Żużel. Marek Grzyb: Jestem naprawdę wkurzony. To był finał z kagańcem i cenzurą [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb
WP SportoweFakty / Dawid Lis / Na zdjęciu: Marek Grzyb

- Z drużyny jestem dumny, bo wygrała, mimo że ktoś rzucał jej kłody pod nogi. Nie mogę jednak zrozumieć, dlaczego finał PGE Ekstraligi odbył się w takich okolicznościach. Zabrano nam atut toru. Jechaliśmy na wyjeździe - mówi prezes Stali Marek Grzyb.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Jakie są pana odczucia po pierwszym finale PGE Ekstraligi?

Marek Grzyb, prezes Moje Bermudy Stali Gorzów: Na pewno się cieszę, choć oczywiście wygrana w tym meczu jest wielkim sukcesem naszych chłopaków. Z tego miejsca chciałbym im powiedzieć, że byli wielcy i że jestem dumny. Pokazali wielką determinację, mimo że ktoś kładł im kłody pod nogi. Nie mogę zrozumieć, dlaczego musimy rozstrzygać finał w takich okolicznościach, czyli z kagańcem i cenzurą. Jestem naprawdę wkurzony.

Co ma pan na myśli?

Dostaliśmy na najważniejszy mecz sezonu betonowy tor, a jeździliśmy wcześniej cały czas na przyczepniejszych. Doszło do kuriozalnej sytuacji. Wystarczy spojrzeć na czasy, które kręcili żużlowcy. Wiedzieliśmy, że Fogo Unia to trudny rywal, bo przegraliśmy z nimi pierwsze domowe spotkanie w rundzie zasadniczej. Wtedy też było twardo, ale nie aż tak jak w piątek. Drużyna wygrała determinacją. Niby byliśmy u siebie, a przez pierwszą połowę spotkania musieliśmy szukać ustawień, bo tor jest zupełnie inny od tego, który znaliśmy wcześniej.

ZOBACZ WIDEO Birkemose już w 2021 roku w PGE Ekstralidze? Chomski lubi stawiać na młodzież

Chce mi pan powiedzieć, że nie mieliście wpływu na przygotowanie toru?

Praktycznie żadnego. Proszę nie zapominać, że w piątek trener Stanisław Chomski był nieobecny na stadionie w związku z powtórzonym badaniem na koronawirusa. Zabrakło także trenera Piotra Palucha. Jechaliśmy na wyjeździe, na betonowym torze, a mimo to wygraliśmy. To pokazuje wielką klasę zawodników. Zaliczka nie jest jednak duża, bo juniorzy uczyli się wczoraj jeździć. Oni najbardziej odczuli ingerencję w tor. Reszta była w gazie, więc sobie poradziła, ale młodzieży wytrącono z rąk atut. Przez osiem ostatnich meczów mieli zupełnie inne warunki i nagle ktoś postanowił przewrócić im wszystko w głowie.

Eksperci mówili jednak, że tor został przygotowany znakomicie.

A ja do tych ekspertów mam właśnie żal. Zwłaszcza do Krzysztofa Cegielskiego. Uważam, że osiągnął swój cel. Swoimi słowami doprowadził do tego, że jemu podopiecznemu, który jechał w tym spotkaniu, było zdecydowanie łatwiej. Dobrze, że jego zawodnik nie jedzie kolejnego meczu w Zielonej Górze, bo zapewne i tam można by wpłynąć na przygotowanie nawierzchni. Nie podoba mi się takie medialne oddziaływanie na PGE Ekstraligę. Poza tym jestem bardzo ciekawy, co powie pan Cegielski właśnie po rywalizacji o brąz w Zielonej Górze. W poniedziałek warunki były świetne w porównaniu do tego, co zobaczyliśmy w piątek w meczu RM Solar Falubazu z Betard Spartą. Komentarza się jednak nie spodziewam, bo tam nie ma interesu. Cel został już osiągnięty.

Czy Stanisław Chomski i Piotr Paluch pojawią się w niedzielę w Lesznie?

To jest bardzo skomplikowana sytuacja. Po pierwszym dodatnim wyniku wszyscy zostali objęci reżimem sanepidowskim. Staramy się z całych sił, żeby wyciągnąć ich na niedzielny mecz. Na ten moment walka trwa. Jesteśmy osłabieni. Cała sytuacja z tymi testami jest dla mnie trudna do pojęcia. Nie wiem, co myśleć. Dzwoniłem i pytałem, jak to działa.

I czego się pan dowiedział?

Wiem, że badania dają czasami mylne wyniki, ale o szczegóły należałoby chyba zapytać ludzi z ministerstwa zdrowia. W tym całym zamieszaniu największy problem polega na tym, że jeden wynik dodatni uruchamia bardzo skomplikowaną procedurę. My z nią w piątek przegraliśmy, choć stawialiśmy na głowie.

A co powie pan o występie Krzysztofa Kasprzaka? Wrócił, ale chyba za bardzo nie pomógł drużynie.

Było widać, że jest wytrącany z rytmu. Jechał bardzo niepewnie. Starał się i chciał, ale nic z tego nie wyszło. Liczę, że odpali jeszcze w Lesznie, bo tamten obiekt jako wychowanek zna doskonale. Nie będę się jednak go czepiać. Wiedziałem, że długo pauzował i że może nie dać rady. Inni byli w gazie, a u niego było widać coś zupełnie odwrotnego.

Zobacz także:
Komarnicki: 46 punktów na takim betonie to sukces
Kolejne show Bartosza Zmarzlika!

Źródło artykułu: