We wtorek mieliśmy w Polsce kolejny rekord zakażeń. W kraju obowiązuje coraz więcej obostrzeń, a niektórzy twierdzą, że niebawem czeka nas pełny lockdown. - W odróżnieniu od niektórych zawodników dla mnie pandemia trwa i wcale nie zakończyła się po ostatnim wyścigu tegorocznej PGE Ekstraligi. Kolejny rok może być jeszcze trudniejszy, bo już teraz wszyscy liżą rany. Jeśli dojdzie do totalnego lockdownu, to będzie nam jeszcze trudniej - mówi nam prezes RM Solar Falubazu Wojciech Domagała.
A to wszystko rodzi pytanie, czy kluby będą w stanie wywiązać się z kontraktów, które podpiszą z zawodnikami po 1 listopada. Do startu kolejnego sezonu realia finansowe w niektórych ośrodkach mogą się zmienić. - O żadnej pozycji w naszym budżecie nie mogę powiedzieć, że jest w stu procentach stabilna i że na pewno do niego wpłynie - zwraca uwagę szef klubu z Zielonej Góry.
W podobnym tonie wypowiadają się inni działacze. - Jest tyle niewiadomych, że trudno powiedzieć, co będzie. Nie wiemy, ile biletów i karnetów będzie mógł sprzedać klub. Nie znamy również wysokości dotacji sponsorskich ani tej z miasta. Trudno powiedzieć, jaka będzie sytuacja finansowa naszych sponsorów na wiosnę. Na razie jest optymizm, bo część z nich deklaruje, że po awansie nieco podniesie swoje wsparcie - komentuje prezes eWinner Apatora Ilona Termińska.
ZOBACZ WIDEO Prezes PZM tłumaczy, skąd wziął się przepis o zawodniku U24 i dokąd ma zaprowadzić polski żużel
Działacze mówią nam, że planowanie budżetów w czasach pandemii to trudne zadanie, a największe wyzwanie dotyczy oszacowania wpływów z kibiców. W tym przypadku kalkulacje prezesów są różne. - Przy planowaniu budżetu uwzględniliśmy nawet najbardziej pesymistyczne scenariusze, bo chcemy być na nie gotowi - tłumaczy prezes Falubazu. - Ten najbardziej krytyczny zakłada, że kibiców nie będzie w ogóle. Chcemy być również gotowi na taką ewentualność i nie ukrywam, że dobieramy zawodników, którzy będą u nas startować też pod taki scenariusz - dodaje Wojciech Domagała.
W Toruniu i Gorzowie kalkulacje dotyczące liczby widzów też są ostrożne. - Założyliśmy, że na trybunach od początku będzie 50 proc. widzów. To nie oznacza jednak, że Motoarenę uda się w tym stopniu zapełnić, bo w tym roku było tak tylko na jednym derbowym meczu. W pozostałych nawet się do tego nie zbliżyliśmy, a to pokazuje, że ludzie mają różne obawy - podkreśla Ilona Termińska. - Oszacowanie liczby widzów to największy problem, ale przyjęliśmy, że będzie ich 50 proc. - dodaje Marek Grzyb z Moje Bermudy Stali.
Czego powinni zatem spodziewać się zawodnicy? Czy istnieje ryzyko, że kontrakty podpisane w listopadzie będą renegocjowane na wiosnę? - Nie wiem, czy będzie renegocjacja kontraktów, bo kontekst jest znacznie szerszy. Od 12 miesięcy robimy wszystko, by Falubaz mógł być stabilny, wypłacany i mógł funkcjonować w różnych realiach, ale nikt nie wie, co wydarzy się w najbliższych miesiącach - tłumaczy prezes Domagała. - Na ten moment budżet jest zrównoważony, ale mądrzejsi będziemy w lutym czy marcu - przyznaje z kolei prezes Ilona Termińska.
Swoich zawodników stara się za to uspokoić prezes Marek Grzyb. - Oczywiście, nie wiem, co będzie za kilka miesięcy, ale coś trzeba planować. Rozmawialiśmy z zawodnikami i założenie jest takie, że zepniemy budżet tak, by wywiązać się z tego, co już zadeklarowaliśmy. Nie planujemy obniżek kontraktów, bo to też rodzi nieporozumienia. Różne kluby zresztą w tym roku różnie do tego podeszły. Jedni obcinali o 30, a drudzy 40 proc. To powodowało chaos - podsumowuje szef Moje Bermudy Stali Gorzów.
Zobacz także:
Dowhan o składzie Falubazu na sezon 2021
PGE Ekstraliga przedstawiła regulamin