Toruńska Motoarena do czasu piątkowej rundy SGP była zaczarowana dla reprezentantów Australii. Chociaż w wielkich finałach występowały takie tuzy jak Jason Crump, Chris Holder, Jason Doyle czy Darcy Ward. Żadnemu z nich nie udało się wygrać rundy indywidualnych mistrzostwa świata. Ta sztuka udała się dopiero najmniej utytułowanemu z nich Maxowi Fricke'owi.
Rywalami młodego Australijczyka w finałowej potyczce byli najlepsi żużlowcy tegorocznego cyklu SGP - Bartosz Zmarzlik, Tai Woffinden i Maciej Janowski. Stąd też trudno było oczekiwać, że w decydującym starciu to Fricke sięgnie po zwycięstwo. Tak się jednak stało.
Zawodnik z Antypodów na bieg finałowy wybrał czerwony kask, który gwarantowało mu pierwsze pole startowe. Trzeba przyznać, że doskonale wykorzystał teoretycznie najkrótszy dystans do pierwszego łuku, ponieważ wyszedł ze startu idealnie. Dodatkowo startujący u jego boku Maciej Janowski lekko zaspał na starcie, więc młody Australijczyk na pierwszym wirażu mógł zrobić dosłownie wszystko.
Za plecami Maxa Fricke toczyła się zażarta walka. Zawodnikami, którzy najmocniej napierali na zwycięzcę piątkowej rundy SGP byli jego koledzy z Betardu Sparty Wrocław - Tai Woffinden i Maciej Janowski. Jednakże pomimo tych żaden z nich nie stworzył tak naprawdę realnego zagrożenia. W ten sposób Fricke pognał do mety i jako siódmy Australijczyk wygrał zawody z cyklu mistrzostw świata.
Zobacz historyczny bieg finałowy dla Maxa Fricke'a:
A moment @Max_Fricke will NEVER forget!
— Speedway GP (@SpeedwayGP) October 2, 2020
Here's how he clinched his first #SpeedwayGP victory at the FST Grupa Brokerska #TorunSGP pic.twitter.com/peMGEbOxct
Zobacz także: Komarnicki wskazał najlepszego zawodnika PGE Ekstraligi
Zobacz także: Przedpełski nie wróci do Torunia
ZOBACZ WIDEO Zmarzlik radził się Golloba w trakcie zawodów Grand Prix. "W telewizji lepiej widać, które pole startowe pomaga"