Koronawirus sprawił, że sezon żużlowy 2020 zamknie się w pięciu miesiącach. I dotyczy to tych zawodników, którzy jeżdżą w PGE Ekstralidze, która ruszyła jako pierwsza na świecie w czerwcu, a zakończy rozgrywki w październiku. Inni nie mieli takiego szczęścia.
Dość powiedzieć, że w Wielkiej Brytanii ligę w sezonie 2020 zawieszono całkowicie. W Szwecji udało się rozpocząć rywalizację w połowie sierpnia i lada moment dobiegnie ona końca. Kluby zatem mogą powoli myśleć o sezonie 2021. Powoli jasne jest, że on również będzie się odbywać z koronawirusem w tle.
Problemy Brytyjczyków. Kluby zaczną upadać?
Wielka Brytania w tym roku nie doczekała się sezonu ligowego. Kluby nie chciały słyszeć o organizowaniu imprez przy zamkniętych trybunach, bo dokładałyby do biznesu. Premiership nie jest tak dobrze opakowana jak chociażby PGE Ekstraliga, nie można zobaczyć każdego spotkania w telewizji. Każdy ośrodek organizuje ponad 30 imprez rocznie i czerpie zyski głównie z fanów.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Prezes GKM Grudziądz był zarażony koronawirusem. Marcin Murawski zabrał głos!
Kibicom na Wyspach miał wystarczyć finał Indywidualnych Mistrzostw Wielkiej Brytanii, ale ten ostatecznie też odbył się za zamkniętymi drzwiami. Fanom udostępniono jedynie możliwość wykupienia transmisji PPV. Jak wielu się na nią zdecydowało? Nie wiadomo.
Jasne jest jednak to, że koronawirus zaczyna odciskać piętno na imprezach organizowanych na stadionach na Wyspach. Obiekty żużlowe w tym kraju często są też areną wyścigów psów. Ostatni tydzień przyniósł decyzję Clarke'a Osborne'a, który po 23 latach zrezygnował z organizowania takich zawodów na Wimborne Road w Poole. Z tego obiektu na co dzień korzystają żużlowcy Poole Pirates.
- Początkowe zawieszenie wyścigów i restrykcje rządowe sprawiły, że rynek wyścigów chartów został mocno dotknięty. Zwłaszcza nasz w Poole, gdzie nie byliśmy w stanie tak organizować imprez za zamkniętymi drzwiami, aby były one opłacalne - powiedział "Daily Echo" Clarke Osborne.
Rezygnacja z wyścigów psów to kiepska wiadomość dla fanów żużla. Właściciel stadionu w Poole zacznie bowiem zarabiać mniejsze pieniądze. Może się zatem okazać, że lepszym rozwiązaniem dla niego będzie sprzedaż terenu chociażby deweloperowi.
- Jesteśmy na tym stadionie od 70 lat. Klub nie ma zamiaru odpuszczać ani rezygnować. Chcemy kontynuować to dziedzictwo. Lord i Lady Wimborne przed laty pozostawili tę arenę mieszkańcom. Chcieli, aby w tym miejscu funkcjonował przez kolejne lata obiekt sportowy. Żużel w Poole jest największym sportem. Koronawirus i obecna sytuacja nie są naszą winą. Nie ponosimy odpowiedzialności za to, że nie da się teraz normalnie prowadzić biznesu - stwierdził Matt Ford, promotor klubu z Poole.
Czy Brytyjczycy ruszą w ogóle z ligą?
W ostatnich dniach w Wielkiej Brytanii notuje się po 6-7 tys. przypadków koronawirusa dziennie. Z tego powodu rząd wprowadził z powrotem szereg nowych restrykcji. Puby mogą być czynne do godz. 22, obsługiwani mogą być jedynie klienci siedzący przy stolikach, a liczba osób na weselach i pogrzebach została mocno ograniczona (odpowiednio do 15 i 30 osób).
W takich okolicznościach nie ma mowy o imprezach sportowych z kibicami na trybunach. Nie powiódł się plan, by ostatni finał indywidualnych mistrzostw kraju był swego rodzaju testem. Planowano na niego wpuścić ok. 2,2 tys fanów i tak ich rozlokować, aby nie mieli ze sobą styczności. W ten sposób władze żużla chciały zapewnić ministerstwo zdrowia, że zawody mogą się odbywać z ograniczoną publiką na trybunach.
Obecnie nikt na Wyspach głośno tego nie mówi, ale sezon żużlowy 2021 również może nie dojść do skutku, jeśli rząd nie zezwoli na wpuszczenie kibiców. - Trudno powiedzieć, co będzie, jeśli nasz rząd nadal nie będzie zgadzał się na organizowanie imprez z fanami - stwierdził Ford.
- Potrzebujemy tego, aby kurz opadł. Niech rząd przeanalizuje sprawę i pomyśli, co można z tym zrobić - dodał właściciel Poole Pirates.
Czekać nie mogą za to żużlowcy. Zawodnicy z Wysp zarabiają na tyle mało, że większość z nich nie miała wyboru. Latem Craig Cook nawet nie zamierzał czekać na oficjalną decyzję co do rozpoczęcia sezonu w Wielkiej Brytanii. Po prostu ogłosił, że musi w jakiś sposób zarabiać na życie i najwcześniej na tor wyjedzie w 2021 roku. Charles Wright nawet nie zgłosił się do finału mistrzostw kraju, by bronić tytułu, bo również pochłonięty jest normalną pracą.
Koronawirus może zatem sprawić, że część żużlowców na Wyspach odejdzie od żużla i już do niego nie wróci. To spory problem dla dyscypliny, która od dawna boryka się ze zbyt małą liczbą zawodników.
Polska i Szwecja w lepszej sytuacji
W nieco lepszym położeniu znajdują się Polska i Szwecja. Wprawdzie w naszym kraju ostatnio notuje się rekordowe wzrosty zachorowań na COVID-19, ale nie powinno to już przeszkodzić w dokończeniu sezonu PGE Ekstraligi.
Kilka tygodni temu, gdy Rybnik znajdował się w czerwonej strefie, w mieście bez przeszkód odbyło się jedno ze spotkań. Tyle że bez publiczności. Początek rozgrywek, gdy w czerwcu trzeba było rozgrywać zawody przy pustych trybunach, pokazał, że Polacy potrafią zorganizować żużel nawet w dobie COVID-19. Za mniejsze pieniądze, ale jednak.
PGE Ekstraliga ma mocnych partnerów w postaci sponsora tytularnego i nadawców telewizyjnych, co daje gwarancję tego, że sezon 2021 dojdzie do skutku, nawet jeśli na wiosnę sytuacja epidemiczna wyglądałaby nieciekawie.
Podobnie jest w Szwecji. Tam zawody żużlowe odbywają się bez publiki, ale transmisje z meczów odbywają się online. W kraju dziennie przybywa po 500-600 chorych na COVID-19. Pandemia ma też swoje plusy. Mniejsze zarobki wpłynęły na to, że część gwiazd zrezygnowała z jazdy w Szwecji. W to miejsce pojawili się nowi, młodzi zawodnicy. Dostają oni szansę wypłynięcia na szeroką wodę, jakiej w normalnych warunkach by nie otrzymali.
Czytaj także:
Zobacz upadek Bartosza Zmarzlika z piątkowego GP
Zmarzlik wyciągnął z piątkowego GP tyle, ile się tylko dało