechałem po tym zwycięskim biegu przed wiwatującymi kibicami, to było coś, co sobie układałem w głowie. Marzyłem o takim scenariuszu - mówił nam łamiącym się głosem ze wzruszenia dzień po powrocie do zawodowego ścigania 32-letni żużlowiec.

Pewnie tylko sam Grzegorz Zengota wie, ile wycierpiał i co musiał przejść, by wrócić do zdrowia, nie mówiąc już o powrocie do profesjonalnego uprawiania sportu żużlowego. - Niewielu wierzyło w to, że będę ponownie jeździł na motocyklu. Była garstka ludzi, która miała nadzieję, wspierała mnie i pomagała mi, by ten moment nadszedł. Nie sposób ich wszystkich wymienić z imienia i nazwiska, bo przez te 1,5 roku zebrało się trochę osób. One wszystkie wiedzą, o kim myślę. Pomagały mi, wierzyły razem ze mną i wspierały mnie w tej walce o powrót do sprawności - podkreśla Zengota.

Powrót do uprawiania tak wymagającego sportu, jakim jest żużel był na końcu drogi, którą musiał przebyć kontuzjowany zawodnik. Sam przyznaje, że nie nakładał na siebie presji powrotu na tor żużlowy. Walczył o to, by być zdrowym i pełnosprawnym człowiekiem. - Szczerze mówiąc, nie zastanawiałem się nawet w tej codziennej walce i rehabilitacji czy wrócę czy nie. Sam nie wiedziałem, czy jest to w ogóle możliwe. Zdawałem sobie sprawę, że dopóki nie wsiądę na motocykl, to nie odpowiem sobie na to pytanie - przyznaje sportowiec.

Po treningu na torze uwierzył w powrót do żużla

Momentem przełomowym w tej walce był pierwszy trening na torze żużlowym. - Jak już wyjechałem pierwszy raz na trening, obudziła się we mnie nadzieja. Wiedziałem, że muszę sprawdzić się w różnych warunkach. Każdy kolejny trening napawał mnie optymizmem i dodawał skrzydeł. Pojawiła się wiara, że to faktycznie się uda - dodaje z entuzjazmem w głosie Zengota.

- Teraz już wiem, że mogę ponowie jeździć na żużlu. Na wiele pytań sobie odpowiedziałem. Swoją przyszłość wiąże dalej z tym sportem. Chcę wrócić do formy, jaką prezentowałem przed kontuzją. To jest teraz mój cel nadrzędny. Staram się odbyć jak najwięcej treningów. Wiem, że straty zeszłego sezonu i większej części tego nie odrobi się z dnia na dzień. Muszę odjechać swoje kółka na torze. Czerpię, ile się da z tej końcówki sezonu. Szkoda, że niebawem się on zakończy. Cieszę się, że mogłem wyjechać na tor, bo inaczej patrzę na swoją przyszłość w kontekście kolejnego sezonu - deklaruje żużlowiec.

Radość z powrotu do tego, co kocha Grzegorz Zengota słyszy się w każdym wypowiadanym przez niego zdaniu. Wzruszenie miesza się ze szczęściem, bo jak sam napisał w swoich mediach społecznościowych "niemożliwe nie istnieje". - Cieszę się każdym odjechanym okrążeniem, bez względu na to, czy to jest trening czy zawody. Chcę odbudować swoją formę sportową. O tym, gdzie wystąpię, w jakim klubie pojadę na razie się nie zastanawiam. Na ten moment jestem w Bydgoszczy i mamy za cel utrzymać się w lidze. Skupiam się wyłącznie na tym - podkreśla Zengota.

Elokwentny ekspert telewizyjny opowiadał o żużlowej kuchni

Już jako czynny żużlowiec zielonogórzanin sporadycznie pojawiał się jako ekspert czy komentator telewizyjny. Okres rehabilitacji Grzegorz Zengota wykorzystał także na częstsze sprawdzenie się w innej roli, w czym wypada bardzo dobrze. Jest elokwentny, a jego fachowe komentarze często pozwalają inaczej spojrzeć kibicom na sport żużlowy. - Starałem się jak mogłem przekazać niektóre emocje i trochę tej żużlowej kuchni. Na pewno w jakimś sensie to mi pomogło. Nie straciłem kontaktu ze środowiskiem. Mogłem cały czas żużel na swój sposób przeżywać i brać udział w tym całym spektaklu - nie kryje żużlowiec.

Rola telewizyjnego eksperta była dla niego odskocznią od żmudnej rehabilitacji. - Mój tydzień wyglądał tak, że rehabilitację przeplatałem z regeneracją i kolejnymi zabiegami. Kiedy nadchodził weekend i zbliżał się wyjazd na zawody bardzo się cieszyłem, bo dawało mi to moment oddechu od tej żmudnej pracy, którą wykonywałem z rehabilitantami i fizjoterapeutami - wspomina zawodnik, który przeszedł piekło, by wrócić do uprawiania ukochanej dyscypliny sportu.

Grzegorz Zengota to niezwykle lubiany przez kibiców żużlowiec. Zaskarbił sobie sympatię nie tylko w klubach, których barwy reprezentował. Jest rozpoznawalny w całej Polsce, a szczery uśmiech od ucha do ucha to jego wizytówka. Pewnie przez ostatnie prawie dwa lata był to momentami śmiech przez łzy, ale wiara, ciężka praca i świadomość, że czekają na niego koledzy z toru, pomogła mu przetrwać najtrudniejsze chwile. - Swój Mont Everest już zdobyłem. Mam nadzieję, że teraz będzie już z górki. Chciałbym wrócić do formy, jaką prezentowałem przed kontuzją i cieszyć się nie tylko ze zwycięstw w pojedynczych wyścigach, ale turniejach z udziałem najlepszych na świecie. Niemożliwe przecież nie istnieje - kończy żużlowiec.

Zobacz także: Dominik Kubera Młodzieżowym Mistrzem Polski 
Zobacz także: Maksym Drabik docenił wsparcie kibiców. Wymowny wpis żużlowca

Źródło artykułu: