Żużel. Artiom Łaguta: Starty z polską licencją nie wchodziły w grę. Jestem Rosjaninem [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta żegna się z kibicami z Grudziądza
WP SportoweFakty / Michał Szmyd / Na zdjęciu: Artiom Łaguta żegna się z kibicami z Grudziądza

Artiom Łaguta to w ostatnich sezonach bodaj najszybszy żużlowiec na świecie. Ale chce też być... najlepszy. Albo przynajmniej jednym z najlepszych. Medalistą IMŚ. Dlaczego nie brał pod uwagę startów jako Polak?

Wojciech Koerber, WP SportoweFakty: W Polsce rządzi Fogo Unia, a na świecie Rosjanie Emil Sajfutdinow i Artiom Łaguta - już od trzech lat. Gratulacje! Jest jakaś złota receptura?

Artiom Łaguta: Nie ma żadnej recepty. Speedway of Nations to zawody, można powiedzieć, skrojone pod nas. Wszystko się fajnie układa, a my z Emilem dobrze się uzupełniamy. Do tego trochę szczęścia i tyle.

Gdyby nie wyprzedził pan na trasie Szymona Woźniaka, puchar zostałby w Polsce. Trzeba było zamknąć oczy, żeby otworzyć manetkę i pójść za jego tylnym kołem na trudnym torze? Czy to rutynowe działanie było?

Nigdy nie chcę być ostatni. A tym bardziej w takich zawodach. Nie myślałem wtedy o torze i trudnych warunkach, chciałem wywalczyć tyle, ile się da.

ZOBACZ WIDEO Prezes PZM tłumaczy, skąd wziął się przepis o zawodniku U24 i dokąd ma zaprowadzić polski żużel

Nie wierzę, że w tym trudnym czasie - i przy zerowym niemal wsparciu waszej federacji - przyjdzie komuś do głowy, by ścigać was za brak jednolitych, narodowych kombinezonów, o czym się mówiło. Zgłaszał ktoś pretensje?

Jeśli mamy mówić o jakiejś karze, to raczej dla naszej federacji (śmiech). Myśmy się przygotowywali do tej imprezy pod wieloma względami. Sami opłaciliśmy sobie przejazd, hotel, pracę teamów. Wierzę, że żadna kara już nas nie dosięgnie.

Artiom Łaguta 2020 i wersja zeszłoroczna to dwaj różni zawodnicy. Tegoroczny Artiom wydawał się bardziej napalony na sukces. Rzeczywiście tak było?

2019 rok zaczął się dla mnie niefortunnie, od złamania obojczyka na Memoriale Jancarza w Gorzowie. To mocno utrudniło właściwe wejście w sezon i w konsekwencji czegoś zabrakło. Tegoroczny cykl przygotowań był już natomiast normalny, a ja bardzo chciałem pokazać się z lepszej strony. I to się udało.

To czego zabrakło do podium IMŚ? Gdy zerkam na statystyki PGE Ekstraligi,
dwa pierwsze miejsce zajmują Sajfutdinow i Łaguta. W cyklu IMŚ
przełożyło się to jednak na pozycję siódmą i ósmą.

Nadal pracuję nad stroną mentalną, bo jednak rundy Grand Prix są trudniejsze od spotkań ligowych. O medale mistrzostw świata walczy się ostrzej i ja też muszę się rozwijać w tym kierunku. Być twardszym, mocniejszym. W cyklu Grand Prix każdy jedzie na 110 procent. W lidze zawsze masz dwóch rywali, w Grand Prix zawsze trzech.

No, tu nie do końca bym się zgodził. Skoro Nicki Pedersen zawsze ma trzech rywali, niezależnie od formuły rywalizacji, to jego ligowy partner z pary też musi mieć trzech... Mniejsza z tym. O swojej momentami wystrzałowej formie poinformował pan już w pierwszej tegorocznej kolejce, przywożąc duży komplet (18 punktów) spod Jasnej Góry. Ale tor we Wrocławiu też chyba bardzo panu odpowiada...

Rzeczywiście, zacząłem sezon mocnym akcentem, dzięki czemu łatwiej mi się jeździło w kolejnych meczach. A tor we Wrocławiu? Odpowiada mi każdy dobrze przygotowany. Lubię tory szybkie, choć i w Hallstavik można uzbierać dużo punktów, jeśli motocykle są odpowiednio przyszykowane. Stadion Olimpijski zawsze mi pasował, bardzo przypomina tor w Vetlandzie, który lubię. Do Wrocławia chętnie przyjeżdżam, bo z reguły dobrze tam punktuję, ale też geometria żużlowej areny mi się podoba.

A Grudziądz? Ładnie się pan pożegnał z klubem. Szybko, konkretnie, elegancko i mając na uwadze cały okres spędzony w GKM-ie, a nie tylko ostatni sezon. Nie każdy stosuje podobne standardy.

Bo wiele wspaniałych chwil przeżyłem w Grudziądzu i nie było to łatwe pożegnanie. Czułem jednak, że trzeba się zdecydować na coś nowego. Być może nasze drogi jeszcze się kiedyś zejdą. Na razie bardzo dziękuję tamtejszym działaczom, sponsorom i kibicom. Z nimi wszystkimi współpraca była przyjemnością.

Nadal jednak będzie pan stacjonował w okolicy - w Bydgoszczy. Jak większość rosyjskiego żużlowego wojska. Raźniej wam w grupie?

Już od 2012 roku mam bazę w Bydgoszczy. Tam też żyją na co dzień mój menedżer Rafał Lewicki i mechanicy: Marcin oraz Damian. Mój syn również chodzi do bydgoskiej szkoły, do drugiej klasy. Inni pewnie też się tu dobrze czują, bo pod kątem logistycznym jest wygodnie, tzn. dość blisko i na prom, i do innych miast żużlowych. Na lotniska również nie jest daleko.

Takie centrum żużlowego wszechświata. Sytuacja wygląda dziś tak, że brakuje podobno i dobrych polskich juniorów, i seniorów. Z tego, co wiem, od początku deklarował pan jednak, że w kolejnym sezonie - mimo posiadania od wiosny polskiego obywatelstwa - zamierza startować z rosyjską licencją. Prawda to?

Polska jest obecnie moim drugim domem, ale urodziłem się w Rosji, a w moich żyłach płynie rosyjska krew. Stamtąd pochodzę i o tym będę zawsze pamiętał. Tam też dorastałem jako sportowiec. Dlatego mogę potwierdzić - nie było tematu, bym w sezonie 2021 występował w PGE Ekstralidze jako Polak. A teraz zabrania już też tego regulamin (nowy przepis mówi, że zawodnik, który przed uzyskaniem licencji "Ż" posiadał licencję innej krajowej federacji, nie może być uwzględniany w naszych ligowych rozgrywkach jako Polak - nie dotyczy to żużlowców, którzy uzyskali licencję "Ż" przed 31 października, a więc np. Gleba Czugunowa - WoK).

Gleb Czugunow, decydując się na starty jako Polak, stracił - jak się okazało - złoto Speedway of Nations, ostatnią szansę na złoto IMŚJ, a także udział w meczu Polska - Rosja. Ale zostawmy to. Jak pańscy rodzice radzą sobie w czasie pandemii?

Są dobrze zahartowani, mimo że lata lecą. Mieszkają w mieście Bolszoj Kamień, 40 km od Władywostoku. Mają tam gospodarstwo, zajmują się hodowlą i sprzedażą kwiatów ozdobnych. Do Moskwy jest stamtąd blisko 10 tysięcy kilometrów, ale ojciec potrafi pokonać tę trasę samochodem. Rodzice mieli nas sześcioro do wychowania, bo mam dwóch braci i trzy siostry. Pawel, mój bratanek, też jeździ, z kolei Wadim Tarasienko, którego znacie lepiej, to mój siostrzeniec.

Właśnie. Tegoroczna forma Tarasienki to czego efekt?

Konsekwentnej, ciężkiej pracy. Robi, co trzeba, więc jego postawa nie jest dla nas zaskoczeniem.

Czuje pan lęk przed koronawirusem?

Absolutnie nie. Czuję się dobrze wytrenowany i zahartowany. Liczę, że nie zachoruję, a jeśli tak się stanie, to że przejdę chorobę łagodnie. Bardziej się martwię o żonę i dzieci, żeby nie złapały wirusa.

Syn, Adam, zdecydował już, która dyscyplina pociąga go najbardziej - piłka nożna, hokej, motocross czy żużel?

Obecnie zdecydowanie piłka nożna. Na crossie też jeździ i nie trzeba go do tego namawiać, ale na dziś jest to bardziej zabawa niż początek jakiejś kariery.

Jako znany w światku podróżnik pozostanie pan tej zimy z rodziną w Polsce czy planuje kolejną eskapadę? Wiem, że macie już odhaczone Malediwy, Dubaj, Meksyk, Tajlandię...

Czekam, żeby pozamykać w listopadzie wszelkie żużlowe sprawy, a wtedy przyjdzie czas na wakacje. Najmilej wspominamy Malediwy i chcielibyśmy tram wrócić, ale wiadomo, jaką mamy sytuację. Trudno przewidzieć, co będzie za kilka tygodni.

To jaki jest plan na najbliższe miesiące?

1 listopada zaczniemy dogrywać sprawy z nowym klubem i rozpocznę normalny cykl treningowy. To standard od lat, a podczas wakacyjnych wyjazdów jest też czas na zajęcia podtrzymujące. Natomiast na miejscu w tym spokojniejszym okresie trenuję też po dwa, trzy razy dziennie. A to cross, a to crossfit itd. Przechodzę cały cykl, by fizycznie wszystko się zgadzało. Ostatnio udało się z kolei odwiedzić Belgię, zobaczyć rundę mistrzostw świata w motocrossie i mojego idola, Antonio Cairoliego. Fajna sprawa, móc poobserwować z bliska najlepszych w tej branży. Byliśmy grupką fanów motocrossu, z Błażejem Kępką (producentem żużlowych ubiorów i akcesoriów - WoK), Damianem Dróżdżem i Sebastianem Ułamkiem.

Zobacz także:
Marcin Gortat o żużlu, współpracy z Rohanem Tungatem, negocjowaniu kontraktu i budowie szpitala [WYWIAD]
Robert Sawina o składzie Apatora. Toruń to nie jest dobre miejsce dla dream teamów

Komentarze (22)
avatar
Möchomorek
12.10.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ha ha ha minęły cztery lata .... 
avatar
Richard Varga Gattling
30.08.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Teraz można to rozbić o kant .... 
avatar
Richard Varga Gattling
30.08.2024
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Polska jest obecnie moim drugim domem, ale urodziłem się w Rosji, a w moich żyłach płynie rosyjska krew. Stamtąd pochodzę i o tym będę zawsze pamiętał. Tam też dorastałem jako sportowiec. Dlate Czytaj całość
Chris72
3.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Niech Ostafiński i jemu podobni to przeczyta i się zastanowi (?) nad pisanymi i wygłaszanymi i wymyślanymi wcześniej aferami. 
avatar
Neros
1.11.2020
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Szacunek dla kogoś takiego. Są rzeczy, którymi się nie handluje i są niezmienne - taką rzeczą jest tożsamość. Jakby wszyscy byli w tej kwestii jak Artiom świat byłby dużo piękniejszy.